Zewsząd słyszę, że upada zawód dziennikarza. Że dziennikarze nie przestrzegają zasad etycznych, są koniunkturalistami. Wbrew własnym przekonaniom i powołaniu ulegam niekiedy sile owej perswazji, a mimo to chwilę potem dochodzę do wniosku, że to jednak nieuprawomocnione uogólnienie.
To nie politycy bowiem w ostatnich tygodniach zmienili całkowicie sondaże i wywrócili do góry nogami wyborcze preferencje, i to nie politycy nadali ton kampanii. Zrobili to dziennikarze. Tomasz Sekielski i Tomasz Piątek – żmudną pracą śledczą (czego efektem film braci Sekielskich oraz książki Piątka, w tym najnowsza o Morawieckim), a także Leszek Jażdżewski, który potrafił nazwać rzecz po imieniu…
Szedłem dziś z moją żoną w pochodzie – manifestacji zorganizowanej przez Koalicję Europejską, z Placu Bankowego na Plac Konstytucji. Wokół mnóstwo znajomych, nie tylko ze stolicy, z licznych miast całej Polski, z różnych zakątków. Zaprzyjaźniliśmy się przez te niemal już cztery lata. KOD ze starym logo, KOD z nowym logo, KOD w sercu bez logo.
Opłacało się przyjść choćby po to, żeby posłuchać Donalda Tuska, ale też byłych prezydentów. Warto jednak było przyjść głównie po to, by przywitać się ze starymi znajomymi.
Na scenie nie było dziennikarzy. Oni już zrobili swoje. Pozwolili politykom zatriumfować. Partia rządząca nie ma takich dziennikarzy, jak my, niezależne środowiska opozycyjne. Ma jedynie funkcjonariuszy partyjnych, którzy zostali rzuceni na odcinek dziennikarstwa, jak pani Ogórek, pan Ziemiec, pan Semka, czy wielu innych.
Któryś z komentatorów politycznych słusznie zauważył, że Kaczyński zatrzasnął się w pułapce wojny kulturowej. Tego nie kupi nikt, poza wąskim gronem Ciemnogrodu. Do owej wojny kulturowej potrzebne były populistom z PiS-u dwie nogi: kościół katolicki oraz neonaziści. O których wiemy, że są chwaleni przez periodyk Sputnik, oficjalny organ moskiewski Władimira Putina. Wojny nie chce nikt, poparcie gwałtownie spada.
Więc kończy się powoli nasza gehenna? Wpadam w nostalgię, próbując zsumować, ileż to par butów zdarłem maszerując przez te lata w proteście przeciwko przestępcom partii władzy i całej tej reprezentowanej przez nich politycznej chuliganerii. I nawet nie bardzo zirytowała mnie jedna pani ze sceny, prowincjonalna karierowiczka pozbawiona skrupułów, bo wiem, że przecież i po naszej stronie nie mogą być same anioły.
W trakcie marszu spotkałem księdza Wojciecha Lemańskiego, którego spotykam bardzo często, ostatni raz podczas niezależnych obchodów rocznicy wybuchu powstania w warszawskim getcie. Gdy jego spotykam, nabieram przekonania, że w tym kraju można znaleźć ludzi godnych zaufania i szacunku, mimo rozmaitych różnic, jakie dzielą nas z definicji.
Mam w sercu wiarę, że PiS stacza się po równi pochyłej w czeluść politycznego niebytu, a wraz z nim wszyscy jego koalicjanci. Zaświadczą o tym najbliższe wybory 26 maja.
Zanim jednak pójdziemy do urn wyborczych, pomaszerujemy 23 maja wraz z niepełnosprawnymi w manifestacji przeciwko dyskryminowaniu ich przez władzę i wykluczaniu z naszej zbiorowości.
Kiedy mówię o niepełnosprawnych, kiedy mówię o stosunku rządzących do kościoła katolickiego, kiedy wspominam walkę o równouprawnienie kobiet i środowisk LGBT, albo też antysemickie, rasistowskie i ksenofobiczne ekscesy, muszę podkreślić z całą mocą, że niesprawiedliwość społeczna nie rozpoczęła się za rządów Kaczyńskiego. Za rządów Kaczyńskiego tylko przybrała niespotykane rozmiary i stała się narzędziem w rękach władzy, a nie – jak poprzednio – była skutkiem nieudolności i zaniedbań.
Trzeba pozbyć się ze szczytów władzy wandali i przekrętowiczów z Nowogrodzkiej, ale też nie należy się łudzić i spodziewać, że wraz z przywróceniem demokracji i praworządności nie będzie o co walczyć i przeciw czemu protestować. Zapewne zedrę jeszcze niejedną parę butów.