„My good friends, for the second time in our history, a British Prime Minister has returned from Germany bringing peace with honour. I believe it is peace for our time.” –
Neville Chamberlain, 1938
„I have nothing to offer but blood, toil, tears and sweat. We have before us an ordeal of the most grievous kind. We have before us many, many long months of struggle and of suffering.” –
Winston Churchill, 1940
Tak więc zaczął się drugi rok wojny. Miniony tydzień przyniósł nam entuzjastycznie ocenianą wizytę prezydenta USA Joe Bidena w Kijowie i Warszawie. Ale także wielotysięczny protest w Berlinie i podpisany przez wielu obywateli Niemiec list otwarty w sprawie zaprzestania dozbrajania Ukrainy i zmuszenia Kijowa do „rozmów pokojowych” z rosyjskim agresorem. Wraz z upływającymi tygodniami działań wojennych, kolejnymi meldunkami o stratach w ludziach i zniszczeniach, kolejnymi transzami pomocy finansowej i militarnej Zachodu dla Ukrainy, narasta zmęczenie opinii publicznej demokratycznych państw. Oraz strach obywateli przed eskalacją na linii Rosja-NATO.
Drugi rok wojny może przynieść kluczową zmianę w nastrojach. Już styczniowe badania nie tylko z Niemiec, ale i z USA pokazują spadek poparcia dla dalszego wspierania ukraińskiego wysiłku zbrojnego przez rządy tych krajów. W Ameryce widać to szczególnie wśród zwolenników republikanów, którzy zdobyli przewagę w niższej izbie Kongresu i w sprawie wydatków budżetowych mają teraz sporo do powiedzenia. W Niemczech zarysowuje się sojusz taktyczny skrajnej, prorosyjskiej prawicy AfD ze skrajną Lewicą, która szermuje hasłami naiwnego pacyfizmu. W innych krajach Zachodu, takich jak Francja czy Włochy, postawa sceptycyzmu wobec wspierania Ukrainy jest nie mniej rozpowszechniona i wykracza poza logikę podziałów partyjnych.
Wobec zmęczenia i lęków opinii publicznej polityk w państwie demokratycznym staje na baczność. To odruch, głęboko zakodowany w mentalności zawodowych polityków, naturalny zważywszy na mechanizmy walki o utrzymanie czy zdobywanie władzy. Każdy z nich woli więc być Chamberlainem niż Churchillem – mniejsza o lekcję płynącą z historii tych dwóch brytyjskich przywódców . Każdy z nich woli przynieść swoim wyborcom „pokój na czas pokolenia”, a zwłaszcza „pokój z honorem”, aniżeli „krew, pot i łzy” oraz „walkę i cierpienia”.
W drugim roku wojny naiwnością może okazać się wiara w to, że zachodni i demokratyczni politycy wyciągnęli trwałe wnioski z głupoty Chamberlaina. Po upływie ponad 80 lat niestety rodzi się pokusa, aby może pójść jego drogą i liczyć na uzyskanie innych rezultatów. Może jednak Putin różni się od Hitlera i ewentualne uzgodnienia pokojowe będzie respektować? Może na kilka dekad Moskwa poniecha agresywnej polityki? Gdyby tak było, to czy nie warto za to zapłacić, zwłaszcza że rachunek pokrywa Ukraina i to jej ziemie będą stanowić element transakcji? Zawsze można Kijów szantażować argumentem, że bez bezpłatnej pomocy Zachodu jej terytorium zostałoby zapewne okrojone o wiele bardziej, a może nawet całe państwo uległoby „białorusizacji”, więc może niech nie narzeka…
Dla przeciętnie myślącego polityka na zachód od Odry to może wydawać się rozwiązaniem komfortowym. Bo nawet jeśli skutkiem pokoju zawartego kosztem Ukrainy byłaby kolejna agresja Moskwy za kilka lat, to przecież liczba państw buforowych pomiędzy linią frontu a linią Odry jest nadal pokaźna i można będzie dalej być relatywnie spokojnym o własne bezpieczeństwo tam.
Jakże trudno być Churchillem, a jakże potrzeba nam obecnie polityków jego formatu. W drugim roku wojny kluczowo-istotnym jest, aby kontrolę nad przebiegiem debaty publicznej w krajach Zachodu utrzymali politycy wolni od naiwnych złudzeń chamberlainowskich. Widzący jasno, że agresora trzeba pokonać, a jedyną gwarancją jego przyszłych pokojowych zachowań nie będzie świstek papieru z podpisem tego czy innego dygnitarza, a trwałe i strukturalne, polityczno-ekonomiczne uszkodzenie Rosji aż do pozbawienia jej realnej podmiotowości w sieci relacji międzynarodowych. Potrafiący obrazowo pokazać, że moralność i ludzka sprawiedliwość wymaga wspierania bohaterskich obrońców Ukrainy aż do pełnego zwycięstwa, którym może być jedynie powrót kraju do legalnych granic sprzed 2014 r. Będący w stanie przekonać wyborców, że nieodzowne są odważne kroki z dostarczeniem Kijowowi czołgów, samolotów F16 i rakiet zdolnych razić wojskowe cele na terytorium państwa-agresora włącznie.
Rosja słabnie i na jej szczytach jest obecna świadomość nieuchronnej klęski . Agresja na Ukrainę jest ogniwem tej świadomości. Przecież skoro cały niemal dochód gospodarki rosyjskiej jest oparty na sprzedaży niskiej jakości paliw kopalnych, a świadomy kryzysu klimatycznego świat zmierza do przejścia na zieloną energię w ciągu 10-20 lat, to upadek Rosji jest nieuchronny i nadciąga niczym „amen w pacierzu”. Moskwa zaatakowała teraz, bo być może był to ostatni moment, kiedy mogła mieć jeszcze zdolność zrealizować swoje militarne cele (gdyby Zachód Ukrainie nie pomógł). Obecnie przegrywająca na tym froncie Rosja jest jednak najsilniejszą wersją Rosji w XXI w. Dalej będzie coraz słabsza. To nie czas na ustępstwa wobec niej, nie czas ratować ją przed zgubą, którą sama sobie zaordynowała imperialną megalomanią przestępczych klik, sprawujących nad nią rządy.
Potrzeba nam Churchillów, którzy to rozumieją. Oby z churchillowskiej drogi nie zboczył prezydent Biden. Oby nie pozwolił zejść z niej żadnemu z czołowych partnerów w NATO. Ta wojna cały czas może się skończyć klęską wolności i świata liberalnej demokracji, wszystkich naszych najcenniejszych wartości. Taką klęską będzie pochopny, zgniły „pokój”.
Źródło zdjęcia: Wikipedia