Z Edytą Kocyk, współzałożycielką SiDLY Sp. z o.o., oferującą produkty i usługi telemedycyny, w tym opaskę zdalnie monitorującą czynności życiowe osób starszych i chorych, rozmawia Agnieszka Kożańska.
Agnieszka Kożańska: Stworzyła Pani innowacyjny produkt telemedyczny. Pierwszą rzeczą, jaką znalazłam po wpisaniu go do wyszukiwarki była informacja, że został on wycofany z asortymentu sklepu internetowego ze względu na problemy techniczne, które zgłaszali klienci. Jakie to uczucie dla twórczyni, która włożyła tyle wysiłku we wdrożenie pomysłu?
Edyta Kocyk: Rzeczywiście, była taka sytuacja z jednym z dystrybutorów. Wprowadzenie nowego produktu na rynek zawsze wiąże się z procesem edukacji. Szczególnie projekty telemedyczne powinny być wdrażane ze świadomością, że jednoczesne przygotowanie klienta jest niezbędne. W tym przypadku tego elementu zabrakło.
Teraz mamy bardzo dużo wdrożeń, zarówno w samorządach, jak i w biznesie, również wśród klientów indywidualnych. Cały czas się uczymy i widzimy wyraźnie, że ten proces nie kończy się na sprzedaży. Jest niezwykle istotne, by finalny użytkownik po prostu potrafił z produktu korzystać. Żeby wiedział jakie możliwości niesie ze sobą dana technologia. I żeby miał w tym wsparcie. My przekonaliśmy się, że podczas współpracy z dystrybutorami nie zawsze mamy możliwość dopilnowania tego ostatniego elementu.
Mówi pani o edukacji użytkowników i dystrybutorów. Czy ma Pani również na myśli kreowanie rynku?
Oczywiście. Proces edukacji rynkowej zaczynamy na długo przed wdrożeniem projektu. Komunikujemy jaki problemy rozwiązujemy teleopieką, jakie produkt daje możliwości, że w ogóle jest taki system na rynku. Druga część edukacji następuje już w momencie zakupu.
Paradoks telemedycyny polega jednak na tym, że powinna ona docierać do osób najbardziej potrzebujących. A ci ludzie przeważnie żyją nawet nie w małych miastach, a po prostu na wsi. Widzę to, gdy rozmawiam z klientami. Nasz system działa w oparciu o dostęp do sieci telefonii komórkowej, a tam, gdzie mieszkają użytkownicy, często po prostu nie ma zasięgu. I dlatego nie zawsze mamy możliwość świadczenia usług…
Bo nie ma infrastruktury?
Dokładnie. To jest przeszkoda, której my sami – jako firma – nie jesteśmy w stanie skutecznie usunąć. Sami nie postawimy nowych stacji BTS. Wsparcie w tym zakresie powinno być holistyczne, przeprowadzane przez rząd, firmy telekomunikacyjne, samorządy. A w cały proces powinni być włączeni również gracze tacy, jak my.
Od pomysłu na SiDLY do momentu, w którym jesteście jako firma teraz, przeszliście długą i skomplikowaną drogę.
Jakie główne problemy spotkała Pani na tej drodze?
Było ich naprawdę dużo (śmiech). Począwszy od sposobu finansowania projektu, aż po znalezienie odpowiednich kompetencji na rynku. Zatrudniam na przykład osoby, które zajmują się przetwarzaniem sygnałów biomedycznych – są to specjaliści w bardzo wąskiej dziedzinie.
Sporym wyzwaniem był proces certyfikacji i recertyfikacji medycznej, jednak ostatecznie przeszliśmy go bez większego problemu.
Rozwijamy się. Jesteśmy obecnie stabilną firmą z odpowiednim finansowaniem i zasobami ludzkimi,dlatego jesteśmy w stanie dostarczać coraz lepszy system i coraz nowocześniejszy produkt. Natomiast z rzeczy, z którymi sami poradzić sobie nie możemy, jest chociażby wspomniane wcześniej dostosowanie infrastruktury telekomunikcyjnej.
Zastanawiam się czym Pani produkt różni się od tak popularnego urządzenia, jakim jest elektroniczna niania.
Przede wszystkim należy oddzielić cały bardzo bogaty rynek gadżetów. SiDLY posiada bowiem certyfikację medyczną, która pozwala na stosowanie systemu w jednostkach medycznych. Dane z naszej opaski mogą być wykorzystywane przez lekarza do postawienia prediagnozy i diagnozy. Monitorujemy osoby po przeszczepach, na oddziałach onkologicznych i kardiologicznych. To pierwsza istotna różnica, wyspecyfikowana pod kątem medycznym.
Różnicą uchwytną dla użytkownika końcowego jest natomiast to, że SiDLY to nie jest jedynie opaska. Zestawiane z nami smartwatche mają, nie wątpię, dużo bardziej rozwinięte funkcjonalności, natomiast nie działają one w ramach żadnego szerszego systemu. W naszym rozwiązaniu opaska na rękę jest tylko jednym z elementów. Drugą częścią jest system gromadzeni informacji oraz specjalna aplikacja.
Czyli baza danych pochodzących od użytkowników?
To system umożliwiający świadczenie usług teleopieki. Obejmuje on nie tylko odbieranie alertów z opaski, ale też wyliczanie czasu obsługi zgłoszenia, zarządzanie pracownikami telecentrum, przypisywanie użytkowników opasek do opiekunów oraz historię pomiarów i wielostronną analizę tych wszystkich danych.
Budujemy w tej chwili sieci neuronowe, które mają za zadania przewidywać niebezpieczne zdarzenia. Po wdrożeniu nowego systemu na początku 2018 roku, wykonujemy obecnie 210 tysięcy badań miesięczne – i ta liczba stale rośnie. Dzięki rozwojowi technologii możemy mówić, że idziemy do przodu. Idziemy w kierunku wyspecjalizowanej teleopieki. Nie w stronę gadżetów, a w stronę zdalnego świadczenia usług opiekuńczych.
Jakie są funkcjonalności SiDLY?
Podkreślę, że dla nas klient i użytkownik to dwa różne podmioty. Sprzedajemy SiDLY przede wszystkim klientom instytucjonalnym. Są to firmy medyczne, telemedyczne, jednostki samorządowe, centra teleopieki czy ubezpieczyciele. Im dostarczamy cały system, nie tylko opaskę. Dla nich główne funkcjonalności to te, które wymieniłam wcześniej – wspierające i umożliwiające proces teleopieki – i jest ich bardzo dużo. A jednocześnie jest to możliwość skalowania oferty instytucji i wyjście z usługami opiekuńczymi poza mury placówki. Użytkownik końcowy – czyli ten, który nosi opaskę – może znajdować się niemal w dowolnym miejscu.
Natomiast dla samego użytkownika istotne funkcjonalności opaski to pomiar rytmu serca, pomiar temperatury, detektor upadku, przycisk SOS, analiza aktywności, licznik kalorii, usługa lokalizacyjna i powiązane z nią strefy bezpieczeństwa. Jedyne, o czym użytkownik musi pamiętać, to żeby ładować opaskę raz na jakiś czas.
Wyobrażam sobie, że takie urządzenie mogłoby także nagrywać rozmowy. Osoba, która ją nosi miałaby możliwość, na przykład, nacisnąć przycisk i po prostu powiedzieć komuś jak się czuje.
Mamy funkcjonalność dwustronnej komunikacji. Przez naciśnięcie przycisku następuje połączenie z opiekunem systemowym, z lekarzem centrum monitoringu albo z najbliższą rodziną.
O rozwoju telemedycyny mówi się teraz wiele, zwłaszcza w kontekście deklaracji Ministerstwa Zdrowia przyłożenia szczególnej wagi temu typowi projektów. Czy Pani już to czuje? Czego należałoby w tym zakresie oczekiwać od instytucji publicznych?
Największym wyzwaniem w Polsce, powtórzę jest brak dobrej infrastruktury. A drugie to proces edukacyjny. I tu już dostrzegam efekty działań rządowych. Jest widoczne zainteresowanie rynku usługami telemedycyny. Zaczynają się nad tym pochylać szpitale i inne jednostki medyczne. Zaczynają testować, wdrażać, mierzyć efektywność.
Oczekujemy jednak więcej. Przede wszystkim tego, że w koszyku świadczeń refundowanych przez NFZ usług z tego zakresu będzie więcej. W tej chwili dużo finansowania teleopieki pochodzi od jednostek samorządowych. Wykorzystujemy to, ale to nie jest nasz core business. Naszym celem jest, by telemedycyna nie była ograniczona lokalnie. Chcemy, by każdy mógł korzystać z jej dobrodziejstw. Z tego, co dla ludzi tworzy polska firma.
Jak się prowadzi się biznes będąc kobietą? Jest Pani w Sieci Przedsiębiorczych Kobiet, z pewnością wymieniacie się panie uwagami na ten temat.
Nie widzę tych różnic. Jestem osobą bardzo sfokusowaną na cel: aby rozwijać projekt, aby dostarczać usługi i system jak najlepszej jakości. Nie skupiam się na takich podziałach, choć wiem, że one są..
To pocieszające, bo oznacza, że jednak są przedsiębiorczynie, które nie odczuwają systemowych ograniczeń i mogą bez przeszkód wdrażać swoje wizje w życie.
Jestem mamą dwójki małych dzieci i tym samym mam istotne zobowiązania pozazawodowe. Ale daje się to wszystko pogodzić, jeśli tylko idziemy w wyznaczonym kierunku i nie skupiamy się zanadto na aspektach negatywnych.
Kiedy łatwiej było prowadzić start-up: wtedy, gdy Pani zaczynała, czy teraz?
Teraz założyć start-up jest dużo łatwiej, jest znacznie więcej dostępnych mechanizmów finansowania czy akceleracji. Jednak nie da się uciec od tego, że na każdym etapie rozwoju firmy pojawiają się inne wyzwania. Kluczowym punktem jest skalowalność biznesu i etap wypływania z etapu zalążkowego na szersze wody.
Czy dla start-upów pomoc instytucji publicznych jest w ogóle konieczna? Może należałoby ten ciężar przenieść na fundusze prywatne.
Mamy w SiDLY finansowanie mieszane i akurat z tego rozwiązania jestem bardzo zadowolona.
Dziękuję za rozmowę.
mgr Edyta Kocyk – Współzałożycielka SiDLY. Doktorantka Kolegium Analiz Ekonomicznych Szkoły Głównej Handlowej. Absolwentka: Wydziału Cybernetyki Wojskowej Akademii Technicznej, Uniwersytetu Warszawskiego, European Academy of Diplomancy. Stypendystka Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Rektora Wojskowej Akademii Technicznej, Rektora Szkoły Głównej Handlowej, Fundacji im. K. Pułaskiego, Głównego Inspektora Danych Osobowych. Za swoje dotychczasowe osiągnięcia otrzymała ok. 30 nagród na szczeblu ogólnopolskim i międzynarodowym. Autor kilkunastu artykułów nt. informatycznego wspomagania zarządzania, Architektury Korporacyjnej. Praktyk w obszarze kierowania zespołem i zarządzania organizacjami. Posiada wiedzę w zakresie realizacji projektów w metodyce Agile, Prince2, standardów opracowania wymagań biznesowych i systemowych dla tworzonych rozwiązań informatycznych.
