Waldemar Pawlak potrafi zadbać o rodzinę – mamę, konkubinę, o przyjaciołach też nie zapomina. Poszedł w premiery, ale swoich skrzywdzić nie da. W czasach kiedy zamiast przyrostu naturalnego w Polsce możemy mówić o ubytku, a młodzi wolą robić karierę niż dzieci, z uznaniem należy powitać wreszcie jakąś konkretną prorodzinną inicjatywę polskiego rządu. Niestety jeszcze zanim opinia publiczna zdążyła w pełni docenić jej rozmach i pomysłowość, a już storpedowały ją wrogie media, zapewne pełne sfrustrowanych singli, którzy jeśli chodzi o rodzinę, to znają Bundych i Addamsów.
Ironiczny ton niemal sam się narzuca, przez lata przyzwyczailiśmy się patrzeć przez palce na ludowców i ich specyficznego lidera. Dziś podobne tendencje wyrażają się próbą bagatelizowania ujawnionej przez „Dziennik” sprawy – bo przecież wszyscy wiedzą jaki ten PSL jest, ale i dlatego, że w Polsce lata usankcjonowanego kolesiostwa stępiły wrażliwość na ewidentne przykłady wykorzystywania urzędów dla własnej korzyści.
Premier Pawlak może zapewne udowodnić, że w żadnym punkcie oskarżeń „Dziennika” nie naruszył litery prawa. Nie ma to jednak większego znaczenia. Istnieją dwie możliwości, albo w publicznej instytucji, w której rządzi Waldemar Pawlak przetargi (zupełnie zgodnie z procedurami) wygrywa firma jego konkubiny, a w innej instytucji pozwalał zarobić (także zgodnie z prawem) fundacji, którą założył i którą rządzi obecnie jego mama, albo są to wyssane z brudnego palca insynuacje.
Jeśli to drugie, premier Pawlak bezzwłocznie powinien pozwać Reszkę i Majewskiego udowadniając swoją niewinność przed sądem. Jeśli jednak podane przez dziennikarzy fakty są prawdziwe, nieważne jakich skomplikowanych procedur dochowano, jakie wyjaśnienia zostaną nam przedstawione, ani o ile lepsze od innych okazały się oferty firm Pawlaka, jego konkubiny i jego domniemanego kolegi. W żadnym razie nie powinny one nawet startować w przetargach, w których istniało bardzo uzasadnione podejrzenie o stronniczość osób podejmujących decyzję (podwładnych obecnego wicepremiera!) a konflikt interesów był oczywisty.
PSL próbuje dyskwalifikować oskarżenia o nepotyzm tłumacząc, że to atak na wieś i tzw. „prostych ludzi”, w ten sposób obrażając każdego ciężko pracującego człowieka, który nie ma nic wspólnego z ich interesikami i układami. PSL zapracował sobie na opinię partii obrotowej, z którą wszystko można załatwić. Kwestia ceny. Ostatnio o tej niewygodnej prawdzie udawało się zapomnieć, może dlatego, że ludowcy kilka lat byli poza rządem?
Jak pisał la Rochefoucauld, „hipokryzja jest hołdem, jaki występek składa cnocie”. PSL czy to z bezczelności i poczucia bezkarności, czy to z autentycznego przekonania nawet nie próbuje udawać wstydu. W opinii ludowców dodatkowe profity ze sprawowania władzy po prostu im się należą. Głupi kto mając okazję by nie skorzystał. Nie są to standardy, które można tolerować w demokracji, która po 20 latach powinna już przynajmniej pretendować do miana dojrzałej.
Jeśli podane przez Dziennik zarzuty się potwierdzą Waldemar Pawlak ma tylko jedno wyjście. Na zewnątrz – czyli dymisję z rządu.