„Jestem chory na Polskę” zwykł mawiać Jerzy Duda-Gracz. Teraz to Polska jest chora. Na Kaczyńskiego.
Jarosław Kaczyński powinien zrezygnować z prezesury PiS, jak chciałaby ponad połowa Polaków, jednak nie ze względu na słabą fizyczną formę, ale przedzawałowy stan polskiej polityki, za który jest odpowiedzialny.
„Wszystko wskazuje na zamach, zamordowanie 96 osób to jest zbrodnia. Jest coraz więcej dowodów na to, że na pokładzie Tu-154M mogło dojść do dwóch wybuchów.” mówił w wywiadzie dla „Uważam Rze” o katastrofie smoleńskiej.
To zadziwiające, że nie przypominamy o tym codziennie, po wszystkich oskarżeniach, jakie przez lata miotał Kaczyński pod rękę z Macierewiczem. To dawne dzieje, PiS „nie grzeje” Smoleńskiem, można już zająć się nowym tematem dnia. Tymczasem oni bezkarnie robili ludziom wodę z mózgów. Potraktowali własny elektorat jak idiotów.
Poza wszystkim, jak bezwzględny musi być człowiek, który gotów jest wykorzystać śmierć ukochanego brata bliźniaka do politycznej rozgrywki?
Kaczyński w wywoływaniu złych, toksycznych emocji przypomina alkoholika, który nie potrafi odstawić butelki nawet za cenę wysokiej osobistej ceny. Kiedy polska polityka przeżywała okres uspokojenia wypowiedzi Kaczyńskiego (np. sugestie, że Angelę Merkel na funkcji kanclerza ulokowało Stasi) powodowały, że przegrywał.
Kiedy dla liberalnej demokracji przyszły gorsze czasy, wypowiedź rodem z nazistowskiej propagandowej gazety („Różnego rodzaju pasożyty, pierwotniaki, które nie są groźne w organizmach tych ludzi, a mogą tutaj być groźne”) zamiast wtrącić go w niebyt dała mu niepodzielną władzę.
Kaczyński cynicznie używa idei, na co łapie się wielu jego zwolenników, począwszy od dekomunizacji i lustracji, przez walkę z korupcją (dziś, po Banasiu i dwóch wieżach brzmi to mocno humorystycznie) po rzekomo święty dla niego krzyż i Kościół katolicki.
Ma niebywałą zdolność dominowania dyskursu. Wpisy Tuska Kaczyńskiemu muszą drukować, ale typ negatywnej emocji, jaki doskonale rozchodzi się w erze demokracji masowych social mediów, prezes PiS opanował do perfekcji. Kaczyński jest zupełnie anachroniczny jako człowiek, odcięty od lat od czegokolwiek co przypomina normalne życie, jako polityk okazał się zaskakująco nowoczesny i skuteczny. Był Trumpem zanim ten odkrył twittera.
Jego siłą są reakcje jakie wywołuje. Gdyby nie histeria jego przeciwników i negatywna siła wytworzona z energii ich protestów, prawdopodobnie nie byłby w stanie utrzymać spójności swojego obozu politycznego. Liderem prawicy jest i był dlatego, że nikt nie wzbudza takiej nienawiści w obozie anty-PiSu.
Divide et impera
Banałem jest stwierdzenie, że polityka żyje podziałami. Jednak Kaczyński wytworzył podział całkowicie dysfunkcyjny dla nas jako wspólnoty. Zwolnił polską politykę z elementarnej odpowiedzialności za czyny i słowa.
Na fali zmęczenia chaosem jego rządów PO swój program mogła budować w cieniu dojmującego „strachu przed PiS”, pozbawiona merytorycznej opozycji czy realnej medialnej kontroli. Teraz kiedy nacjonalistyczna wsobna opowieść o Polsce jest w cenie, Kaczyński zarządza Polakami przy pomocy eskalowania prymitywnych instynktów – przede wszystkim oskarżania o zdradę każdego, kto myśli inaczej.
Rządy PiS nie są w stanie przeprowadzić żadnego istotnego projektu o charakterze cywilizacyjnym. Opozycja, zapatrzona w Kaczyńskiego jak zdrętwiała mysz w jadowitą kobrę, nie jest zdolna wyprowadzić z siebie głębszej myśli, której horyzont miałby wykraczać poza najbliższą konferencję prasową.
Polska podzielona przez Kaczyńskiego służy przede wszystkim jemu i jego partii. Za jego osobisty sukces płacimy cenę wszyscy. Odejście Jarosława Kaczyńskiego z polityki jest nieodzownym warunkiem perspektywy na jej naprawę, budowę nowych, bardziej konstruktywnych podziałów.
To będzie jak odwilż po długiej i ciemnej zimie.