Powiada się, że stosunek do zwierząt zmienił się dzisiaj zasadniczo na lepsze w porównaniu z tym, co było w przeszłości, bo niemało jest teraz ludzi, którzy swoje psy i koty traktują jak członków rodziny i otaczają je opieką i miłością. To niezupełnie prawda. Pozytywny stosunek do zwierząt nie jest cechą tylko naszych czasów. Kaligula musiał bardzo szanować swojego konia, skoro uczynił go senatorem, a Jan Chryzostom Pasek w „Pamiętnikach z XVII wieku zamieścił strzelisty dytyramb na cześć swojego zmarłego deresza. Jednak to, że byli i są ludzie, którzy emocjonalnie przywiązują się do swoich koni, psów, kotów czy innych zwierząt, wcale nie oznacza, że są gotowi równą troskę przejawiać wobec przedstawicieli całego świata zwierzęcego. Mimo starań etyków i aktywistów Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, wciąż w wielu środowiskach dominuje przedmiotowy stosunek do zwierząt. Stosunek ten występuje w dwóch odmianach: praktyczno-utylitarnej i ludycznej.
Z perspektywy praktyczno-utylitarnej zwierzę ma jakieś znaczenie dla człowieka tylko wtedy, gdy przynosi mu jakieś korzyści. Od dawien dawna zwierzęta były dla człowieka dostarczycielami mięsa, mleka, jaj, futer i skór, pełniły funkcje pociągowe i strażnicze. Gdy takich bezpośrednich korzyści nie widać, życie i los zwierzęcia staje się dla człowieka obojętny. Przykładem mogą być decyzje inwestycyjne grożące zniszczeniem ekosystemów, jak próba budowy drogi przez Dolinę Rospudy czy przekop Mierzei Wiślanej. Przykładem mogą być również powtarzające się co roku wypalania traw na łąkach.
Podejście praktyczno-utylitarne charakteryzuje się dążeniem do maksymalizacji korzyści ze zwierząt, które trzeba uzyskać jak najmniejszym kosztem. Dlatego opłaca się hodowla klatkowa zwierząt futerkowych i kurczaków. Jest to hodowla na skalę przemysłową, w której liczy się tylko wydajność. Uzyskane korzyści są wówczas nieporównanie większe niż tradycyjna drobno-towarowa hodowla kur na wolnym wybiegu czy pozostawianie nutriom, norkom i tchórzofretkom większej przestrzeni w klatkach. Również dbanie o czystość i mikroklimat pomieszczeń dla zwierząt gospodarczych traktowane jest często jako kosztowna fanaberia. W ogóle wszystko, co poprawiałoby dobrostan zwierząt, ale pociąga za sobą koszty, jest z tej perspektywy odrzucane; choćby długość łańcuchów, na których trzymane są psy przy budach i bydło w oborach. Nieszczęsne konie, ciągnące przeładowane ludźmi wielkie wozy na trasie do Morskiego Oka i często padające z wysiłku, to przykład morderczej eksploatacji zwierząt z powodów ekonomicznych. Przypomina to ponury żart o rolniku, który postanowił przyzwyczaić swojego konia do braku pożywienia. I prawie mu się to udało, ale koń niestety zdechł.
Przy podejściu praktyczno-utylitarnym zwierzęta, które w jakikolwiek sposób szkodzą ludziom, należy bezwzględnie tępić. Nie można więc mieć litości dla fok przegryzających sieci rybakom, dzików niszczących uprawy, wilków atakujących zwierzęta gospodarcze, bobrów, których działalność zalewa wodą pola czy kretów niszczących korzenie upraw. Protesty obrońców zwierząt zbywane są histeryczno-retorycznym pytaniem: czy prawa zwierząt mają być ważniejsze od praw ludzi? Moralna asymetria tak postawionego problemu pozostaje niezauważona, bo przecież zwierzę to element przyrody, którą człowiek ma dane mu przez Boga prawo czynić sobie poddaną.
Nieco inne jest podejście ludyczne, zgodnie z którym zwierzęta mogą służyć rozrywce i zabawie. Rodzice dają dziecku pieska lub kotka, które traktują jak żywą zabawkę. Nie zwracają przy tym uwagi, że niektóre formy tej zabawy mogą być dla zwierzęcia udręką. Bywa też, że kiedy utrzymanie zwierzęcia staje się kłopotliwe lub nie ma go z kim zostawić w czasie wyjazdów wakacyjnych, wówczas wyrzuca się go z samochodu albo przywiązuje w lesie do drzewa. Dużą frajdę mają ludzie z cyrkowych występów zwierząt. Słoń stojący na piłce, lwy i tygrysy posłusznie wykonujące polecenia tresera, ekwilibrystyczne wyczyny małp – to wszystko ekscytuje, zadziwia i śmieszy. Rzadko kiedy ludzie podziwiający te występy zdają sobie sprawę z uciążliwości tresury, która pozbawia zwierzęta ich naturalnych reakcji i zachowań. Poza ogrodami zoologicznymi, gdzie przynajmniej w części próbuje się stworzyć zwierzętom warunki zbliżone do naturalnych, odbywają się także obwoźne pokazy zwierząt. Ten rodzaj pokazów jest szczególnie uciążliwy dla zwierząt zamkniętych w ciasnych klatkach, często nieregularnie odżywianych i narażonych na stresującą zmienność sytuacji.
Szczególnym rodzajem ludycznego stosunku do zwierząt jest myślistwo, gdzie zabawą jest okrucieństwo. Można zrozumieć, że w sytuacji, w której człowiek systematycznie narusza równowagę w przyrodzie, musi on sam dbać o przywracanie tej równowagi, co między innymi oznacza konieczność okresowego odstrzału pewnej liczby przedstawicieli danego gatunku. Gdyby myślistwo ograniczało się do tego, polowania byłyby rzadkością. Tymczasem mają one charakter osobliwej zabawy, obrosłej w liczne rytuały, w czasie której ludzie w kapeluszach z piórkami mordują zwierzęta. A potem siedząc nad pokotem zabitych sztuk, jedzą bigos i raczą się alkoholem. Te wszystkie trąbki, pieśni i zwyczaje, ta cała zabawa w dawnych traperów, pokryć ma rzeczywisty sens tego procederu, jakim jest rozładowanie potrzeby okrucieństwa. Służy temu również specyficzny język, w którym zabijanie zwierzyny nazywa się jej pozyskiwaniem, a krew – farbą. Ktoś powie, że ludzie polowali od dawien dawna, że zwierzęta również polują jedne na drugie, więc można to uznać za coś naturalnego, byle chronić niektóre gatunki, przestrzegając okresów ochronnych i limitu odstrzałów. Otóż trzeba wyraźnie oddzielić polowania, dzięki który ludzie zdobywali pożywienie i inne surowce, co pozwalało im utrzymać się przy życiu i zabezpieczyć przed chłodem (w tym samym celu polują na siebie zwierzęta), od polowań będących zabawą. Strzelanie do celu to fajny sport, ale dlaczego trzeba strzelać do zwierząt, a nie do tarczy? Oczywiście dlatego, że zwierzę traktuje się jak rzecz, więc jego zabicie nie niepokoi sumienia.
Jeśli postęp cywilizacyjny łączyć się ma z rozwojem humanizmu i wrażliwości etycznej, to czas najwyższy, aby upowszechniło się podmiotowe podejście do zwierząt. Zgodnie z tym podejściem, człowiek etyczny unika krzywdzenia istot, które są świadome swojego cierpienia, bo odczuwają ból, mają poczucie lęku i zagrożenia. Zwierzę cierpi tak samo jak człowiek i tak jak człowiek potrzebuje dobrostanu. Czy to oznacza, że – jak chcą radykalni obrońcy zwierząt – trzeba zaprzestać jedzenia mięsa i zrezygnować z futer i skór zwierzęcych?
Otóż niekoniecznie; podmiotowy stosunek do zwierząt nie musi iść aż tak daleko, bo większość ludzi jest mięsożerna i trudno by im było tak radykalnie zmienić swój sposób odżywiania. Podmiotowe podejście polega w tym wypadku na poszukiwaniu możliwości poprawy dobrostanu zwierząt i zwalczaniu wszelkich przejawów niehumanitarnego ich traktowania. Pierwszą z tych możliwości, najdalej idącą, jest znalezienie wystarczająco atrakcyjnych surogatów, które pozwoliłyby zaspokoić potrzeby ludzi bez zabijania zwierząt. Syntetyczne futra i skóry zyskują coraz większą popularność, w miarę jak ich cechy jakościowe coraz mniej różnią je od oryginału. Wiadomo, że trwają również badania pozwalające na produkcję sztucznego mięsa. Ten kierunek rozwoju wydaje się szczególnie obiecujący w uwolnieniu człowieka od konieczności zabijania zwierząt. Postęp naukowo-techniczny może również służyć zabezpieczeniu się przed szkodnikami, bez potrzeby ich zabijania. Ultradźwięki mogą być skuteczną ochroną sieci rybackich przed fokami. W innych sytuacjach mogą być wykorzystane odstraszające zapachy, dźwięki i światła, nie mówiąc o rozmaitych zabezpieczeniach terenowych w postaci ogrodzeń, rowów czy wałów chroniących pola przed zalewaniem. Owszem, wszystko to wymaga czasu, wysiłku i pieniędzy, ale od ludzi, przerastających inteligencją świat zwierzęcy, właśnie tego należy wymagać, a nie bezmyślnej brutalności.
Dopóki jednak ta konieczność zabijania występuje, należy robić wszystko, aby hodowla bydła, trzody chlewnej i drobiu przebiegała w warunkach zapewniających zwierzętom dobrostan. Dlatego projekt ustawy, zgłoszony przez Jarosława Kaczyńskiego, zasługuje na poparcie. Zakaz przemysłowej hodowli zwierząt futerkowych i drobiu jest wyrazem podmiotowego stosunku do zwierząt. Ustawa daje aktywistom opieki nad zwierzętami prawne podstawy do ingerencji, gdy hodowla nie spełnia wymaganych warunków. Dotyczy to także sposobu traktowania zwierząt w gospodarstwie, co powoduje protesty wśród tradycyjnie nastawionych rolników, prezentujących praktyczno-utylitarny stosunek do zwierząt. Padają też argumenty, że przemysłowa hodowla zwierząt futerkowych to dobry interes i chociaż niehumanitarny, to jednak szkoda z niego rezygnować. Można na to odpowiedzieć, że niehumanitarnych, ale równie dobrych, a może nawet lepszych interesów jest więcej, jak choćby produkcja i sprzedaż narkotyków, a jednak nikt się oficjalnie przeciwko jej zakazowi nie buntuje.
Trudno także znaleźć usprawiedliwienie dla uboju rytualnego. Eksport mięsa z tego uboju do krajów, w których wyznawcy islamu i judaizmu jedzą tylko mięso halal i koszer, też podobno jest wysoce opłacalny. W dodatku bestialski ubój, polegający na uśmierceniu zwierzęcia przez powolne wykrwawienie, uzasadniany jest względami religijnymi, które nie powinny być przedmiotem krytyki. Odkąd to humanizm ustępować ma przed barbarzyńskimi praktykami religijnymi? Epoka palenia heretyków na stosie wszak dawno minęła. To, że Polska, jako jeden z nielicznych krajów w Europie, zarabia na eksporcie mięsa z uboju rytualnego, świadczy jak najgorzej o naszej wrażliwości etycznej.
Przedmiotowy stosunek do zwierząt związany jest również z tradycyjnie rozumianym prawem własności, dość mocno utrwalonym w niektórych środowiskach. Ta tradycyjna wykładnia oznacza, że właściciel ma prawo dowolnie rozporządzać swoją własnością. Nieporozumienia na tym tle pojawiły się już wcześniej na tle stosunku rodziców do swoich dzieci. Pozbawianie rodziców praw rodzicielskich z powodu znęcania się nad dziećmi lub niemożności zapewnienia im odpowiednich warunków rozwoju, do dzisiaj zresztą jest powodem protestów w środowiskach konserwatywnych. Co dopiero mówić o stosunku do zwierząt. Wielu ludzi wciąż jest święcie przekonanych, że właściciel może swojego psa czy konia traktować jak mu się podoba; może go bić, głodzić, a nawet zabić i nic nikomu do tego. Ot, święte prawo własności. Dlatego stosowanie od niedawna odpowiedzialności karnej za znęcanie się nad zwierzętami, w niektórych środowiskach spotyka się z brakiem zrozumienia, a nawet buntem. Była posłanka Renata Beger publicznie zagroziła, że widłami przepędzi każdego, kto będzie wtykał nos do jej gospodarstwa, aby sprawdzić, jak ona traktuje swój żywy inwentarz. Podobnego zdania był minister rolnictwa Ardanowski, który potępiał aktywistów Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i innych organizacji pozarządowych, którzy zabierali rolnikom półżywe konie, psy czy inne skrajnie zaniedbane zwierzęta.
Aby stosunek podmiotowy do zwierząt upowszechnił się w tych kręgach społecznych, które ze zwierząt żyją, potrzeba czasu. Ustawa o ochronie zwierząt w proponowanym kształcie jest potrzebna głównie po to, aby konieczność zmiany cywilizacyjnej w traktowaniu zwierząt w tych kręgach uświadomić. Ustawa powinna zatem zawierać stosunkowo długi okres przejściowy, pozwalający hodowcom przystosować się do zasadniczej zmiany prowadzonej działalności. Okres ten nie powinien być jednak aż tak długi, aby rozpoczęcie tej zmiany można było odkładać na później.
