Karolina Sulej, autorka znana z wrażliwości na kwestie społeczne, w swojej książce Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm przygląda się kobiecemu doświadczeniu cielesności. Do pisania zmotywowała ją potrzeba oddania głosu kobietom, które swoją codziennością wcielają i promują idee feminizmu. Sulej skupia się na konkretach, na osobach, które wpływają na zmiany w postrzeganiu kobiecego ciała i wolności. Nie ma tu miejsca na puste teoretyzowanie.
Ciało pod kontrolą: Kościół, politycy i narzucone normy
Autorka wskazuje, że relacja z ciałem jest jednym z najważniejszych aspektów kobiecej tożsamości, a jednocześnie obszarem poddawanym nieustannej kontroli i ocenie. W naszym kraju na tą relację w dużym stopniu wpływają polityka, normy społeczne i religia. Kobiece ciało często staje się narzędziem kontroli społecznej i walki o władzę. Przykładowo, mamy tu Kościół z jego ideałem ciała czystego, podporządkowanego i skromnego. Mamy też polityków, którzy decydują o dostępie do aborcji, ale też antykoncepcji czy edukacji seksualnej. Wreszcie, są też normy, które nakazują nam być skromną, ale nie pruderyjną, kuszącą, ale nie wyuzdaną, skupioną na ognisku domowym, ale nie patrzącą na kwestie finansowe, niezależną finansowo, ale nie karierowiczką (tu pada jakże celne odwołanie do wiersza Camille Reinville, Be a Lady They Said). To dlatego ważne jest, by kobiety odzyskały swą cielesność i w sposób autonomiczny decydowały o tym, jak wygląda ich seksualność, zdrowie, prokreacja, ogólnie mówiąc – ich życie.
Kobiety, które zmieniają spojrzenie na ciało
Głównym elementem książki Sulej są różnorodne historie kobiet, które poprzez swoją codzienność wpływają na postrzeganie kobiecości i ciała. Autorka zaprasza między innymi na spotkanie z Krystyną Koftą. Ta pisarka i felietonistka „jako pierwsza pisała o seksualności, cielesności, kobiecości i o tym, co te pojęcia oznaczają we współczesnej Polsce”. Przełamała wiele tabu, między innymi mówiła publicznie o profilaktyce raka piersi i samobadaniu (Jak nasze zdrowie by wyglądało, gdyby nie przewijające się co jakiś czas filmiki influencerek i organizacji pokazujące, jak badać piersi? Ilu z nas by bez tego już nie było?) Jest też historia Niny Kowalewskiej-Motlik, która swoimi książkami (harlequiny) dawała kobietom okazję chwilowej ucieczki od świata, w którym dźwigają siaty, pracują, zajmują się domem i muszą być piękne i zadbane, a partner czasem „pomoże” wynosząc śmieci lub odkurzając (wiadomo, jak chodzi o podział majątku, dom jest mężczyzny, jak o podział obowiązków – to domowe ognisko jest pod pieczą często pracującej kobiety; na szczęście to przekonanie jest powoli i coraz skuteczniej rugowane z mentalności Polaków). W pewnym momencie seria książeczek stała się okazją nie tylko do chwilowego złapania oddechu. Piszące listy czytelniczki czy osoby wymieniające się wrażeniami stworzyły mnóstwo okazji do rzeczywistej pomocy wielu kobietom przez dofinansowania czy organizowanie konsultacji lekarskich.
By nie zdradzać za wiele – jest jeszcze historia popularnej piosenkarki, Margaret (której przyznanie się do gwałtu w dzieciństwie było bodźcem do… podważania jej prawdomówności, bo przecież przemoc seksualna to narzędzie do wybijania się i niszczenia karier sprawców, a nie przestępstwo i trauma ofiar) oraz Betty Q, która poprzez sztukę burleski przełamuje tabu związane z kobiecą seksualnością i ciałem. Bardzo ciekawym odkryciem w tym zacnym gronie była dla mnie podcasterka i autorka książki Joanna Okuniewska. Dzieląc się własnymi doświadczeniami i przekazując opowieści słuchaczek, stała się towarzyszką wielu kobiet w budowaniu poczucia własnej wartości, rozwijaniu umiejętności stawiania granic i samoakceptacji. Więcej takich historii i nieoczywistych sposobów na codzienne wcielanie idei feminizmu można znaleźć w lekturze.
Czy ciałaczki są dziś potrzebne?
Tak! Zdecydowanie tak. Wciąż żyjemy w świecie, w którym mężczyźni potrafią sugerować, że jedynym/najlepszym lekarstwem na bóle menstruacyjne jest… ciąża. Dlaczego? Bo widzieli tak u koleżanki kuzynki ciotki… Wiecie, o co chodzi, rzetelny research, lata badań nad kobiecą fizjologią i wiadomo, pełna wiarygodność.
Wciąż słyszymy, że „gdzie indziej kobiety mają gorzej”, jakby to miało usprawiedliwiać łamanie naszych praw tu i teraz. Feminizm nie polega na równaniu w dół – chodzi w nim o dążenie do poszanowania każdej kobiety, bez względu na kontekst kulturowy. Ciałaczki przypominają, że mamy prawo do decydowania o sobie. Są potrzebne, by budować świadomość, że ciało to nie wstyd, lecz przestrzeń, którą należy szanować. I wreszcie, są potrzebne, by młode kobiety miały wzory walki o własne granice i prawa. Jak długo istnieją systemy próbujące zawłaszczyć kobiece ciała, tak długo ciałaczki będą potrzebne, by zabierać głos.
Ta lektura ma ogromne znaczenie, zwłaszcza w miesiącu, w którym świętujemy Dzień Kobiet. Spoglądając na kwiaty w wazonach warto pamiętać, że to my jesteśmy płcią, nad której prawami, statusem prawnym i człowieczeństwem debatowano na przestrzeni dziejów i nadal się to robi. A co jest dane lub wywalczone, w czasach niepokojów może z łatwością zostać naruszone.
