Sondaż wykonany dla Wirtualnej Polski przez IBRiS potwierdza tendencję, którą było widać już wcześniej w badaniach robionych przez Kantar i CBOS. Tak, poparcie dla formacji Kaczyńskiego spada. Tak, PiS nie byłby w stanie rządzić ani samodzielnie, ani z Konfederatami. Przyczyny takiego stanu rzeczy są tak oczywiste, że nie chce mi się specjalnie nad nimi rozwodzić. Wiadomo: aborcja, epidemia, gra o stołki, spór z rolnikami o „piątkę dla zwierząt”, chaotyczne decyzje, brak kontroli nad czymkolwiek.
Dziwić może jednak bardzo wysoki wynik ruchu Szymona Hołowni, który we wszystkich sondażach wbił się klinem między PO i Lewicę w opozycyjnej hierarchii.
O czym to świadczy? Po pierwsze, widać tu jak na dłoni, że polityka dalej jest domeną liderów. Dwóch względnie charyzmatycznych chadeków to za dużo na tym ograniczonym poletku. Hołownia dostaje bonus po wyborach prezydenckich, a Kosiniak „malus” (przeciwieństwo bonusu). Żadnego znaczenia nie ma fakt, że wesoły kaznodzieja występuje praktycznie sam i nie ma za sobą klubu parlamentarnego. Ba, być może mu to nawet pomaga.
Co więcej, powszechnie znany jest stosunek Hołowni do aborcji. Choć ten ostatnio złagodniał w przekazie medialnym, często powtarzana jest jego wypowiedź, w której mówił, że „myśli o życiu tak jak prof. Chazan”. A więc uważa, że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia. Do tego jednak Hołownia wyraźnie dodaje, że „kompromisu aborcyjnego nie należy ruszać” i jest jedynym graczem na scenie (no, obok zmarginalizowanego Kosiniaka), który mówi w ten sposób. PiS chce prawo zaostrzać, Lewica liberalizować, Platforma miota się nie całkiem wiedząc, co w tej sytuacji zrobić, a Konfederacja zmieniała zdanie dwukrotnie w ciągu doby.
Strajk Kobiet wzniecił największe w Polsce protesty po 1989 roku. Na ulice wyszły setki tysięcy ludzi, a drugie lub trzecie tyle trzymało za nich kciuki w domach. Co jednak, jeśli ogólna sympatia społeczeństwa do demonstrantów wynika ze złej kondycji kraju, a nie z sympatii do wszystkich postulatów? Tego jaka część protestujących, którzy wyszli w piątek na ulice jest przeciwko wyrokowi TK, ale za pozostawieniem status quo w sprawie aborcji, tak naprawdę nie wiemy.
Być może jest tak, że duża część polskiego społeczeństwa stoi tam gdzie znany dziennikarz sportowy Krzysztof Stanowski, który kilka dni temu pisał, że „sprawa jest dla niego skomplikowana”, „rozumie emocje obu stron” (sic!), ale obu stron się też boi. Z dużym nierozumieniem czytałem jego tekst jeszcze przed publikacją, będąc pewnym, że Stanowski nie wie w co się pakuje i że to ostatnie słowa, które ktoś powinien obecnie wypowiadać publicznie. Ku mojemu zaskoczeniu już po publikacji pojawił się grad lajków, udostępnień i słów poparcia mówiących, że „wreszcie ktoś to powiedział”.
Ponadto – abstrahując już od sporu aborcyjnego – Hołownia w dalszym ciągu może otrzymywać premie za nieprzerwany dyskurs modernizacyjny. Dalej chodząc po mediach tłucze, że nie chce rozmawiać o przeszłości (spór aborcyjny jest zdecydowanie sporem wyciągniętym z pawlacza), a o mitycznej Polsce 2050 roku. Oferuje to czym wcześniej było „wejście do UE/NATO” za SLD, a potem „autostrady i stadiony” Donalda Tuska. Facebook przypomniał mi tekst, który napisałem dokładnie rok temu, po wejściu Lewicy do Sejmu. Mówiłem wtedy, że jeśli tylko Lewica będzie podkreślać, że jej program to „autobus w każdej gminie, kolej w każdym powiecie” to szybko zagrozi Platformie. Tak się nie stało. Te projekty zostały przysłonięte wojną ideologiczną wypowiedzianą przez PiS. Obóz władzy wykorzystał, fakt, że Lewica wystawiła w wyborach prezydenckich homoseksualistę i rozpoczął nagonkę na osoby LGBTQ, wlepiając trzeciej sile w Sejmie łatkę frakcji jednego tematu.
Wiadomo, że jeśli rząd nie upadnie wcześniej (a tego scenariusza bym nie przekreślał) wybory odbędą się za trzy lata. W polityce to cała epoka. W tym czasie poparcie dla Hołowni może urosnąć, zmaleć, a nawet spaść pod wyborczy próg. W ubiegłej kadencji Sejmu Nowoczesna Ryszarda Petru też miała swoje pięć minut, gdy w sondażach nawet wyprzedzała Platformę Obywatelską. Wiemy jak ostatecznie skończyła się ta historia.
Powyższy sondaż nie zdradzi nam wyników wyborów w 2023 roku, ale może pokazać klucz do zwycięstwa. Wygląda na to, że najbardziej zyskiwać będą ci, którzy widząc pożar zamiast kanistra z benzyną przyniosą gaśnicę. Zaoferują spokój, wyjście awaryjne z kryzysu gospodarczego, dobrą służbę zdrowia i usługi publiczne. Wymyślą na nowo „ciepłą wodę w kranie”.
Autor zdjęcia: Imani
