Uwielbiam, gdy jest CIEPŁO! Lubię też zadawać sobie pytania. Dlatego tak chętnie podglądam w sieci Ninę Czarnecką. Z przyjemnością czytam blog, który prowadzi. Regularnie sprawdzam, co dzieje się na jej Instagramie. Wzruszam się, biorąc udział w kobiecych kręgach, które prowadzi.
Dlaczego? Bo jako zdetronizowana królowa pośpiechu uczę się zwalniać. Nina jest doskonałą partnerką w moim procesie. Oswaja ajurwedę i zwraca uwagę, aby holistycznie podejść do zdrowia. Przedstawia sprawdzone sposoby na to, jak uprzyjemnić sobie codzienność. Po lekturze robi się cieplej… na sercu i cieplej w relacji ze sobą.
Alicja Myśliwiec: Kiedy się ostatnio bawiłaś? Co lubisz robić? Za czym tęsknisz? Co sprawia, że błyszczą ci oczy? Te pytania zadałaś mi jakiś czas temu jako czytelniczce. Twoje Ciepło to najprzytulniejsza książka, jaką sobie można wyobrazić. Oswajasz dwie pory roku, które bywają dla nas problematyczne – jesień i zimę. Dlaczego?
Nina Czarnecka: Dlatego, że sama bardzo źle je znosiłam przez lata. Uświadomiono mi dosyć brutalnie sposób, że jeśli nie zamierzam się wyprowadzić do cieplejszego klimatu to przez pół roku będę nieszczęśliwa… A to średnio stanowi pół mojego życia. Nie pozostało mi nic innego, jak coś z tym zrobić. Jeżeli mówimy o tym, że są osoby celebrujące jesień i niemogące się jej doczekać, to na pewno to nie byłam ja. Postanowiłam jednak działać. Stworzyłam sobie różne sposoby samopomocowe, a pięknie się to zgrało z tym, czym się zajmuję, czyli osiędbaniem i ajurwedą, która też mi dała podpowiedzi, co się wtedy z ciałem dzieje, co się dzieje z głową. Mówiąc „z głową” mam na myśli umysł. Zaczęłam zadawać sobie pytania, jak można zrównoważyć te zadziewające się rzeczy, jak je znosimy, po to, żeby było nam lżej.
Czego się o sobie dowiedziałaś, pisząc tę książkę?
Myślę, że w takiej pierwszej warstwie, zanim zaczęłam ją pisać, gdy mierzyłam się z tematem jesieni i zimy – to nie są chyba oryginalne rzeczy, myślę, że wiele osób może się z nimi utożsamić – czyli to, że jest mi ciężko z bezczynnością, z bezradnością, z bezruchem, z kończeniem się czegoś, jakiegoś cyklu, jakiegoś etapu w życiu i że bardzo jest mi trudno nie wchodzić w sprawczość, żeby to trochę zakłamywać i czuć się bardziej pełną siły mocy, że ja kreuję to swoje życie. Kiedy zaczęłam bardziej się przyglądać cyklom, dowiedziałam się, jak w tym trwać, jak w tym zostać. To było najtrudniejsze.
Trwanie i zostanie i przydatne narzędzie. Między innymi taka lekcja mądrej regeneracji z jednej strony a z drugiej strony coś, czym absolutnie mnie urzekła ta książka, czyli magia zadawania właściwych pytań. Dajesz przewodnik, który tak naprawdę pozwala ciągnąć za różne nitki i dochodzić do siebie. To nauka słuchania i nauka poszukiwania.
Tak, bo jest to również spójne, i to uwiodło mnie w ajurwedzie, że nie ma jednej recepty dobrej dla wszystkich. Nie każdy się czuje dobrze po tym samym jedzeniu, tej samej ilości snu, tej samej pogodzie, dlatego też to ładnie wyjaśnia, dlaczego niektórym z nas jesienią i zimą jest łatwo, a innym wręcz przeciwnie. Staram się unikać dawania ludziom nieproszonych rad. Moje sposoby są tylko propozycjami sprawdzenia, czy ja jestem tego blisko, jak ja się z tym mam. Jeśli spróbuję, to czy działa to na mnie dobrze, czy wręcz przeciwnie. Myślę też, że jesień jest dobrym czasem, żeby przestać pędzić, zatrzymać się i zajrzeć w głąb siebie. Ona nas do tego zaprasza w naturalny sposób. Wycisza bodźce. To już nie jest lipiec, kiedy wszyscy mamy słodkie dolce vita i przemieszczamy się z miejsca na miejsce i tak bardzo nam żal, że jest piękna pogoda a my musimy siedzieć gdzieś we wnętrzu i staramy się cisnąć te dni jak cytrynę. Jesień i zima to taki czas w moim odczuciu, kiedy łatwiej jest o refleksję.
Jakie czynniki bierzesz pod uwagę, koncentrując się na nauce sztuki dbania o siebie? Jakie aspekty? Bo jest z jednej strony coś dla ciała, jest tam coś dla ducha między wersami, jest też coś, co może raczyć nasze podniebienia.
Tak… Uważam, że dbanie o siebie też jest bardzo indywidualną kwestią i właściwie każdy mógłby wyznaczyć różne obszary. Chciałam pokierować czytelniczki w stronę takiego pełnego refleksji zastanowienia się, co to dla mnie znaczy dbać o siebie. Zachęcałabym do przyglądania się temu tak, jakbyśmy mieli zadbać o dziecko. Myślę, że w mainstreamie ciągle mamy dbanie o siebie jako estetyzację albo jako pobłażanie sobie. Teraz ja z lampką wina w wannie, bąbelki, piana, książeczka, nie wiem, dwa dni z Netflixem… Tego jest dużo! Czasami robimy rzeczy, które nie są dla nas przyjemne, czasami nie mamy ochoty ich robić, ale wiemy, że one po prostu zaspokajają nasze potrzeby. To nie tylko dbanie o umysł, psychikę. To nie tylko dbanie o ciało. To nie tylko dbanie o regenerację, jak już powiedziałaś.
Perspektywy się rozszerzają….
Globalnie to już byłoby dbanie o finanse, relacje, otoczenie, o planetę, na której żyjemy – to też jest dbanie o siebie przecież. Nie wszystkie z tych aspektów dotyczą jesieni, niektóre są bardziej ogólne, ale chciałabym, żebyśmy mówili i myśleli o tym w szerszym kontekście, niż tylko co mam zjeść, co mam zrobić, co mam w siebie wetrzeć, jaką tabletkę, ziółko łyknąć.
Czyli z jednej strony co potrzebuję, a z drugiej strony dlaczego?
Tak! Czego potrzebuję w danym momencie, co mogę lub muszę odpuścić. To nie jest tylko o potrzebach. Gdy mówimy, co potrzebuję zrobić, co potrzebuję dodać, dorzucić jeszcze do tego koszyczka to jedna strona medalu. Czasem warto zapytać, co potrzebuję z niego wyjąć?
Co było największym wyzwaniem podczas pracy nad tą książką?
Skrócenie jej do tych trzystu pięćdziesięciu stron. Selekcja materiałów i przełożenie tych ajurwedyjskich sposobów. Liczą sobie pięć tysięcy lat. Ja mówię o nich współczesnym, zrozumiałym językiem. Dzięki temu nadają się do zastosowania tu i teraz. Nie chodzi tutaj o dawanie gotowej rady metodą „kopiuj wklej”, ale o pokazywanie mechanizmu postrzegania świata i myślenia, logiki. O implementowanie jej tu i teraz, w miejscu gdzie jesteśmy i gdzie się spotykamy.
Ja podam taki przykład, który jest dla mnie zawsze urzekający. W podrozdziale nazwanym wdzięcznie „kilka słów o zachciankach” przypominasz lub uczysz tego, że ajurweda przypisuje smakom znaczenie i też zachęcasz do stawiania pytań, co się ze mną dzieje, kiedy mam różnego rodzaju ochoty. Wydaje mi się, że to jest coś, od czego zaczęła się moja przygoda z ajurwedą, czyli właśnie od smaku i od tego, co za tym smakiem stoi, bo bardzo często albo lekceważymy te zachcianki, albo je wypełniamy, ale kompletnie nie zadajemy sobie pytania „co jest pod spodem?”
Tak i w świecie takim, nazwijmy to umownie zachodnim, mamy też taką tendencję do tego, żeby myśleć o tym, że jeżeli mam ochotę na smak jakiś tam, to mojemu ciału brakuje konkretnych składników. Tutaj patrzymy na to trochę z innej perspektywy, to jest bardziej o zajadaniu emocji. Smaki mają swoją subtelną naturę, która na nas wpływa. Bywa, że próbujemy tych smaków użyć, żeby sobie dać coś z zupełne innej półki, czyli potrzebuję otulenia, miłości, bliskości, takiej wewnętrznej słodyczy, ale moje pierwsze skojarzenie to lody, ciastka, comfort food na zasadzie makaronu w śmietanowym sosie. To nie jest samo w sobie złe, ale fajnie byłoby wiedzieć, na jaką potrzebę teraz odpowiadam. Chodzi o świadome zdecydowanie: ok, idę w to, jem zgodnie z zachcianką, bo chcę sobie zrobić miło, albo nie, zjem coś zdrowego i dobrego dla ciała, a emocjonalną zachciankę zaspokoję w inny sposób, np. pracując z emocjami.
Tak, czekolada jest super w leczeniu objawowym, ale jeżeli chodzi o leczenie przyczynowe, to często należy sięgnąć nieco głębiej. Kolejny temat, w zasadzie tytułowy, który tłumaczysz, interpretując go pod kątem ajurwedy, czyli zimno i ciepło. To, jak reagujemy na temperaturę i jak możemy przytulić się, otulić, w zależności od tego, jakim rodzajem duszy jesteśmy i jakie są nasze prawdziwe potrzeby i też wyjaśniasz, co to oznacza ubieranie się na cebulę, które czasem jest interpretowane przez nas w zbyt dosłowny sposób.
Dla mnie wielkim zaskoczeniem było, jak poznawałam ajurwedę, że to nie jest tylko zimno i ciepło, tylko zależy czy jest sucho, czy jest mokro, czy jest wietrznie, czy jest bezwietrznie. Faktycznie, ajurweda dobiera to w pary i przyglądamy się temu na takiej zasadzie, co sprawia ci największą trudność, albo jaki klimat jest twoim ulubionym. Okazuje się, że dla niektórych osób jesień, zima są takim upragnionym momentem, kiedy praktycznie w ogóle nie muszą dbać o siebie, bo mają tak dużo takiego gorąca, nawet w ciele, że cały czas otwierają okna, wietrzą i one wreszcie czują, że są adekwatnie ubrane i się nie przegrzewają. Są inne osoby, które mają większą łatwość wiosną i latem i one mają wrażenie, że nie ma tylu warstw, które mogą na siebie ubrać, żeby im było dostatecznie ciepło, przy czym fajnie jest zauważyć, bo to są dwa zupełnie inne typy konstytucji dosz, albo, mówiąc skrótowo, osób, które będą reagowały odmiennie na te zimne i mokre, zimne i suche dni i dla nich te remedia są zupełnie inne. Nie tylko, jeśli chodzi o zimno, ale też jeśli chodzi o takie bardziej wewnętrzne otulenie.
Wewnętrzne otulenie z jednej strony a z drugiej strony słowo, które bardzo często się pojawia się w moim słowniku: odpoczynek. Analizujesz to zjawisko i zabierasz nas do sylialni.
Tak i pod kocyk, na kanapę, z czymś miłym, ciepłym albo właśnie słodkim. I znowu zastanawiamy się, dla kogo to jest i komu to służy. Często z regeneracją i snem mają problem osoby, które już są rozedrgane i mają tysiąc pomysłów na minutę i nie potrafią odpuścić. One bardzo chcą robić i być tak samo produktywne i pomysłowe jesienią i zimą, jak w ciągu ciepłych pór roku. Tymczasem właśnie one mogą odpuścić i poleżeć sobie pod kocykiem. Złapałam się w taką pułapkę, że jesień to jest super czas, żeby się regenerować i o siebie zadbać, więc ja się zamieniam w to kocykowe burrito z kubeczkiem kakao i tak jestem w stanie przeżyć trzy miesiące życia i potem z wielkim zdziwieniem, ociężała wchodzę w wiosnę. Myślę, że nie muszę tego opowiadać, bo każdy z nas, kto był na home office, albo którego pandemia dotknęła w unieruchamiający sposób, wie, z czym to się je i wie, że nie zawsze taka duża ilość odpoczynku i bezruchu jest dla wszystkich dobra. Są osoby, dla których lepsze będzie energiczne ćwiczenie albo pójście na spacer z psem, nawet gdy jest plucha i paskudnie brzydko. To doda im zdecydowanie więcej energii i bardziej ich zregeneruje niż spanie dziesięć godzin.
Wszystko i każdemu według potrzeb, ale na początku te potrzeby trzeba zdiagnozować. Takie pytanie za sto punktów, od czego zacząć, chcąc zadbać o siebie?
Każdemu inaczej. To jest ta mantra, która niestety ma zastosowanie przy każdym tak ogólnym pytaniu. Być może od poznania siebie, być może od przyjrzenia się od tego, co się dzieje w porach roku, co nam daje natura, co robią zwierzęta, co robią rośliny i takie pamiętanie, że też jesteśmy zwierzętami poniekąd i jesteśmy częścią natury. To nie jest tak, że możemy być jej blisko, bo nią jesteśmy, nawet jeśli w bardzo cywilizowanym świecie. Nie umiem odpowiedzieć jednym zdaniem, dlatego pisałam „Ciepło”, żeby pokazać, jak można przez to przepłynąć i też się po prostu jakoś do tego przymierzyć, ustosunkować i znaleźć te odpowiedzi samodzielnie.
Książka to wspaniałe narzędzie diagnostyczne. Właśnie, na tym pytaniu, za czym tęsknimy, kiedy dusza śpiewa i kiedy ostatnim razem się bawiliśmy, kończymy. Cóż, chyba mogę już śmiało powiedzieć, że czekamy na wiosnę i na lato?
Czekamy na wiosnę i na lato i dosłownie i faktycznie, zaczęłam już pracę nad kolejną książką. Jej tytuł, mogę już to ujawnić, to będzie „Rześko” i on zarówno pomoże osobom, które naprawdę źle znoszą te ciepłe, gorące jak i trudne pory roku, a tym, którzy świetnie sobie w ich czasie radzą, znowu wyjaśni, co wtedy się dzieje w świecie i jak my się z tym mamy i zepnie cały rok w całość.