Salman Rushdie dochodzi powoli do zdrowia po ataku nożownika. Pod szpitalem, w którym przechodzi rekonwalescencję zbierają się wielbiciele jego talentu, czytając na głos fragmenty Szatańskich wersetów – najsłynniejszej jego książki, która przysporzyła mu tyleż sławy, co udręki. Jak było do przewidzenia – powieść nagle wskoczyła na listy bestsellerów serwisu Amazon, choć tuż przed zamachem nikt od dawna się nią nie interesował. Zastanawiam się w ogóle, czy istnieje druga tak głośna książka, która tak rzadko bywa czytana. Przychodzi mi tu na myśl jedynie Biblia…
To porównanie z Biblią jest oczywiście mocno na wyrost, ale gdzie używać podobnych chwytów stylistycznych, jeśli nie w felietonie, którego formuła pozwala przecież na pewną generalizację i wyolbrzymienie. Z drugiej strony, to zestawienie nie jest wcale tak kompletnie bezzasadne. Przed laty, duże wrażenie zrobił na mnie pewien performance. Otóż dwóch holenderskich youtuberów, tuż po terrorystycznym ataku w Paryżu i Saint Denis z listopada 2015 r. (zginęło wówczas 130 osób) i rytualnych oskarżeniach muzułmanów o wrogość ich religii do świata zachodniego, postanowiło skonfrontować swoich rodaków ze znajomością Biblii. Czytali im jej fragmenty wprost na ulicy, zakrywając jednak okładkę obwolutą Koranu. Zdecydowana większość przechodniów była oburzona przytaczanymi im wersetami, a niektórzy wprost twierdzili, że po takiej lekturze nie dziwią się, że otumanieni islamem młodzi ludzie dokonują zamachów terrorystycznych. Jakież było ich zaskoczenie, gdy dowiadywali się, że to nakazy ich własnej religii, a książka którą tak zawzięcie potępiali to Biblia właśnie. Nie trudno zgadnąć, jak ten test wypadłby w Polsce…
Wracając jednak do Szatańskich wersetów – osobiście uważam, że całe zamieszanie wokół książki tak naprawdę jej zaszkodziło. Z całą pewnością nie byłaby tak szeroko znana na całym świecie, gdyby nie fatwa nałożona na jej autora (Chomeini wyznaczył wysoką nagrodę za głowę Rushdiego), ale broniłaby się po prostu formą i treścią – tak jak każde inne dzieło literackie. Ajatollah jednak rozsławił na cały świat nazwisko Rushdiego, przy okazji kompletnie demolując mu życie i sprawił, że o Szatańskich wersetach słyszał niemal każdy. Polowanie na pisarza przez fanatycznych wyznawców Proroka trwało przez ponad trzydzieści lat, przy okazji dokonano zamachów na kilku tłumaczy jego dzieła (jeden z nich, Japończyk, zginął od ciosów nożem, zastrzelono także norweskiego wydawcę książki), podkładano bomby pod księgarnie i siedziby wydawnictw oraz palono publicznie jego książkę na stosach. W Polsce powieść wydano w 1992 roku, nie podając ze względów bezpieczeństwa nazwy wydawnictwa i nazwiska tłumacza (z tego wydania właśnie korzystam). Dopiero w 2013 roku oficyna Rebis zdecydowała się na ponowne wydanie książki, nie ukrywając też, że przełożył ją z angielskiego Jerzy Kozłowski. Co zatem tak bardzo oburzyło Chomeiniego, który w lutym 1989 roku poinformował „dumnych muzułmanów na całym świecie”, że „autor książki Szatańskie wersety – która jest przeciwko islamowi, Prorokowi i Koranowi – jak i wszyscy, którzy są uwikłani w jej publikowanie i są świadomi jej zawartości, niniejszym są skazani na śmierć”?
Mimo wnikliwej lektury, nie bardzo jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiście bez trudu można odnaleźć wytłumaczenie powodu wściekłości ajatollaha, jednak dla wychowanego w tradycji europejskiej czytelnika, jest on kompletnie niezrozumiały. Jednym z wielu wątków tej powieści (wcale nie najważniejszym) jest bowiem historia Mahometa, ukazanego jako zwyczajny śmiertelnik, który kieruje się emocjami, bywa interesowny, wyrachowany i.. ludzki właśnie. Samo to już wystarczyło by wzbudzić furię u przywódcy duchowego szyitów i wydać na autora wyrok śmierci. A jeśli chodzi o tytułowe Szatańskie wersety, to po prostu nazwa apokryfu, czyli „nienatchnionego” fragmentu tekstu, wykreślonego rzekomo przez Mahometa z pierwotnej wersji Koranu, gdyż miał on powstać z inspiracji samego szatana. Niezmiernie dzisiaj żałuję, że podczas pobytu w Iranie nie zapytałem o recepcję tej książki zwykłych Irańczyków, z którymi stykałem się na co dzień i którzy gościli mnie w swoich domach. Właściwie to nie chodziłoby o ocenę jej treści, bo przecież niemal nikt tam jej nie przeczytał, ale o ich stosunek do całego skandalu z jej udziałem. Przecież tej książki nie przeczytał nawet sam zamachowiec, który kilka dni temu dźgnął kilkakrotnie Rushdiego nożem podczas spotkania w USA. W wywiadzie przyznał, że zdołał przebrnąć zaledwie przez dwie stronice i to mu wystarczyło…
Otóż to! Chociaż znakomity, dzisiaj powiedzielibyśmy też – clickbaitowy tytuł książki, sugeruje treści obrazoburcze, jej tematyka stanowi zazwyczaj zaskoczenie dla nieprzygotowanych na jej zawartość czytelników. Celowo określam tytuł jako „clickbaitowy”, ponieważ wielu odbiorców – oczekując po nim skandalizujących treści – bywa niekiedy kompletnie rozczarowanych tematyką książki. Ponadto wyrafinowany język powieści, jej wielowątkowość, wielość bohaterów i przeplatających się historii, zagmatwana chronologia powieściowych zdarzeń, swoisty eklektyzm gatunkowy oraz nieprawdopodobna erudycja autora, mogą sprawiać niejakie trudności w jej odbiorze – Szatańskie wersety uchodzą bowiem powszechnie za lekturę dość wymagającą. Wszystko to powoduje, że wiele osób szybko się zniechęca, nie jest w stanie przebrnąć przez surrealistyczny początek powieści i po kilkunastu, czy kilkudziesięciu stronicach odkłada książkę na półkę. Tymczasem to literatura najwyższej próby, powieść wybitna pod każdym niemal względem, warta każdej minuty poświęconego nad nią czasu. Jest też ponadto zwyczajnie wciągająca, wymaga jednak nieco skupienia i odrobinę cierpliwości. Zachwyci miłośników Michaiła Bułhakowa i Gabriela Garcii Marqueza, ale uważny czytelnik odnajdzie tam też echa innych arcydzieł światowej literatury.
Nie miejsce tu oczywiście na szczegółową recenzję powieści sprzed ponad trzech dekad, każda byłaby zresztą wtórna. Ważne, że Szatańskie wersety ponownie wzbudzają zainteresowanie i wszystko wskazuje na to, że książka może być na nowo czytana i odkrywana. Z całą pewnością jest tego warta, nawet bez całej tej skandalizującej otoczki, jaka jej od początku towarzyszy. Niestety, Salman Rushdie płaci za to ogromną cenę – prawdopodobnie stracił oko i może już nie powrócić do pełni sprawności. Fatwa wciąż obowiązuje, ponieważ odwołać ją może podobno jedynie osoba, która ją wydała. Tymczasem Chomeini umarł zaledwie kilka miesięcy po skazaniu na śmierć bogu ducha winnego pisarza. Każdego roku pojawiają się natomiast nowi fanatycy, szukający sławy, pieniędzy oraz poklasku u podobnych sobie radykałów. Trudno oczekiwać, żeby choć jeden z nich przeczytał tę znakomitą książkę.
Fot. Wikimedia Commons
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: www.igrzyskawolnosci.pl