Na liberalizm i etatyzm można patrzeć przez pryzmat walki pomiędzy egoizmem (który jest „wydajny” i prowadzi do rozwoju społeczeństw) a altruizmem (który jest „przeciwskuteczny” i prowadzi do stagnacji). Znana wszystkim liberałom amerykańska pisarka, Ayn Rand, tak właśnie postrzegała różnicę między „altruistycznym” ZSRR, z którego uciekła, a „egoistycznym” USA, do którego uciekła. Ale ja uważam, że jest to niewłaściwe postawienie tematu.
Dlaczego człowiek, który swoimi przyrodzonymi zdolnościami, pomysłowością, nabytymi umiejętnościami i ciężką pracą uczciwie dorobił się dużych pieniędzy, jest postrzegany jako egoista w pierwszej kolejności? Czyż nie jest tak, że w ustroju sprawiedliwym (tj. takim, w którym niegodziwe uczynki są szybko i skutecznie karane) można dorobić się tylko i wyłącznie świadcząc usługi dla innych? Ergo: czyż nie jest tak, że piekarz, który dorabia się sprzedając bułki, już przez sam fakt, że uwolnił innych od konieczności pieczenia bułek samemu w domu, już z tej racji nie zasługuje na miano „altruisty”, choć w istocie nie kierował się takimi pobudkami? To „altruistyczne” intencje są ważniejsze niż „altruistyczne” konsekwencje? (Lenin, zdaje się, miał altruistyczne intencje.) Uczciwy piekarz jest bohaterem ludzkości, nawet jeśli piecze bułki kierując się chciwością i nawet jeśli nie jest świadomy swych historycznych dokonań względem swojej społeczności. Po prostu, altruistyczne są konsekwencje jego działań.
Z jednej strony ludzie uważają, że jeśli ktoś pracuje przede wszystkim dla siebie, motywowany własnym dobrem (tj. chciwością), nawet jeśli pracując wykonuje usługi z której korzysta cała społeczność i znakomicie to wszystkim ułatwia życie, to i tak postrzega się taką osobę, jako egoistę, bo jego psychologiczna motywacja – bodźce, które nim kierują – jest niegodziwa i niechrześcijańska. Nawet jeśli dzieli się częścią swoich dochodów z potrzebującymi (co już by było chrześcijańskie), to i tak, jak mawiają lewicowi fanatycy, „charytatywa” nie zmienia istoty rzeczy. A z drugiej strony, jak ktoś używa groźby przemocy do wywłaszczenia społeczności, a następnie większość tych środków konsumuje, a mniejszość rozdaje potrzebującym – to taki człowiek jest uważany za „altruistę”, bo kieruje się altruistycznymi pobudkami. I ludzie mają czelność jeszcze nazywać to solidarnośćią, która z definicji może być tylko dobrowolna. Jeśli przychodzi do mnie złodziej z pistoletem i zabiera mi portfel, to ja nie dokonuję względem niego aktu solidarności oddając mu go w strachu. Nawet jeśli złodziej jest położony w dużo gorszej sytuacji materialnej ode mnie.
Nie wspominając już o tym, że „altruistyczny” król, któremu przyjdzie do głowy wywłaszczać społeczność, aby oddać dobra potrzebującym – przy okazji urządzając wygodnie samego siebie – sprawia, że nie realizują się inwestycje w kapitał (które są uzależnione od oszczędności), czyli w skrócie: nie powstanie piekarnia, która uwolniłaby wszystkich od obowiązku pieczenia chleba samemu. Taki naiwny król mógłby nawet doraźnym problemom zaradzić, ale w dłuższym okresie sprawia, że ludzie wciąż muszą sami piec chleb, sami sobie szyć ubrania, sami naprawiać sobie dom etc. W dłuższym okresie niszczenie oszczędności – a wraz z nimi s k ł o n n o ś c i do oszczędności, zapobiegliwości i solidarności – sprawia, że wszyscy mają się gorzej, a zwłaszcza najbiedniejsi. W dłuższym okresie niszczy się po prostu silnik rozowju gospodarczego, a przez to i rozwoju cywilizacyjnego – bo cóż by były nasze wytwory ducha warte, jeśli zwykły człowiek musiałby w znoju od rana do wieczora samemu piec sobie chleb i szyć ubrania, żeby przetrwać? Czyż nie widzicie, że taki król niszczy szansę poprawienia sytuacji w samym jej zarodku? Czyż nie widzicie, że zbrodnicze czyny tego króla nie tylko konserwują biedę wszystkich, ale i nawet tych, którym on chce pomóc? Czyż nie widzicie, że tego króla należy oceniać po konsekwencjach jego działań, a nie po jego intencjach?
Ja, w przeciwieństwie do Ayn Rand, a zgodnie z fundamentalną ideą Bogactwa Narodów Adama Smitha, nazwałbym porządek kapitalistyczny altruistycznym, bo w istocie altruistyczne są konsekwencje działań przedsiębiorców na wolnym rynku. Jeśli ktoś – uprzednio uczciwie nabywszy środki produkcji – produkuje ubrania i ja mogę je kupić za „przywoitą” cenę (którą potęga konkurencji obniża*), to w istocie ta osoba pomaga mi w życiu, jak nikt inny – uwalnia mnie od przykrego i żmudnego obowiązku szycia tych ubrań samemu. I za to jesteśmy przedsiębiorcom, producentom i kapitalistom winni dozgonną wdzięczność – nawet jeśli ich intencją nie było uwolnienie nas od naszych przykrych i żmudnych obowiązków. Nawet jeśli to konkurencja innych producentów zmusiła ich do obniżenia ceny, poprawy jakości czy płacenia więcej swoim pracownikom. Nawet jeśli prywatnie kierowali się przede wszystkim interesem własnym – jak wszyscy ludzie od wyewoluowania homo sapiens sapiens, włączając fanatycznych socjalistów i Matkę Teresę z Kalkuty.
Rozsądnie jest zakładać, że jeżeli homo rationalisus – tj. człowiek maksymalizujący swoje szczęście – nie narusza wolności innych, to niemal pewne jest, że pośrednio – bądź bezpośrednio, jak wspominiana Matka Teresa – pomaga innym.
*) Nawet jeśli tego nie dostrzegamy na codzień, bo spadek wartości pieniądza powodowany inflacją monetarną jest szybszy niż spadek cen dóbr i usług powodwany akumulacją kapitału, postępem technologicznym, przedsiębiorczością i konkurencją.