Drogie Kobiety,
Dziś będzie o tym, o czym się nie mówi.
Nieogolona łydka.
Spuchnięte oko po nieprzespanej nocy.
Odpryśnięty lakier na paznokciu.
Ból brzucha ze stresu.
Wielkie Zmęczenie.
„O tym się nie mówi”.
Świąteczna kampania firmy Apart z udziałem podobno znanych aktorek pokazuje przyjaźń trzech kobiet opływających w luksus. Pląsanie w śniegu, baraszkowanie z bałwankiem w sukni wieczorowej, błysk pierścionka, tu i ówdzie zalotne uśmiechy.
Oraz (z ostatniej chwili!) Anna Lewandowska (celebrytka, która pozwała feministyczną aktywistkę, gdy ta zarzuciła trenerce fat shaming) z podpisem siła kobiet (?) na okładce „Elle”…
Podczas gdy przez Polskę przetacza się fala protestów, padają kobiece biznesy, wciąż trwa pandemia – robienie z kobiet słodkich idiotek (nawet w reklamie) wydaje mi się szczególnie ironiczne!
To wszystko sprawia, że zaczynam się zastanawiać, jaka część mnie – kobiety przed pięćdziesiątką – jest postrzegana tylko przez moje ciało. Piękno jest towarem przecież.
Patrzę na swoje oczy, które płakały. Na zmarszczki. Na uczulenie, które wyskoczyło mi wczesną jesienią na powiece i tak już zostało.
Emilie Pine w swojej książce pisze o czasach, kiedy ból był czymś, o czym można było mówić:
„Kiedy miałam siedem lat, podwijałam spodnie i pokazywałam swoje blizny – po ugryzieniu psa, po skoku z dachu komórki, po zadrapaniu zardzewiałym gwoździem, w które wdała się infekcja. Te blizny z dzieciństwa były nie tylko oznakami bólu, ale też nagrodami za odwagę, zewnętrznym dowodem na wewnętrzną śmiałość”. O tym się nie mówi. Emilie Pine.
Po pewnym nagraniu Przyjaciółka mówi: „Byłaś spokojna i kompetentna, ale wyglądałaś na wyczerpaną”. Jestem jej bardzo wdzięczna za szczerość i za uważność.
A przecież kobiety komplementuje się głównie za urodę (sama to robię niezmiennie – pięknie wyglądasz, a dopiero później – jesteś mądra, przygotowana).
A dodatkowo – wyglądasz młodo!
„Straciłam już rachubę, ile razy mężczyźni – zarówno starsi, jak i młodsi ode mnie – mówili mi, że wyglądam młodo. Zachowują się tak, jakby to był komplement, ale wcale nie jest. Kobietom należy pochlebiać, mówiąc im, że wyglądają młodo, ponieważ dla kobiet to wygląd jest najważniejszy, a młodość to najlepszy wygląd z możliwych”.
Ten tak zwany komplement jest w rzeczywiści degradacją (i same też to sobie robimy).
Tam, gdzie liczy się wieloletnie doświadczenie, albo tam gdzie nie powinnaś być osądzona na podstawie tego, jak wyglądasz, tylko co mówisz i co robisz.
A potem następuje dziwny rozłam. Wiesz, że za wszelką cenę musisz wyglądać ładnie. Ale jesteś tym już zmęczona. I wracasz do punktu wyjścia – w grudniu 2020, w środku chaosu, pandemii i walki o prawa kobiet, patrzysz ze zdumieniem na pląsające w sztucznym śniegu celebrytki, albo na okładkę snobistycznego czasopisma dla kobiet i zastanawiasz się, jak można w to wierzyć i dodatkowo jeszcze wydawać na ten kicz pieniądze?
Z feministycznym pozdrowieniem.
—
Co może spotkać kobietę?
Gwałt. Bo sama się prosiła. Łaziła po ciemnych uliczkach, głupia była, albo niezbyt dobrze pilnowała swojego drinka przy barze. I za krótką spódniczkę miała.
Albo można próbować pozbawić ją urody. Są na to różne sposoby. Czytamy przecież o tym, jak to w Indiach z „niby powodów” oblewa się kobiety kwasem siarkowym, a w necie można obejrzeć zdjęcia Hindusek, których twarze zostały bezpowrotnie zniekształcone – rozpuścił je kwas.
(Według statystyk BBC w Indiach odnotowuje się rocznie aż 1000 przypadków ataków kwasem. W ciągu dwóch lat 2012-14 liczba takich wypadków wzrosła o 250 proc., czyli ponad dwukrotnie. Oblanie kwasem jest jedną z najstarszych form przemocy w Indiach. 90 proc. ofiar stanowią kobiety. WO 9/09/2015 za Elitedaily)***
22.08.2017, Katowice
Dokładnie w rok po ataku na Katarzynę Dacyszyn siedzimy obie w przytulnej knajpce w Kato i pijemy kawę. Przede mną piękna blondynka w przeciwsłonecznych okularach. Są blizny, ale kiedy Kasia się uśmiecha, to widzę głównie uśmiech. I piękne usta!
– Jeśli chcesz to na chwilę zdejmę okulary. Czekam na operację powieki. To cud, że widzę. Rzęsy rosną i tak się cieszę, że nie straciłam wzroku. To jest najważniejsze!
Dokładnie rok temu mężczyzna, który wcześniej przez kilka lat nękał Katarzynę, tuż przed rozprawą w sądzie rejonowym w Łodzi, na oczach wielu osób, oblał ja kwasem siarkowym. A potem usiadł na ławce i spokojnie zapalił papierosa (tak, tak, chodzenie ciemnymi uliczkami może być dla kobiety niebezpieczne, ale żeby tak w biały dzień przed salą rozpraw…?).
Katarzyna Dacyszyn jest projektantką bielizny. Przez 10 lat była nękana przez nieznanego mężczyznę. Umieszczał w internecie wpisy i komentarze dotyczące jej osoby, wysyłał obraźliwe maile i sms-y oraz wydzwaniał na jej numer. To się nazywa stalking. (Badania nad zjawiskiem stalkingu w Polsce prowadził Instytut Ekspertyz Sądowych na zlecenie Ministerstwa Sprawiedliwości. Badanie zostało przeprowadzone na 10200 respondentach. Niemal 10 proc. badanych twierdząco odpowiedziało na pytanie, czy było ofiarą uporczywego nękania. Oznacza to, że niemal 3 mln Polaków mogło mieć do czynienia ze stalkingiem. W praktyce można się spodziewać, że zasięg tego zjawiska jest większy. Cytat za Infor.pl).
Problem ten dotyczy głównie kobiet. Już po ataku w sądzie do Kasi napisało kilka kobiet, które doświadczają tego rodzaju przemocy.
Po latach nękania był moment, kiedy Katarzyna poczuła się zmęczona i powoli wycofywała się z aktywności internetowej – nie pokazywała swoich projektów, a nawet zawiesiła na jakiś czas prowadzenie swojego fanpage’a. Nawet zgłoszone na policję, nękanie i tak się nasilało. Prokuratura przekazała sprawę na drogę sądową. Do rozprawy nie doszło, bo tuż przed, na korytarzu sądu, została zaatakowana kwasem siarkowym.
Katarzyna po wypadku była w bardzo ciężkim stanie. Miała poparzone drogi oddechowe i uszkodzone oko. Na jej twarzy, rękach, szyi i tułowiu pojawiły się głębokie rany, które po czasie zmieniły się w trwałe blizny.
Co może zrobić kobieta?
Zaraz po ataku Kasia była bardzo przytomna.
– Nie panikowałam, tylko ratowałam siebie. Próbowałam dotrzeć do łazienki, aby przemyć oczy wodą, to była jedyna myśl, aby dostać się do wody. Wszystko było surrealistyczne, jak w filmie, ale to nie był film. Czułam, że naprawdę walczę o życie. Mimo tego, co się stało, poczułam w sobie siłę i to, jak bardzo chcę żyć.
Ale zupełnie bezpiecznie poczuła się dopiero w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. Słucham jak opowiada o kobiecym wsparciu przyjaciółek, koleżanek, pielęgniarek. Słucham o pokazie jej projektów, który zorganizowały koleżanki i który na żywo oglądała z personelem szpitala. Nie mogła być z nimi w Warszawie, ale obolała i w bandażach była przed ekranem komputera.
– W szpitalu wszyscy bali się, że się załamię, że będę chciała popełnić samobójstwo. Pilnowali mnie. A ja poczułam się zaskakująco silna. Było mi ciężko, ale tak bardzo chciałam żyć.
Patrzę na Kasię i widzę dzielną kobietę.
– Jestem ofiarą, ale spotkało mnie też dużo dobra. Gdyby nie ta sytuacja, nigdy bym się o nim nie przekonała.
Rozmawiamy bardzo szczerze. Nie tylko o faktach sprzed roku, ale przede wszystkim o tym, co zmieniło się w życiu Kasi. O wieloletniej tęsknocie za posiadaniem dzieci i o przekuwaniu tej tęsknoty w potrzebę tworzenia. I że dobrze by było wrócić do swoich projektów. Teraz i mimo operacji i zabiegów, które jeszcze czekają Kasię. Bo każdy uraz, każda strata pozostaje już w nas na całe życie. Ale nadzieję niosą ludzie, pewność siebie i moc tworzenia.
– Byłam traktowana jak piękna kobieta, a teraz jestem kobietą z bliznami. (śmiejemy się obie)
– Czy powinnam się uczyć makijażu, żeby zakrywać te moje blizny? Albo chodzić ze spuszczoną głową? Zamknąć się w domu? Czy wręcz przeciwnie? Niech te blizny będą moim świadectwem. Kiedyś byłam płaczliwa i depresyjna, teraz staram się stać prosto i mimo bólu, który mnie spotkał – dalej żyć!
Dopijamy kawę. Kasia wraca dziś do swojej Łodzi. Szkoda, że nasz czas minął tak szybko.
Żegnamy się, a ja żałuję, że nie ma prostego przepisu na bycie silną. Tak jak i nie ma poradnika, algorytmu – pstryk i już wiem, jak obudzić w sobie siłę w trudnych okolicznościach. Nie poddać się. Upadać siedem razy, a wstawać osiem, bo zdarzają się też przecież trudniejsze dni.
Kasię czeka jeszcze kilka operacji i zabiegów, ale ma już dużo pomysłów na nowe projekty. Stara się jasno i odważnie patrzeć w przyszłość.
Patrzę na Kasię z wielkim zachwytem. Patrzę na jej blizny – widzę piękną i silną kobietę.
Szerokiej drogi Katarzyno! Trzymamy mocno kciuki!
07.10.2017. Dwa lata po wypadku
Tym razem to ja przyjeżdżam do Łodzi. Spędzam z Kasią długi niedzielny poranek w jednej ze śniadaniowi na Piotrkowskiej. Przez ten rok dużo się zmieniło. U Kasi zmiany, również fizyczne. Kasia przeszła kilka operacji plastycznych i zabiegów, z niecierpliwością i lękiem czeka też na wyrok sądowy.
Rozmawiamy. Kasia mimochodem odgarnia kosmyk włosów, który zasłania prawe, poparzone kwasem oko. Jej twarz jest spokojna i radosna. Mówię jej, że wygląda pięknie, a wtedy Kasia się śmieje:
– Zaraz, zaraz, czy ja Ci pokazywałam moje blizny? Szczegółowy zapis drogi, którą płynął kwas po moim ciele? – Kasia odsłania rękaw bluzki – strugi zapisały się na prawej ręce. Na lewej rozlał się równo, nieprawdopodobne jak ta tragiczna chwila utrwaliła się na ciele.
– Taka mozaika?
– Mam nadzieje, że ją kiedyś pokocham – odpowiada Kasia.
– To jest jak naznaczenie? Twoja opowieść spisana na ciele?
– Tak, te linie to historia tego, co przeżyłam. Zostaną ze mną już na zawsze.
– Wiesz, kiedyś myślałam: jak ja sobie z tym poradzę? A teraz już wiem. Poradzę sobie! Przede mną biała kartka, a ja układam sobie życie na nowo. Nic mnie już nie wiąże, odeszłam z pracy, poznaję ludzi, którzy mnie widzą taką, jaka jestem i akceptują. Nie chcę od nikogo współczucia. Chcę żyć dalej, tak jak kiedyś bez patrzenia z politowaniem. Nie wybrałam sobie takiej drogi. Zdarzyło się jak wypadek i potraktuję to jak wypadek.
– Czułaś przed wypadkiem, że jesteś idealna? W sensie urody, kanonów piękna panujących w świecie mody?
– Chciałam być idealna, ale miałam przecież świadomość przemijania, bo przecież wiedziałam, że nawet te najpiękniejsze modelki się zmieniają…
(Wszystkie stajemy się w pewnym momencie przeźroczyste – myślę sobie po cichutku.)
– Kasiu, co pomaga Ci być silną? – bardzo chcę się dowiedzieć.
– Siłę czuję, kiedy tworzę coś nowego. Kiedy jestem kreatywna, zapominam o problemach. Potrzebuję tego. Moja nowa kolekcja po wypadku jest zupełnie inna. Znajomy napisał mi, że to jest jakby w stylu bandage, tak jak bandaż. „Co to za skojarzenie?”, pomyślałam sobie wtedy. Ale przecież ta kolekcja to moje dziecko, kiełkowała we mnie, kiedy leżałam w szpitalu nieprzytomna i owinięta bandażami.
– Bo to nie jest słodka bielizna, tylko taka, która oplata liniami – kontynuuje Kasia – proste elastyczne taśmy, na bazie tiuli w kolorze ciała. Od wyjścia ze szpitala nie noszę biustonoszy, bo sprawiają mi bol na zabliźnionym ciele. Tworzenie kolekcji to teraz bardziej jak sztuka na wystawy.
– Albo raczej wypuszczanie dzieci z domu?
(śmiejemy się obie)
To, co czuje i to co przeżyłam, jest tutaj, czyli w moich projektach.
Ostatnia kolekcja Bunny Blanc.
Stworzona po wypadku.
Jest prosta w formie. Opiera swą koncepcję na gładkiej, surowej dzianinie w kolorze skóry, przepasanej czarnymi, szerokimi taśmami w różnych symetrycznych
konfiguracjach. Część z tych taśm oplata sylwetkę i jest w stylu bandage, bandoo, ponieważ przywodzić może skojarzenia z opasaniem bandażem. Linie te, dzieląc je jakby optycznie, podkreślają jednocześnie smukłość kobiecego ciała. Zwracają uwagę na atrybuty kobiecości, jakimi są talia, linia pod biustem, czy górna linia piersi. Kolekcja jest kobieca, silna w wyrazie i lekko sportowa w charakterze, co nadaje jej szeroka, sportowa taśma żakardowa z logiem „Bunny Blanc” pisanym przepiękną czcionką . Sentymentalnie, sportowo, silnie i kobieco. Zdecydowanie na pokaz, nie do ukrycia pod ubraniem. Jeden z projektów jest modelem sportowym, do noszenia na siłowni i nadaje się do wszelkich innych aktywności. Pozostałe powinny ukazywać się pod koszulą, żakietem, marynarką, podkreślając kobiecą siłę, niezłomność, walkę ze słabościami. Nie jest to słodka, koronkowa kolekcja w cukierkowym klimacie. Ona ma trafiać do kobiet pewnych siebie. Kobiet silnych, które osiągnęły sukces, wygrały ze słabościami oraz tych walczących lub kobiet po przejściach, dźwigających się z trudnych sytuacji. Jest symbolem mojej walki, jaką przeszłam rok temu i solidarności z innymi kobietami, które walczą. Mój modowy manifest siły kobiety dla innych kobiet. 🙂
Oglądam zdjęcia modelek w bieliźnie zaprojektowanej przez Kasię i myślę o kobiecie, która siedzi przede mną i której ciało pokryte jest bliznami i o jej niezwykłej determinacji i odwadze w tworzeniu. Bielizna jest przecież postrzegana jako atrybut kobiecości. Nie pytam wprost, ale Kasia jakby czytając w moich myślach opowiada:
– Medycyna estetyczna jest też po to, żeby pomóc wrócić do normalności, nie budzić sensacji na ulicy (w takim przypadku jak mój). Ale przede wszystkim chcę pokochać to, co mam, zaakceptować to, co się zdarzyło.
– Siebie pokochać i tą swoją inność – dodaje stanowczo Kasia.
– Chyba wszystkie mamy powoli dość instagramowego modelu – te same makijaże i te same pozy. Może trzeba to przerwać?
– Kasiu, czy ty zawsze jesteś taka silna? Czy jest coś pomiędzy? Chwile zwątpienia?
– Bywają, ale coraz rzadsze. Zdarza mi się popłakać, zatęsknić za zdrową normalną skórą. Ale zdarza się to coraz rzadziej.
Kasia opowiada o tym, jak przez trzy lata wstawała z kolan po rozstaniu z chłopakiem i kiedy tuż przed czterdziestką zaczęła się zbierać psychicznie, to zdarzył się wtedy wypadek.
– Leżałam na szpitalnym łóżku, a lekarze nie chcieli mi powiedzieć, jak będę wyglądać, jak głęboko kwas spenetrował moje ciało. I wtedy myślałam: „Matko moja, jedyna szansa na to, żeby być szczęśliwą, właśnie przepadła, nie wiem, czy będę miała twarz, a to jest przecież podstawa pierwszej relacji…”
– Ale pamiętam też moment, takie przebłyski, kiedy pojawiała się nadzieja: „Kurcze, ale może nie będzie tak źle”?
Teraz już wiem, że przejdę to wszystko i ułożę sobie nowe życie!
– Kasiu, jak to się stało, że po wyjściu ze szpitala nie zamknęłaś się jednak w ciemnym pokoju i nie odcięłaś od świata?
– Bo wiesz, paradoksalnie to przed wypadkiem łatwiej było mnie zranić. To wypadek dodał mi sił. Mam teraz w sobie większe poczucie sprawczości. Nie jestem już idealna. Nie jestem uzależniona tylko od swojego wizerunku.
– Jestem zapraszana na eventy, bo wyglądam dobrze, tak to działa? Naprawdę? – dopytuję.
– Ha! Ale i tak to by się kiedyś skończyło, bo pojawiają się coraz to młodsze kobiety – dodaje z uśmiechem Kasia
– Czyli teraz możesz zbudować bardziej świadomą siebie? To będzie trudne – stwierdzam.
– To nie będzie trudne. To będzie czasochłonne – mówi stanowczo Kasia.
– A poza tym to masz przecież misję do spełnienia!
– O tak! I choć czasem jeszcze zamykam oczy i chowam się na chwilę w swojej skorupce, żeby poczuć, że nic się nie stało, to jednak częściej działam. Idę do przodu. Jest bardzo dużo pozytywów tej historii, jak mi jest źle, to powtarzam swoją mantrę – „po coś to wszystko się zdarzyło”.
– Dawanie siły innym kobietom to teraz mój obowiązek i ta siła mnie poniesie – mówi z uśmiechem Kasia.
Obie chciałybyśmy, żeby takich przypadków, jak Kasi, nie było więcej, ale Kasia opowiada, jak pod artykułem o wypadku pojawiły się różne, też bardzo wulgarne i okrutne komentarze. Cześć z nich oczywiście po interwencji szybko zniknęła. Ale niepokój pozostał.
– Bardzo przeżywam powroty do tego, co się stało W sądzie towarzyszą mi zawsze wielkie emocje, wracam do domu i leżę potem przez kilka dni z gorączką
– Czy ktoś Cię wtedy wspiera?
– Nie jestem sama. Wokół mnie jest dużo życzliwych i wspierających osób. Poza tym miesiące w szpitalnej izolatce nauczyły mnie budować w sobie własne wewnętrzne wsparcie. Mam na to swój sposób – swój obszar duchowości. A poza tym staram się skupiać na dobrych rzeczach w moim życiu.
– Doceniać?
– W czasach przed wypadkiem sporo podróżowałam po świecie. Siedziałam kiedyś przy drinku na dachu wieżowca w Nowym Jorku, a zamartwiałam się różnymi sprawami. Teraz częściej czuję się szczęśliwa, nie mam już takiego ciśnienia, nie ścigam się, jestem spokojniejsza. Przed wypadkiem dostałam to co chciałam – podróżowałam, robiłam karierę, a teraz… myślę sobie: ach, niech tylko wszystko poukłada się z moim zdrowiem. Na szczęście czuję się coraz lepiej. Nie czuję już bólu. Jestem silną kobietą.
28 lutego 2018. Wyrok 25 lat więzienia dla oprawcy Kasi został podtrzymany przez Sąd Apelacyjny w Łodzi.
Kasia pisze: „Mój największy życiowy projekt trwa: Back to normal life!”
Kwiecień 2018. List
Droga Kasiu,
Kiedy to piszę, mija miesiąc od uprawomocnienia wyroku dla sprawcy. 19 miesięcy od ataku, który miał odebrać mi wszystko – życie, zdrowie, wygląd i godność. Miał odebrać mi twarz. Wciąż walczę. Pisząc te słowa kolejny dzień obserwuję, jak po silnym zabiegu laserowym krwawi mi cała ręka. Ból jest wielki. Mam gorączkę na skutek leczenia zabiegowego. Uszkodzenia blizn są przecież poważne. To taki paradoks – muszę teraz od nowa niszczyć swoje ciało, które przecież ratowaliśmy nie tak dawno przeszczepami, każde miejsce bez skóry czekało na przykrycie tkanką. Rany były tak rozległe, że organizm sam nie potrafił ich zabliźnić. Pamiętam, czekałam na to miesiącami. Myślałam, że na powrót będę miała gładką skórę. Jest inna. Nie mam złudzeń. Niewiele się zmieni, ale to już nie jest najważniejsze.
Jeśli kiedykolwiek w więzieniu człowiek, który mnie skrzywdził, przeczyta te słowa, to niech wie, że jego zła wola i okrutny czyn, mimo cierpienia, nie zabrały mi mojego życia. Może nawet je ubogaciły. Odkryłam na nowo siłę przyjaźni. Siłę relacji międzyludzkich. Odkryłam duchowość.
Doświadczyłam rzeczy wielkich, których nie doznałabym nigdy, gdyby nie walka o życie. Tylu łez, wzruszeń, miłości i opieki! Doceniłam istnienie. Poczułam jego wartość i smak. Jeśli nawet był to smak krwi, to niezwykle prawdziwy w naszym plastikowym świecie.
Nie otrzymałabym nigdy tylu dobrych myśli ludzkich. Tyle dawnych przyjaźni wróciło, że czasem myślę, że było warto przez to przejść. Tyle człowieczeństwa obudziło to zdarzenie i stało się tym samym najpiękniejszą prowokacją dla wyzwolenia uczuć ludzkich. Życie to 10% tego, co nam się przytrafia i 90% tego, jak na to reagujemy. Przecież to od nas zależy, jak podejdziemy do sprawy!
Oczywiście, że mam potwornie zniszczone ciało, trudno je pokochać. Mam jednak do moich blizn ogromny szacunek. Są zapisem tragicznych zdarzeń z 22 sierpnia 2016 roku, a tym samym mojej heroicznej walki o przetrwanie, dni pełnych bólu, straconej krwi i pracy nad przywróceniem sprawności i jeszcze raz bólu, który towarzyszył mi każdego dnia i zagościł już chyba na stałe. Zaakceptowałam go w moim życiu. Mogę z nim żyć. Umiem już funkcjonować w tej relacji.
Akceptacja stanu rzeczy jest kolejną, niezmiernie ważną sprawą na zakrętach naszego życia. Zaakceptowałam to, w jakiej znalazłam się sytuacji. To, że muszę walczyć. To, że jest ciężko.
Rozumiem, że teraz tak jest, ale to się zmieni. Bez pogodzenia się z losem nie ruszymy z miejsca. A przecież musimy. Nie jest to proste, bo otrzymany cios podcina nogi i żeby wstać z kolan musi upłynąć czas, ale ważne jest, aby był on jak najkrótszy. Zrozumiałam, że żeby podźwignąć się z upadku, musi być spełniony warunek wybaczenia. W mojej historii wybaczenie nie przyszło łatwo, ale nastąpiło. Pewnego dnia po prostu zrozumiałam, że ciało nie jest czymś, co mamy constans, przecież nawet z wiekiem się zmienia, nosi nas, ale nie jest najważniejsze. Mamy jeszcze wnętrze i duszę. A mój duch na skutek przeżyć nie został zabity. Został zahartowany i uszlachetniony.
Współczuję słabości sprawcy, małostkowości pobudek jakimi kierował się wyrządzając mi i innym ludziom krzywdę. Nic nie usprawiedliwia przemocy! Moja wiara żywi jednak nadzieję, że w jakimś więziennym natchnieniu zrozumie swoją marność wynikającą z dokonywania zła i się od tej drogi odwróci. Specjaliści twierdzą, że to niemożliwe dla człowieka z cechami osobowości psychopaty, ale przecież nie ma rzeczy niemożliwych, a cuda na tym świecie się zdarzają, prawda? Jestem tego dowodem. To, w jaki sposób zostałam uratowana od skutków ataku, jest wielką tajemnicą, która – kiedy zaczęłam ją odkrywać – pomogła mi odnaleźć Boga. Jemu dziękuję za to co mam i kim się stałam.
Cieszy to, ile przeszłam już drogi, jak bardzo doceniłam siebie, zbudowałam swoją wartość i to, że stałam się silna.
Jestem z siebie dumna.
Kocham moje życie mimo, że jak wielu mogłoby powiedzieć – jest dramatyczne, bo spadłam ze szczytu.
Była taka piękna, odnosiła sukcesy i oto co jest teraz. Z osoby dobrze zarabiającej, jeżdżącej po świecie, odważnej, pięknej i przebojowej, zapraszanej na pokazy do Nowego Yorku, stałam się ofiarą brutalnego ataku silnie żrącą substancją, która miała uczynić ze mnie kalekę o przerażającym wyglądzie, niewidomą i zależną od innych. Przeżyłam atak kwasem, który wypalał mi oczy i milimetr po milimetrze warstwy mojej skóry. Przeżyłam piekło bólu, ciemności, lęku, operacji, otwartych ran, strachu i niepewności co do bezpieczeństwa, potem co do reakcji otoczenia. Przeżyłam ostracyzm, odrzucenie przez środowisko, walkę o najwyższy wymiar kary dla sprawcy, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo na przyszłość. Wygrałam! Z modnej, przebojowej i reprezentacyjnej kobiety sukcesu, która jednak borykała się z kompleksami i słabościami, zmieniałam się w zahartowaną, silną, życiowo doświadczoną osobę, którą nie łamią już jak kiedyś słabości, nie zegną wpół drobne niepowodzenia. Ona za każdym razem również ma obawy i lęki, jak każda z nas, ale wie, że umie walczyć i umie na sobie polegać. Potrafiła przejść przez piekło i wyjść z niego z tarczą.
Takie jesteśmy, my kobiety! W obliczu trudności podnosimy gardę w obronie siebie. Walczymy! Dzielne wojowniczki! Nawet jeśli wydaje nam się, że nie ma w nas takich cech, to nie trzeba się tym martwić, dostałyśmy w genach zaszyfrowany zapis – instrukcję przetrwania, która uaktywnia się w trudnym momencie. Ufajmy sobie. Wspierajmy się. Życie bywa ciężkie, ale nic nie dzieje się bez powodu. Poradzisz sobie ze wszystkim. Udźwigniesz każdy ciężar. A potem spokojnie spojrzysz z góry na świat i powiesz: to kim się stałam, było warte tej drogi.
PS Kasiu, przekaż proszę te słowa innym kobietom.
Z pozdrowieniami, Kasia Dacyszyn
