Zwykle nasza rubryka skupia się na osiągnięciach rodzimych użytkowników politycznego Twittera, ale listopad był miesiącem jednak dość wyjątkowy. W Stanach Zjednoczonych odbyły się wybory prezydenckie, w których @JoeBiden złoił dupsko @realDonaldTrump. Podobnie jak przez poprzednie 4 lata, Trump nie przyjął i tych faktów do wiadomości, więc w kolejnych tweetach jął insynuować, że wybory sfałszowano lub – na przemian – fantazjować, że je wygrał. W efekcie jego profil zaczął wyglądać jak kompozycja złożona z takich obrazków:
Media społecznościowe to – generalnie rzecz ujmując – farmy fake newsów. Wysiłki, aby z czystej wody kłamstwami walczyć, są tam w powijakach i na razie nie nadmiernie skuteczne. Ale to jednak miło, że chociaż raz w naszym życiu ktoś zaczął robić porządki nie od represjonowania tzw. szarego obywatela, a od samej góry.
Oczywiście prawicowy nurt ideowo-polityczny, od czasu swojego rendez-vous z ludowym populizmem, żyje i oddycha wyłącznie dzięki wpajaniu ludziom fake newsów. Oznakowanie kłamstw Trumpa jako kłamstw spowodowało więc rwetes także i jego polskich fanów, którzy zakłócenia we wciskaniu ciemnoty uznali za zamach na ich wolność słowa. @AnnaSiarkowska z miejsca zabrała się do pakowania swoich wirtualnych manatków:
Postawę naszej redakcji wobec inicjatywy pani poseł w dwóch słowach podsumował @MarekTatala, wobec czego nie mamy nic do dodania. Może tylko to, że utworzenie oddzielnych platform do publikowania wyłącznie fake newsów to świetny pomysł. Będziemy mieli i wolność słowa, i sprawdzone informacje.
Wolność słowa to w ogóle zjawisko skomplikowane w swojej naturze. Kłamstwa się w jego ramach mieszczą, o ile ich autorzy nie starają się zakazać ich takowego demaskowania. Ale sprawa wolności słowa ma o wiele więcej trudniejszych do oceny aspektów. Nas zatkało po tweecie @pjotrowicz…
Chcielibyśmy poprzeć i tych, którzy nie nazywają swoich zup, jak i tych, którzy im te zupy chcą nazywać nawet nieproszeni…
Nazywanie zup ma, jak się okazuje, wiele wspólnego z polexitem. W mijającym miesiącu polska prawica postanowiła rozpocząć dyskusję. Nie, nie o polexicie – skądże. To dyskusja o dyskusji o polexicie. Taka jest (na początek) bezpieczniejsza, podobnie jak dyskusja o dyskusji o nazywaniu zup. Ale trzeba uważać. Przykład Brytyjczyków pokazuje, że ani się obejrzy, a już się negocjuje z Brukselą zasady certyfikacji żywności po wyjściu ze wspólnego rynku. Szybciej nim się krzyknie „pomidorowa!”, o „chłodniku litewskim na botwinie i z jajkiem” nie wspominając.
W każdym razie reguły prawicowej debaty o debacie redaktorowi @MrowickiRafal wyłożył @wybranowski.
Na Twitterze debata o debacie o polexicie trwała około kilku godzin. Potem różni związani z prawicą użytkownicy (czy to politycy, czy „dziennikarze”, czy „sędziowie” – to w sumie dzisiaj wszystko to samo) gładko przeszli do formułowania argumentów za polexitem. Niezbyt były one odkrywcze, bo znane od lat z anten Russia Today, pism propagandowych Aleksandra Dugina lub stron internetowych Sputnika. Tak czy inaczej i tym razem czujemy zwolnieni z obowiązku komentowania tych wysiłków, gdyż w trzech słowach wyręczył nas @sikorskiradek:
Amen. Są. No, są.
Ważnym tematem miesiąca był naturalnie także Ogólnopolski Strajk Kobiet. Czołowymi gwiazdami polskiego politycznego Twittera stali się inspektor Ciarka oraz profil warszawskiej policji. Jednak ich wysiłki zorientowane na tłumaczenie nam życia najprościej podsumował @Hub_PZ:
Rozstajemy się jednak optymistycznym akcentem. @MarekSzolc i @RobertWinnicki dostarczyli nam wiary, że Polska jest (i zawsze będzie) mistrzem Polski.
ułożył w powyższej kolejności: @piotr_beniuszys
