Władza Prawa i Sprawiedliwości jest typowym przykładem władzy populistycznej. Populizm występuje w dwóch znaczeniach: ideologicznym i politycznym. W tym pierwszym jest sposobem postrzegania społecznego świata, zaś w tym drugim – narzędziem zdobywania i utrzymywania władzy. Aby sięgnąć po to narzędzie, trzeba mieć świadomość popularności ideologii populistycznej w danym społeczeństwie. Im większy jest stopień ubóstwa, niższy przeciętny poziom wykształcenia i dłuższy okres życia w systemie niedemokratycznym, tym bardziej to narzędzie okazuje się skuteczne.
Podstawą populistycznej ideologii jest podział społeczeństwa na lud i elitę. Pojęcie lud jest w tym wypadku wyjątkowo pojemne i elastyczne. Ludem są po prostu wszyscy ci członkowie społeczeństwa, którzy nie należą do jego elity. Ale czym w takim razie jest elita? Otóż tutaj zdania są podzielone. Jedni traktują ją wąsko, zaliczając do niej jedynie potentatów finansowych, autorytety powszechnie znane i ludzi na najwyższych szczeblach władzy. Z kolei dla innych do elity należy każdy kto zarabia powyżej średniej krajowej, ma wyższe wykształcenie i piastuje jakąkolwiek funkcję kierowniczą.
Przeciwstawianemu elicie ludowi populizm przypisuje wyjątkowe znaczenie moralne, tworząc wizję moralności, której wzorcem jest zwykły człowiek, większość, czyli lud. To, czego chce zwykły człowiek, uczciwy i dlatego biedny i krzywdzony w świecie, w którym rządzą nieuczciwe elity, jest zawsze godne poparcia (vox populi, vox Dei). To zwykli ludzie mają prawo wyznaczać wzorce i zasady moralne. Populizm traktowany jest głównie jako ruch protestu ze strony niższych warstw społecznych, szczególnie chłopskich, który gloryfikuje ich styl życia i dąży do jego zachowania wbrew naciskom na zmiany ze strony elit. Zdarza się również, że jego wyznawcami bywają reprezentanci klas uprzywilejowanych, mający wyrzuty sumienia z powodu występujących nierówności. Przykładem mógł być hrabia Lew Tołstoj, który od czasu do czasu „schodząc w lud” doznawał, jak pisał, uczucia moralnego oczyszczenia.
Istotą populizmu jest ciągły i – jak twierdzą jego wyznawcy – naturalny konflikt między ludem a elitami. Elity traktowane są jako beneficjenci korzyści, których lud jest pozbawiony. Korzyści te, to stan posiadania, czyli zamożność; sława, czyli autorytet; oraz władza, czyli możliwość wywierania wpływu. Stosownie do tych korzyści można mówić o:
– elicie ekonomicznej, która pod względem poziomu życia znajduje się na szczycie stratyfikacji społecznej;
– elicie autorytetów profesjonalnych i moralnych, która w sensie ogólnospołecznym oznacza areopag mędrców dostarczających standardów wartościowania poznawczego (kryteria prawdy) i moralnego (kryteria dobra);
– elicie władzy, która ma największy wpływ na sposób i warunki funkcjonowania systemu społecznego w państwie.
Populiści wysuwają oskarżenia pod adresem każdej z tych elit, używając przy tym dość typowego zbioru argumentów. Tak więc podstawowym zarzutem kierowanym pod adresem elity ekonomicznej jest bogacenie się jej członków kosztem ludzi biednych, którzy są wyzyskiwani i okradani. Elita autorytetów jest najczęściej wykpiwana jako niespełniająca wymogu skuteczności w objaśnianiu świata i zachodzących w nim zjawisk, a więc zapewne samozwańcza. Wątpliwości te są dodatkowo wzmacniane poglądem o oderwaniu się autorytetów od warunków i problemów życia zwykłych ludzi, które może być spowodowane bądź brakiem łączności z praktyką („zamykanie się jajogłowych w wieży z kości słoniowej”), bądź obcością kulturową. Przeciwko elicie władzy wreszcie populiści wysuwają najczęściej oskarżenie o rozbieżność jej interesów z interesami zwykłych ludzi. Chodzić może przy tym zarówno o sposób dojścia do władzy, jak i sposób jej sprawowania, który uznaje się za podporządkowany wyłącznie interesom elity.
Ugrupowanie polityczne, które chce posłużyć się populizmem, musi więc przekonać jego wyznawców, że nie jest elitą, chociaż nią faktycznie jest. W tym celu prezentuje krytyczny stosunek do elity ekonomicznej, w szczególności do ludzi dysponujących wielkimi majątkami. Nigdy nie są oni stawiani jako wzór godny naśladowania. Jarosław Kaczyński jeszcze w poprzednim okresie władzy PiS-u często powtarzał, że „ludzie, którzy mają pieniądze, skądś je mają”, dając do zrozumienia, że niekoniecznie są one wynikiem uczciwej pracy. Zapewniał również, że w wypadku pojawienia się jakichś trudności gospodarczych „trzeba będzie głębiej sięgnąć do kieszeni bogaczy”. PiS wyolbrzymiało afery i nieprawidłowości, które miały miejsce za rządów jego poprzedników. Wszelkie niedostatki, które ludzie odczuwają, miały się brać z nieuczciwości poprzedniej elity władzy, z rozbuchanej korupcji, nepotyzmu i tolerowania rozmaitych układów przestępczych z osławioną mafią vatowską na czele. PiS ogłaszało się jako partia, która ukróci w państwie złodziejstwo. W tym celu powołane zostało Centralne Biuro Antykorupcyjne, którego funkcjonariusze otrzymali szerokie uprawnienia. „Wystarczy nie kraść” – powtarzała premier Beata Szydło, roztaczając przed ludźmi wizję szybkiej poprawy stanu posiadania.
Przedstawiając w złym świetle rządy swoich poprzedników, działacze PiS-u z jednej strony wtórowali staremu ludowemu przekonaniu, że władza zawsze kradnie. Wyraził to w lakoniczny sposób dorożkarz wiozący kiedyś Antoniego Słonimskiego. Otóż Słonimski czytał gazetę, z której dowiedział się o śmierci znanego przed wojną francuskiego polityka. Poeta podzielił się tą wiadomością z dorożkarzem, który skwitował ją krótko: „Nakradł się, nakradł i wreszcie umarł”. Z drugiej jednak strony chodziło o utrwalenie przekonania, że ta władza robić tego nie będzie, bo jest skromna i ludowi oddana, o czym zapewnia jej przywódca w znoszonych butach, nie mający własnego konta w banku. Ta władza nie jest zatem elitą, bo elity kradną, a ta tego nie robi.
Aby ludzie w to uwierzyli, nie wystarczą jednak słowa, potrzebny jest konkret w postaci rozmaitych transferów socjalnych, trafiających bezpośrednio do kieszeni ludzi. Ponieważ ludzie mają jednak krótką pamięć i do pieniędzy szybko się przyzwyczajają, trzeba te transfery co pewien czas odnawiać, zwłaszcza wtedy, gdy przychodzi czas wyborów. Ideologicznych populistów nie tak łatwo jest jednak przekonać. Dla nich ludzie władzy zawsze będą elitą, do której będą mieli ograniczone zaufanie. Owszem, będą popierać partię, dzięki której ich poziom życia uległ poprawie, ale to poparcie zniknie, gdy jej szczodrość zmaleje. Krytyczny stosunek do bogaczy, demonstrowanie walki z przestępczością gospodarczą i transfery socjalne dają jedynie akceptację pragmatyczną w określonej grupie wyborców. Wyraża się ona w popularnym powiedzeniu: „Oni też kradną, ale przynajmniej się dzielą”.
Jeśli populiści polityczni pragną głębszej, tożsamościowej akceptacji ze strony swoich wyborców, wówczas muszą uderzyć w elitę autorytetów. Aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom ludu, trzeba odciąć się od autorytetów, które swoje twierdzenia opierają na wiedzy naukowej i etyce uniwersalnej, i zastąpić je autorytetami wyrażającymi przekonania ludu. Trzeba utwierdzić lud w przekonaniu o słuszności jego wizji świata, społeczeństwa i człowieka. Przedmiotem ataku są w tym wypadku ludzie wykształceni. Populiści polityczni nie mają z tym problemu, bo ta grupa społeczna jest zwykle krytyczna wobec ich rządów. Sędziowie, lekarze, nauczyciele, naukowcy czy przedsiębiorcy na ogół nie zaliczają się do społecznej bazy władzy populistycznej.
Ideologia populizmu nie ma formy spójnej doktryny. Oprócz wrogości do elit, cechuje ją apoteoza prostoty i zwyczajności. Wynikają z niej trzy główne składniki światopoglądowe: przywiązanie do tradycji, przekonanie o moralnej wyższości zwykłego człowieka oraz prostota w widzeniu świata. Tradycjonalizm oznacza niechęć do zmian, rozmaitych mód i nowinek. Dobre jest to, co jest kontynuacją życia przodków, co się w przeszłości sprawdziło i co stanowi wzorzec, bez którego życie jednostki i społeczeństwa staje się niepewne i traci sens. Politycy Prawa i Sprawiedliwości okazują wiele szacunku dla takiej postawy. Dlatego tak wiele mówią o konieczności obrony tradycyjnej rodziny, której jakoby zagrażają kulturowe nowinki w rodzaju gender, edukacji seksualnej dzieci, feminizmu czy małżeństw homoseksualnych. Stąd akcja „stref wolnych od LGBT” i obrona gmin, które przyjęły takie uchwały, przed krytyką środowisk liberalnych i sankcjami ze strony Unii Europejskiej. Stąd otwarta pochwała patriarchatu ze strony ministra Czarnka i poparcie Beaty Szydło dla decyzji radnych Zakopanego o niestosowaniu ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Przekonanie o moralnej wyższości zwykłego człowieka znajduje wsparcie w pisowskiej nacjonalistycznej interpretacji historii. Zwykłymi ludźmi są więc tutaj Polacy, którzy w swojej masie, przywiązani do własnej wiary i ojczyzny, zawsze postępowali uczciwie i szlachetnie, i być może dlatego tak często w przeszłości byli ofiarą obcych najeźdźców. Celem tej polityki historycznej jest krzewienie poczucia dumy z przynależności do wyjątkowego narodu i walka z tak zwaną pedagogiką wstydu, którą jakoby uprawiają historycy i publicyści starający się obiektywnie i bez uprzedzeń prezentować i oceniać historyczne fakty. To dlatego próbuje się wyciszać wszelkie informacje o udziale Polaków w Holokauście, o powojennych pogromach ludności żydowskiej i o antysemickiej nagonce nie tylko przed wojną, ale i w 1968 roku. Żałobne uroczystości rocznicowe w Jedwabnem, po objęciu władzy przez PiS, zniknęły z kalendarza obchodów państwowych. Natomiast często i z rozmachem obchodzi się rocznice krzywd, jakich Polska doznała od swoich sąsiadów: Niemców, Rosjan i Ukraińców. Patetyczna, wbijająca w dumę i pobudzająca do walki jest melodia tej narracji, ale to jest właśnie to, co lud lubi najbardziej.
Wreszcie prostota w widzeniu świata, polegająca na ciągłym poszukiwaniu drogi na skróty w dążeniu do prawdy. Prawdom naukowym, głoszonym przez elitę autorytetów, zawsze starano się przeciwstawiać prawdy ludowe. Rozgłaszano sławę znachorów i zielarek, znacznie skuteczniej leczących ludzi od adeptów współczesnej medycyny. Szukano uniwersalnego leku, który byłby skuteczny na wszelkie dolegliwości. Bawiono się opowieściami o góralu bezbłędnie przewidującym pogodę w przeciwieństwie do uczonych meteorologów. Pragnienie prostoty jest również źródłem rozmaitych teorii spiskowych wyjaśniających przyczyny klęsk i katastrof. Ideologiczni populiści nie wierzą nauce, bo ta proponuje wiedzę złożoną, względną i zmienną. A przecież to, co jest prawdziwe powinno być zrozumiałe, uniwersalne i niezmienne. Dlatego naukowy racjonalizm elity jest dla nich nie do przyjęcia. Są zdania, że trzeba mieć postawę krytyczną wobec naukowych twierdzeń i prognoz, zwracając uwagę na ich nietrwałość. Brak zaufania do naukowych autorytetów ideologiczni populiści rekompensują sobie wiarą w cuda, intuicją oraz informacjami docierającymi nieoficjalnie, drogą szeptaną, albo podawanymi w mediach społecznościowych przez naukowców nieuznawanych przez elitę.
Również i w tym wypadku politycy PiS-u starają się wyjść naprzeciw tym postawom. Beata Szydło wyraziła pogląd, że decyzję o szczepieniach ochronnych dzieci powinno się zostawić rodzicom, bo przecież oni chcą jak najlepiej dla swoich dzieci. Z kolei Andrzej Duda junacko chwalił się na wiecu przedwyborczym, że się nie szczepi przeciwko grypie, bo nie. Politycy PiS-u demonstrują przy każdej okazji swoją religijność i dyskutują o cudach Jana Pawła II. Klub poselski PiS-u zasłynął zamówieniem mszy w intencji deszczu, jako najpewniejszego sposobu walki z suszą. W czasie pierwszych rządów tej partii ówczesny wiceminister Edukacji Narodowej opowiedział się publicznie za kreacjonizmem, deprecjonując Darwinowską teorię ewolucji. Usilnie wspierany przez Zjednoczoną Prawicę Kościół katolicki trafia do ludzi swoim prostym przekazem o potrzebie wiary. Kościół rozwija i utrwala ludowy irracjonalizm, pozostając wiernym religii symbolicznej i obrzędowej, którą upowszechniał prymas Wyszyński. Polityczni populiści starają się to wykorzystać, kreując Kościół na jedyne źródło prawdy i moralności, poza którym – jak twierdzi Jarosław Kaczyński – jest tylko nihilizm.
Kiedy populiści polityczni potrafią przekonać populistów ideologicznych o zgodności swoich poglądów w sprawie elity autorytetów, wówczas mają szansę uzyskać akceptację tożsamościową, która jest znacznie ważniejsza od pragmatycznej. Oznacza ona bowiem, że populistyczna władza uznawana jest przez znaczną część społeczeństwa za swoją. Poczucie tożsamości z władzą pozwala tej ostatniej na nieliczenie się z wieloma formalnymi ograniczeniami, ponieważ „naszym” się wybacza. Jeśli łamią prawo, to widocznie muszą to robić, będąc u władzy. Ich poprzednicy robili przecież to samo, ale oni byli „obcy”. A ci są przecież tacy sami jak my, rozumieją nas i popierają, a przez to będą zawsze lepsi niż „obcy”. Na spotkaniu w Łowiczu jeden ze zwolenników PiS-u powiedział do Beaty Szydło: „nareszcie mamy polski rząd”. To wyjaśnia bardziej, niż transfery socjalne, dlaczego PiS ma względnie stałe największe poparcie. Wyborców tej partii nie zrażają delikty konstytucyjne, konflikty z Unią Europejską, korupcyjne afery, nepotyzm, drakońskie prawo antyaborcyjne, bestialskie traktowanie imigrantów na granicy z Białorusią. Naszym się wybacza, przyjmuje ich wyjaśnienia i argumenty, i broni przed wspólnym wrogiem.
Populistyczna władza oznacza społeczny regres. Można powiedzieć, że od zawsze zasadniczym źródłem konfliktów społecznych był podział na lepszych i gorszych, czyli elitę i lud. Postęp zawsze polegał na zmniejszaniu tej nierówności poprzez równanie w górę, czyli poszerzanie szeroko rozumianej elity, dzięki podnoszeniu przeciętnej stopy życiowej, powszechnej edukacji i demokratyzacji władzy. Tymczasem populizm polityczny prowadzi do równania w dół. To nowa, bierna ale wierna, elita ma zbliżać się do ludu, który w niczym nie musi się zmieniać i doskonalić, może spokojnie trwać w cywilizacyjnym zacofaniu.
Kulturowe skutki populizmu politycznego są społecznie demoralizujące. Atakowanie elity ekonomicznej prowadzi do zaniku przedsiębiorczości, do nasilenia roszczeniowości i upowszechnienia kultury pasywnej. Ludzie bardziej zaczynają liczyć na zasiłki ze strony państwa aniżeli na własny wysiłek i pomysłowość, aby poprawić swoją sytuację materialną. Rozpowszechnia się poczucie kontroli zewnętrznej nad własnym działaniem, które zniechęca do większej aktywności i każe oczekiwać opieki ze strony władzy. Trudno w tych warunkach liczyć na rozwój klasy średniej, którą tworzą ludzie kreatywni, pracowici, uparcie dążący do sukcesu ekonomicznego. Populizm wyraża się bardziej w chęci ograniczenia maksymalnych dochodów, aniżeli zwiększenia dochodów minimalnych. W istocie chodzi nie tyle o poprawę poziomu życia najuboższych, ale o pogorszenie poziomu życia najbogatszych. Populistyczną postawę dobrze ilustruje znany dowcip o gospodarzu, który zazdrościł sąsiadowi wysoce mlecznej krowy i skarżył się Bogu, że niesprawiedliwie dzieli swoje łaski. Zniecierpliwiony tym Bóg wyłonił się pewnego razu zza chmur i zapytał zazdrośnika czy chce taką samą krowę. Ten podrapał się po głowie i odparł po namyśle: „Nie, spraw tylko Panie, żeby mu ta krowa padła”.
Jeszcze bardzie różnorodne i szkodliwe są skutki społeczne niszczenia autorytetów. Jest to przede wszystkim rozwój irracjonalizmu, odrzucenia prawd naukowych i zastępowanie uczenia się przywiązaniem do stereotypów. Widoczne jest to zwłaszcza w sposobie reagowania na dysonans poznawczy, czyli wtedy, gdy pojawia się jakaś informacja sprzeczna z ugruntowaną wiedzą na dany temat. Zamiast poddać ją starannej i niczym nie uprzedzonej weryfikacji, czyli uruchomić proces uczenia się, informację tę się odrzuca jako niezgodną ze stereotypem. Jest to przejaw gnuśności intelektualnej, braku zrozumienia, że wiedza jest ciągłym procesem, w którym nowe odkrycia eliminują lub korygują dotychczasowe przekonania. Skutkiem rozwoju populizmu jest pojawienie się ruchu antyszczepionkowców i rosnącej klienteli uzdrowicieli i wróżbitów, co wpływa ewidentnie na pogorszenie stanu zdrowia w populacji Polaków. Nieprzypadkowo najwięcej osób nie zaszczepiło się przeciw covid 19 w województwach, w których PiS ma największe poparcie.
Ten konserwatyzm poznawczy sprzyja również uaktywnianiu się atawizmów, od których współczesny człowiek powinien być wolny. Tymczasem coraz więcej ludzi w Polsce zdaje się ulegać atawistycznym lękom przed obcymi, stając się ksenofobami. Populistycznej władzy udało się wpoić lęk przed imigrantami ponad połowie Polaków. Jego skutkiem jest milczące poparcie dla bestialskich zachowań państwowych służb na wschodniej granicy. Coraz częściej zdarza się również okazywanie wrogości i agresji w stosunku do obcokrajowców, szczególnie tych o ciemnym kolorze skóry. Lęk przed innymi w znacznej części polskiego społeczeństwa pozwala także władzy dyskryminować ludzi LGBT. Wreszcie skutkiem intelektualnej gnuśności są odżywające resentymenty w stosunku do Żydów, Niemców i Ukraińców. Antysemityzm i rasizm oficjalnie próbuje się traktować jako wyraz wolności słowa. Świadczy o tym protest polskich służb dyplomatycznych przeciwko niewpuszczeniu na teren Wielkiej Brytanii Rafała Ziemkiewicza, właśnie z powodu publicznie przez niego głoszonych antysemickich poglądów.
Inwazja populizmu jest widoczna we współczesnym świecie. Niezbyt często mamy do czynienia z populistycznymi rządami, jak w Polsce, ale w wielu krajach rozwiniętych polityczni populiści cynicznie wykorzystują ludowe kompleksy, stając się coraz większą siłą polityczną. Do populistycznej władzy zmierza ruch żółtych kamizelek i popierające go tam populistyczne ugrupowania, a także antyliberalne partie polityczne w Hiszpanii, Włoszech i w innych krajach Unii, choć na razie znajdują się poza głównym nurtem polityki. W Stanach Zjednoczonych populistyczną władzę prezentował Donald Trump, który w dalszym ciągu ma spore grono zwolenników. Inwazja populizmu jest zjawiskiem niepokojącym. Ku czemu zmierza ludzki świat, rezygnując ze spuścizny Oświecenia w postaci racjonalizmu i humanizmu?
Trzeba ze wszystkich sił sprzeciwiać się tej tendencji i zdecydowanie walczyć z ciemnogrodem. Nie wolno przy tym ulegać zarzutom tych, którzy twierdzą, że walka z populizmem jest walką z ludem. Wszak lud nie jest jednolity. Do ludu należą nie tylko ci, którzy są skłonni traktować uchodźców jak potencjalnych morderców i gwałcicieli, ale również ci, którzy w przygranicznym pasie, objętym stanem wyjątkowym, zapalają w swoich domach zielone światła, informując w ten sposób o gotowości przyjścia uchodźcom z pomocą.
Ilustracja: Fragment obrazu autorstwa José Clemente Orozco.