Przychodzi do mnie, gdy zanurzony w myślach, bujam się w wiklinowym fotelu, skrzypiącym przy każdym odbiciu płozy od podłogi. Nie podchodzi od razu. Najpierw zatrzymuje się w drzwiach, opierając ramię o ich framugę i patrzy na mnie przeciągle. Jej wzrok mnie porusza. Czuję charakterystyczne ciepło w trzewiach – tak właśnie mężczyzna powinien reagować na kobietę. Nie upieram się wcale, czy wyłącznie na kobietę – w sumie, jak ktoś lubi, może tak reagować też na tę samą płeć. Jeszcze nam w Polsce PiS wolno.
Patrzy na mnie swymi zalotnymi oczyma, robi to zawsze wtedy, gdy chce mnie zainteresować sobą. Gdy tego nie chce, patrzy na mnie całkowicie obojętnie. Takie są kobiety i się nie zmienią nigdy. Więc stoi chwilę w drzwiach nic nie mówiąc, a potem rusza ku mnie. Robi tych kilka kroków pełna gracji, kołysząc biodrami z lekka tylko się uśmiechając. Fotel zatrzymuje się nagle dokładnie w połowie krzywizny płóz. Nachyla się powoli, opierając dłonie o poręcze z wikliny. Materiał jej zwiewnej, krótkiej piżamki z atłasu opada lekko w okolicach dekoltu, ukazując najbardziej krągły kształt piersi jakie kobieta może pokazać, nie pokazując jednocześnie nic więcej. Gdy zbliża twarz, widzę jej rozszerzone źrenice w kolorze sycylijskich oliwek. Jej usta przybierają kształt ledwie widocznego uśmiechu Mona Lisy – wie, co czyni. Czuję zapach jej perfum Estée Lauder. Wtedy słyszę szept: “idziesz do łóżka…?” Tylko tyle. Trzy słowa i cisza. Takie są kobiety i nie zmienią się nigdy…
Jak tu iść do łóżka, kochanie, gdy tyle się dzieje? Która kobieta zrozumie, że dla faceta polityka to jego najważniejsza pani? Żadna.
Od kilkunastu dni władza nadaje główny przekaz dnia – oto na zaproszenie prezydenta (Andrzeja, Adriana czy Ambrożego – spamiętać trudno) przybył był do nas prezydent America Great Again Trump z misją stulecia. W obozie dobrej zmiany mistyczny rwetes począł się kwilić, niczym odpustowe śpiewy, a co bardziej nawiedzeni porównać już zdążyli przylot Trumpa do pierwszej pielgrzymki Papieża Polaka z 1979 roku. To jest dopiero odlot! To tak, jakby Papież Wojtyła wybrany został dzięki pospolitemu ruszeniu rosyjskich hakerów. Ale co tam Papież Polak – znaleźli się też tacy, którzy wizytę blond jegomościa porównywać poczęli (słowo użyte przypadkowo) do Zjazdu Gnieźnieńskiego, zapominając zapewne, że na spotkanie z Mieszkiem przybył wtedy germański (o zgrozo!) cesarz Otton III. Cóż – akolici dobrej zmiany wiedzą o historii tyle tylko, ile im prezes i tadeuszowe media przekażą. Wiadomo – Polska wstaje z kolan, to i historia też.
Dla lepszego efektu każdy działacz PiS dostał centralnie wydane przykazanie, aby przywieźć do stolicy minimum jeden autobus pełen ludzi ze swojego okręgu. Mają rozmach. Więc przyjechał Trump, zwieźli ich, pokrzyczeli sobie, co tam mieli pokrzyczeć, Trump odleciał, a oni zostali sami ze sobą i ze swoją wizją świata. Biedni ludzie – w sumie żal mi ich z całej dobroci mojego liberalnego serca.
A prawicowe i narodowe (czyli prawicowe) media rozpływają się w uniesieniu, dla mnie niepojętym, nad ideowym manifestem Trumpa. Oni nigdy mnie nie przestaną zadziwiać tym masochistycznym uwielbieniem do wszelkiego rodzaju eufemizmów. Ideowy manifest Trumpa. Czym jest? To świat oparty na chrześcijańskich wartościach. Konserwatywnych rzecz jasna. Niewątpliwie chrześcijańskie i konserwatywne wartości to dwa rozwody, trzy żony i patchworkowa rodzina – podstawa bytu każdego wierzącego w Boga Stwórcę. Dlaczego takim uniesieniem nie był obdarowany w Polsce prezydent Obama – przykładny mąż i ojciec? Bo wartości demokratyczne były dla niego nienaruszalną podstawą, o czym przypominał władzy PiS na każdym kroku, a dla gwiazdora talk-shows te podstawy, to tylko gra pozorów jest? Poland is so fantastic – powtarzał Trump na każdym kroku, bo gdzie jak gdzie, ale w Polsce PiS nikt mu uwag robić nie będzie. On zresztą też wytykać niczego nie miał zamiaru. Trafił swój na swego, to i miło było.
A o czym rozmawiano, gdy tak miło było?
Jest podpisane memorandum na zakup zestawów Patriot. Memorandum, to jeszcze nie umowa, a jedynie zapowiedź, że strony do niej będą zmierzać. To akurat nic dziwnego, bo rakiety Patriot wybrał już poprzedni rząd, a cały czas toczyły się tylko rozmowy dotyczące warunków sprzedaży. Bardziej mnie interesuje, czy rząd polski kupi te zestawy kompletne, czyli z jego najważniejszym elementem jakim jest radar naprowadzający rakiety te na cel.
Mniej do opinii publicznej przedostała się informacja na temat rozmów dotyczących zakupu zestawów rakietowych HIMARS/HOMAR. Umowa na ich zakup dawałaby możliwość uczestniczenia polskiego przemysłu w produkcji tych zestawów. W przypadku HIMARS/HOMAR całym naszym wkładem mogłyby być podwozia Jelcza, na których sprzęt ów byłby osadzony.
Trzecia rzecz to amerykański gaz. Trump wie, że nam zależy, więc zapowiedział już, niby w żartach, że podniesie cenę. Każdy biznesmen wie, a Trump niewątpliwie nim jest, że jeśli nabywca czegoś mocno chce, to szczytne idee idą w odstawkę – jest tylko interes. O tym, co jeszcze biznesmen Trump nam sprzedał dowiemy się wkrótce, pewnikiem ujrzymy to w rachunkach przysyłanych pocztą.
Czego nie było, bo być nie mogło?
Nie było żadnych konkretów na temat gwarancji bezpieczeństwa dla Polski i na temat dłuższego pozostawania wojsk amerykańskich w Polsce oraz w regionie. Na konferencji prasowej padło zaś bardzo dziwne zdanie, że „nie jesteśmy umocowani, żeby o tym rozmawiać”. Kto zatem jest umocowany do rozmów na temat pobytu wojsk USA w Polsce, jeśli nie prezydenci obu państw? Jarosław Kaczyński? Pewnie tak, ale na spotkanie z prezesem i nadprezydentem Trump czasu nie znalazł. Nawet dla niego rola szeregowego posła jest niezrozumiała.
Dlaczego być nie mogło?
Bo prosto z Warszawy Trump poleciał na znacznie mniej przychylne mu rozmowy w ramach szczytu najbardziej rozwiniętych gospodarczo państw świata. W gronie G20 Trump nie czuje się już tak dobrze jak w Polsce PiS. I najważniejsze – w Hamburgu spotkał się z Putinem. A to już całkiem inna liga. Z Putinem Trump ma znaczenie więcej do przehandlowania. Sednem jest Syria i za spokój w tym regionie (bo to o żywotne interesy USA idzie) gotów jest zrobić deal z Putinem kosztem spraw, które dla innych mają granice moralne nie do przejścia. No pasaran i basta.
Bo czas Trumpa i Putina, to czas wielkiej akwizycji. Ty mi łachy, ja ci śrubki sprzedam. Dogadamy się. No problem. Trumpowi wystarczy, że Putin stanowczo zaprzeczył, iż ktokolwiek z Rosji ingerował w przebieg wyborów. A co miał, przepraszam, powiedzieć? Przyznać się? Czy wystarczy wymiarowi sprawiedliwości w Stanach – czas niechybnie pokaże. Putinowi z kolei wystarczy, że Trump mu nie truł o takich mało znaczących sprawach jak wolne media, otwarte społeczeństwo i nalot na Ukrainę.
Jak w tym wszystkim odnajduje się PiS, doprawdy nie wiem.
A jaka jest prawda? Prawda jest taka, że gazoport w Świnoujściu to inwestycja rządów PO/PSL. Sieć gazociągów w Polsce to plan i częściowe wykonanie rządów PO/PSL. Tama i brak zgody na napływ terroryzmu do Polski (nie uchodźców), to także konkretne “nie” ze strony Platformy. Wojska amerykańskie w Polsce, to umowy zawarte jeszcze przez administrację prezydenta Komorowskiego i rządy PO/PSL.
Co jest pomysłem PiSu? Fantasmagoryczna idea trójmorza. Idea tyleż zabawna, co niemożliwa do zrealizowania, bo każde z państw tego dziwacznego sojuszu ma rozbieżne interesy. Jedni z Unią, drudzy z Rosją. Dla PiS to próba postawienia się Brukseli za jej uwagi na temat naruszania demokratycznych standardów. Jednak każdy, kto choć trochę chociaż rozumie politykę, wie, że działanie przeciw Unii, to de facto działanie prorosyjskie. Trump ma tu oczywiste interesy w podsycaniu tej zgubnej dla Polski idei.
Dramat Artura Millera ukazał gorzkie rozliczenie amerykańskiej konfrontacji między wyobrażeniami o bogactwie a prozą życia codziennego. Willy Loman był uosobieniem schyłku komiwojażerki. Trump i Putin fach ten przywrócili światu.
Czas, nie śmierć, komiwojażerów mamy. I żadne, nawet bardzo miłe dla ucha Polaków, słowa tego nie zmienią.