Ekipa sprawująca władzę w ustroju demokratycznym jest świadoma swojej tymczasowości, co sprawia, że nie dystansuje się od obywateli, a do swoich rywali politycznych zachowuje szacunek, mimo ostrych niekiedy sporów. W systemach autorytarnych łatwo natomiast daje się zauważyć mniej lub bardziej ukrytą pogardę, z jaką władza traktuje swoich oponentów i ludzi, którzy jej podlegają.
Przyczyną tej pogardy może być przekonanie o własnej wyższości moralnej lub intelektualnej oraz słuszności swoich racji i zamierzeń. Dlatego każdy znak sprzeciwu lub niezrozumienia jej intencji ze strony ludzi jej podporządkowanych tłumaczony jest ich złą wolą albo ignorancją. Pogardliwy stosunek władzy do tych, którzy jej podlegają, może być również powodowany łatwością, z jaką władza może ich sobie podporządkować i manipulować nimi. Pogarda władzy wyraża się w arogancji, protekcjonalnym traktowaniu ludzi, braku asertywności i empatii oraz skłonności do demagogii. Niestety, wszystkie te przejawy daje się zauważyć u wielu czołowych polityków Zjednoczonej Prawicy i jej zaplecza propagandowego, chociaż formalnie wciąż żyjemy w państwie demokratycznym.
Arogancja
Arogancja jest manifestowaną i zuchwałą pewnością siebie, znamionuje wysokie mniemanie o sobie, połączone z lekceważącym stosunkiem do innych. Czyż przykładem takiego zachowania nie jest postawa Jarosława Kaczyńskiego, który kroczy dumnie w otoczeniu ochroniarzy i udając, że nie słyszy pytań dziennikarzy, patrzy na nich z wyższością i pewnym zniecierpliwieniem? Ten sam pewny siebie mąż opatrznościowy polskiej prawicy czasem daje upust swoim emocjom i wykrzykuje w Sejmie pod adresem opozycji: „chamstwo”, „kanalie”, „my jesteśmy panami”.
Dziennikarze i telewidzowie dobrze już poznali plecy wicemarszałka Terleckiego, który z tej pozycji udziela krótkich i niecierpliwych odpowiedzi goniącym go sprawozdawcom sejmowym. Zarówno pan prezes, jak i pan wicemarszałek zapomnieli widać, że dziennikarze zadają im pytania nie z własnej ciekawości, ale w imieniu obywateli, których chcą informować o poglądach ważnych osobistości. Pan Terlecki też czasem łaskawie odzywa się do posła opozycji, zwracając się na przykład do niego: „Siadaj Pajacu”.
A poseł Lichocka (nie posłanka, bo w prawicy tego nie lubią) z jakim wdziękiem pokazała opozycji środkowy palec. A poseł PiS-u, który w krótkich żołnierskich słowach kazał się wynosić posłowi opozycji, próbującemu dostać się do Sali Kolumnowej, gdzie PiS, nie niepokojony wreszcie przez opozycję, prowadził obrady i podejmował ważne decyzje państwowe. A bohaterski zryw sędziego Nawackiego i jego niezapomniana mina, gdy podarł petycję sędziów Sądu Rejonowego w Olsztynie, sprzeciwiającym się skutkom „dobrej zmiany” w sądownictwie.
Te wszystkie gesty i epitety, pogardliwe uśmiechy i przemilczenia niewygodnych uwag i zapytań, ta cała arogancja ludzi pisowskiej władzy świadczy o wielkim poczuciu bezkarności. Tak zawsze zachowują się ci, którzy są przekonani, że zdobytej władzy nigdy nie oddadzą, bo reguł demokracji nie traktują serio.
Protekcjonalne traktowanie
PiS reklamuje się jako partia zwykłych ludzi, wrażliwa na ich codzienne kłopoty i problemy. Przejawia to w sposób dla siebie najłatwiejszy: atakując elity i stosując korupcję wyborczą. Atakowanie sędziów, lekarzy czy nauczycieli, czyli ludzi o wyższym statusie społecznym, obliczone jest na wywołanie populistycznej satysfakcji u ludzi gorzej sytuowanych. Korupcja wyborcza, czyli osławione 500+ dla każdego dziecka, 13 i 14 emerytury i inne bonusy socjalne mają być wyrazem troski o zwykłego człowieka. Poza 500+, wszystkie pozostałe transfery socjalne ogłaszane były zawsze w związku z wyborami. Dlatego określenie ich mianem korupcji wyborczej wydaje się zasadne. Jednocześnie partia ta nie zrobiła nic, albo bardzo niewiele, aby na przykład usprawnić transport publiczny w rejonach pod tym względem upośledzonych, ułatwić dostęp do lekarzy, zwłaszcza specjalistów, rozwinąć tanie budownictwo mieszkaniowe czy zwiększyć pomoc dla ludzi niepełnosprawnych. Działacze rządzącej partii, zwłaszcza na prowincji, chętnie przyjmują znaną z PRL-u pozę dobrotliwego opiekuna, który ma dojścia w stolicy. Wystarczy z takim dobrze żyć, a znajdą się i pieniądze dla gminy i posada dla syna. PiS otwarcie obficie dotuje te jednostki terytorialne, które są przychylne tej partii, zapominając o tych, w których nie ma władzy.
Protekcjonalne traktowanie zwykłych ludzi widoczne jest na wiecach i spotkaniach wyborczych polityków PiS-u. Nieodmiennie traktują oni zgromadzonych tam ludzi infantylnie i to w sposób wręcz obraźliwy. Beata Szydło, po informacji Kaczyńskiego o kolejnym datku socjalnym, komentuję to ze wzruszeniem, jakiż to wspaniały prezent prezes sprawił ludziom. Mateusz Morawiecki nawiązuje bezpośredni kontakt z uczestnikami wiecu, każąc im odpowiadać na pytania czy to dobrze, czy źle, że rząd daje im kolejne zapomogi. Andrzej Duda niestrudzenie gra rolę „swojego chłopa” na tle ubranych w ludowe stroje członkiń Koła Gospodyń Wiejskich, przyznając się do tych samych gustów kulinarnych, kulturalnych i wszelkich innych, co uczestnicy spotkania.
A nad tym wszystkim niezmiennie wisi pogardliwe „spieprzaj Dziadu” prezydenta Lecha Kaczyńskiego, cyniczne „ciemny lud to kupi” Jacka Kurskiego i płacz matek niepełnosprawnych dzieci w pustym Sejmie.
Brak asertywności
Asertywność oznacza umiejętność zachowania się z szacunkiem równocześnie dla siebie i dla innych. Jest to nic innego jak otwartość w wyrażaniu własnych poglądów i w przyjmowaniu krytyki, a także odwaga w przyznawaniu się do błędów. Otóż tego wszystkiego zdecydowanie brakuje politykom Zjednoczonej Prawicy. Podstawową dewizą, która zdaje się przyświecać przedstawicielom obozu władzy, jest zakaz tłumaczenia się przed opinią publiczną z wszelkich zarzutów formułowanych przez opozycję lub niekorzystnych dla władzy informacji w mediach.
Czy ktoś usłyszał kiedykolwiek wyjaśnienie na czym polega bezpodstawność zarzutów kierowanych pod adresem Jarosława Kaczyńskiego przez austriackiego biznesmena Birgfellnera? Czy ktoś z kierownictwa PiS-u skomentował doniesienia mediów o związkach tej partii z aferami Get Becku i SKOK-ów? Cała Polska od miesięcy słyszy o przekręcie z respiratorami zamówionymi przez ministra Szumowskiego u handlarza bronią. Tymczasem wicepremier Kaczyński oficjalnie ogłasza, że nie dopatrzył się żadnych uchybień w tej sprawie. W takim razie, gdzie są te respiratory, albo zwrócone pieniądze? Władza jest zbyt dumna, żeby odpowiadać na takie pytania? Minister Dworczyk tylko ironicznie się uśmiechnął, słysząc to pytanie na konferencji prasowej, a prowadzący konferencję natychmiast zwolnił go z odpowiedzi twierdząc, że pytanie nie dotyczy jej tematu. Ciągle trwa uporczywa walka niezależnych mediów o informacje, które decydują o transparentności władzy i zawsze napotykają one na opór, aż nie da się dłużej utrzymać oficjalnego przekazu, że na przykład marszałek Kuchciński nie przekroczył swoich uprawnień, jeśli chodzi o jego podróże lotnicze, albo że listy poparcia kandydatów do KSR-u są objęte ścisłą tajemnicą państwową.
Ta ekipa nigdy nie przyznaje się do błędu, a kiedy jest on ewidentny, nieodmiennie zwala winę albo na opozycję (koszt niepotrzebnie wydrukowanych kart wyborczych na majowe wybory), albo na Unię Europejską (bałagan ze szczepionkami). Czasami, gdy nie ma już innego wyjścia, politycy Zjednoczonej Prawicy starają się przedstawić swoje niedociągnięcia na tle nieporównanie większych, ich zdaniem, wpadek rządu PO-PSL. Jakże zresztą pisowskirząd ma przyznawać się do błędów, skoro uważa się za najlepszy rząd polski od niepamiętnych czasów. To przecież dopiero dzięki niemu Polska odzyskała niepodległość i wstała z kolan, doświadczyła ustabilizowanego wzrostu gospodarczego i najlepiej w Europie, a pewnie i na świecie, poradziła sobie z pandemią. Kto wiedzę o świecie czerpie wyłącznie z TVP Info, ten zapewne gotów jest w to uwierzyć.
Żałośnie wyglądają dyskusje w mediach między przedstawicielami rządu i opozycji. Przyjęte wyżej zasady nietłumaczenia się i nieprzyznawania do błędów sprawiają, że spór staje się jałowy i niemerytoryczny. Prorządowi politycy nie mają zwyczaju odpowiadać na pytania opozycji czy dziennikarzy, tylko wygłaszają swoje, uprzednio przygotowane oracje. Zapewne przeszli oni jakieś przeszkolenie erystyczne, bo albo umiejętnie zmieniają temat dyskusji, albo po prostu starają się zagadać adwersarzy, nie dopuszczając ich do głosu.
W demokracji asertywność jest bardzo pożądaną cechą spierających się polityków. Dzięki niej łatwiej można znaleźć najlepsze rozwiązania, godzić sprzeczne interesy i zachować kulturę polityczną. Brak tej ostatniej wiąże się z niskim autorytetem polityków w społeczeństwie, co w Polsce jest od pewnego czasu bardzo widoczne. Kiedy jednak chce się zniszczyć demokrację, asertywność do niczego nie jest potrzebna.
Brak empatii
Deklarowana w pisowskiej propagandzie wrażliwość społeczna i troska o zwykłego człowieka nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Zdesperowane matki dzieci niepełnosprawnych na próżno domagały się w Sejmie zainteresowania ze strony władz. Zamiast tego, spotkały je szykany i brutalne traktowanie ze strony Straży Marszałkowskiej. Gdy młodzi lekarze domagali się poprawy swoich warunków zatrudnienia, bo nie chcą w tym celu wyjeżdżać za granicę, posłanka PiS miała im do zaproponowania tylko ów wyjazd. Ile trzeba pogardy dla tak bardzo wynoszonych na piedestał polskich rodzin, aby wpaść na pomysł wypłaty za urodzenie dziecka niezdolnego do życia 20 tysięcy złotych. Można jeszcze do tego dodać zapewnienie rzeczniczki resortu sprawiedliwości, że kobietom zmuszonym do rodzenia dzieci z wadami genetycznymi będzie przysługiwał osobny pokój, w którym będą mogły się wypłakać. Empatia tej władzy dla kobiet, które sama skazuje na cierpienie i heroizm, jak widać nie ma granic. Bardzo empatyczny jest także prezydent Duda, który prokuratorom skarżącym się na represje ministra nakazującego im z dnia na dzień przenieść się do pracy w prokuraturach oddalonych o setki kilometrów, poradził zmianę zawodu.
Cyniczne ugrupowanie, które wszystkie wartości traktuje instrumentalnie, jako narzędzia utrzymania władzy, zarzuca tymczasem brak empatii właścicielom niezależnych mediów, którzy nie chcą się zgodzić na haracz w postaci podatku od reklam, który w wielu wypadkach oznaczałby ich bankructwo. Według zapewnień władzy uzyskane w ten sposób środki miałyby być przeznaczone na ochronę zdrowia i kulturę. Ale ta sama władza przeznacza co roku 2 mld. złotych na swoją szczujnię TVP, wbrew postulatom opozycji, aby te pieniądze przeznaczyć na ochronę zdrowia. Partia PiS jest wyjątkowo empatyczna dla samej siebie.
Demagogia
Demagogia polega na wpływaniu na opinię publiczną, aby osiągnąć własne korzyści. W tym celu demagog składa obietnice bez pokrycia i posługuje się kłamstwem. Politycy często uciekają się do tego zabiegu psychologicznego, u którego podstaw jest pogarda dla ludzi będących przedmiotem ich wpływu. Ta pogarda wynika z przekonania o niskim poziomie wiedzy i inteligencji ludzi, do których się zwracają. Gdyby nie byli o tym przekonani, nie stosowaliby demagogii, obawiając się, że nierealne obietnice i kłamstwa będą łatwe do rozszyfrowania. Z demagogią polityków można się spotkać w każdym systemie władzy. Nigdzie jednak jej wulgarność i stopień nasilenia nie są tak wielkie, jak w autorytaryzmie, który udaje demokrację. Taką właśnie rolę odgrywa obecnie w Polsce rząd Zjednoczonej Prawicy.
O demagogii pisowskiej władzy można napisać książkę. Ograniczę się więc tylko do kilku przykładów. Mistrzem demagogii jest niewątpliwie premier Morawiecki, który snuje mocarstwowe plany rozwoju cywilizacyjnego Polski, obiecując wszystkim wszystko: elektryczne samochody, szybkobieżne koleje czy największy w Europie port lotniczy. To zresztą już było. Teraz premier obiecuje wielki program wychodzenia z kryzysu finansowany z unijnego Funduszu Odbudowy, którego szczęśliwie nie zawetował. Te wszystkie wielkie plany i obietnice mają porwać wyborców swoim rozmachem i zapewnić sobie ich poparcie. Jest to oparte na założeniu, że wyborcy mają krótką pamięć i dadzą sobie wcisnąć każdą propagandową ściemę.
Przedstawiciele władzy stanowczo kwestionują brutalność policji podczas pokojowych protestów Strajku Kobiet. Twierdzą oni, że policjanci stosują przymus bezpośredni jedynie w przypadku obrony własnej lub ochrony mienia. Nagrane na filmach sceny jednak ewidentnie temu przeczą, potwierdzając zarazem wypowiedzi ofiar i świadków. W takich wypadkach kierownictwo Policji obiecuje szczegółowe śledztwo. Nie zdarzyło się jeszcze, aby w wyniku tych śledztw, choćby jeden policjant został ukarany. Zawsze przy skargach na policję jej obrońcy nie omieszkają odwołać się do przykładów brutalnych działań policji w innych krajach, zwłaszcza Francji i Niemiec, gdzie ofiar ulicznych zamieszek jest mnóstwo. Oczywiście nie wspominają oni przy tym, że te krwawe obrazki emitowane w telewizji pochodzą z protestów, podczas których palone są samochody, rozbijane wystawy sklepowe, a protestujący toczą regularną walkę z policją. Pomijanie tego „szczegółu” unieważnia prawo dokonywania jakichkolwiek porównań między tamtymi wydarzeniami, a pokojowymi demonstracjami kobiet w Polsce. Prezydent Duda okazał się cynicznym demagogiem twierdząc, że polska policja nie jest brutalna, bo przecież nikt nie zginął. Jeszcze bardziej kuriozalne było porównanie wejścia trojga osób na teren Trybunału Konstytucyjnego, aby na jego drzwiach wywiesić odezwę, do słynnego ataku zwolenników Trumpa na Kapitol, które to porównanie znalazło się w prorządowych mediach.
Prawdziwym królestwem demagogii jest Ministerstwo Sprawiedliwości. Minister Ziobro i jego drużyna nieustannie posługują się tym instrumentem, gdy niszczące niezawisłość sędziowską zmiany w wymiarze sprawiedliwości porównują z rozwiązaniami stosowanymi w innych krajach Unii. Krytyka tych zmian ze strony Komisji Europejskiej jest więc przedstawiana jako nieuzasadniony atak na suwerenność Polski, której nie pozwala się na to, co robią inne kraje. Oczywiście, podobnie jak w przypadku brutalności policji, nie podaje się kontekstu rozwiązań zagranicznych, który skutecznie chroni tam niezawisłość sądów. Tymczasem u nas celem wprowadzanych zmian jest podporządkowanie sądów władzy wykonawczej. W argumentacji próbuje się też przemycać ewidentne kłamstwa, licząc na niewiedzę odbiorców. W telewizyjnej dyskusji uczynił to wiceminister Kaleta twierdząc, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji jest zgodny z konstytucją, ponieważ zawarty jest w niej zapis o ochronie ludzkiego życia od poczęcia do naturalnej śmierci.
Demagogia ma więc służyć zasłanianiu rzeczywistych celów władzy szlachetnymi intencjami. Projekt niszczącego niezależne media podatku od reklamy, premier Morawiecki tłumaczył potrzebą obciążenia podatkami wielkich zagranicznych potentatów, jak Google, Facebook czy Amazon, które czerpią wielkie zyski na polskim rynku, prawie nic w zamian nie dając. Tymczasem ustawa tylko w niewielkim stopniu dotknęłaby te firmy, natomiast niemal cały ciężar tego opodatkowania spadłby na polskie niezależne media. Ale przecież głównym celem tej ustawy jest właśnie zniszczenie tych mediów i doprowadzenie do sytuacji, w której na rynku pozostaną jedynie media całkowicie zależne od rządu Zjednoczonej Prawicy.
U podstaw pogardy żywionej przez klerykalno-nacjonalistyczną prawicę do jej przeciwników ideologicznych, jest przekonanie Wodza Narodu, jego akolitów i wyznawców, że są oni jedynymi spadkobiercami istoty polskości i depozytariuszami jej podstawowych wartości. Jako tacy, mają oczywiste prawo rządzić Polską po wsze czasy i narzucać jej obywatelom swój światopogląd. Jakże więc ci rycerze polskiej kontrkultury, walczący ze zgniłym kosmopolityzmem o narodową duszę i wartości, mają nie czuć pogardy do ludzi, którzy zaślepieni blichtrem Zachodu zapomnieli o testamencie swoich przodków. Jak mogą poważnie traktować tych, którzy w Jarosławie Kaczyńskim nie widzą samego dobra, a w arcybiskupie Jędraszewskim wzorca miłosierdzia; tych, którzy nie doceniają wysiłków Zbigniewa Ziobry, aby naszej ojczyźnie przywrócić godność, suwerenność i ład społeczny. Kiedy ktoś, jak Kaczyński, czuje się Mesjaszem, który chce zbawić Polskę, to nie może być grzeczny, uległy i asertywny, ale musi twardo walczyć o swoje ideały, cierpliwie znosząc krytykę wynarodowionych odszczepieńców, w nadziei, że w przyszłości zajmie należne mu miejsce w narodowym panteonie.
Cała nadzieja w młodzieży wychowanej w realiach cywilizacyjnych współczesnego świata, która tak dzielnie i z polotem wspiera dzisiaj Strajk Kobiet, że polskie społeczeństwo wyzwoli się wreszcie z romantycznego mitu udręczonego narodu, skazanego na walkę z całym światem. Bo dopiero wtedy uodporni się ono na wpływy politycznych szaleńców i cynicznych graczy.