Oglądałem wczoraj niezbyt udaną ekranizację książki Agathy Christie Morderstwo w Orient Express w reżyserii Kennetha Branagha. W książce i w jej ekranizacji prywatny detektyw Herkules Poirot rozwiązuje zagadkę morderstwa niejakiego Ratchetta, który sam był mordercą. Po śledztwie Poirot odkrywa, że za jego śmiercią w rzeczywistości stało wszystkich dwunastu pasażerów z których każdy miał ważny powód, by się zemścić i zabić. Nieprzypadkowo jest akurat dwunastu – dwunastu jest też przecież przysięgłych. Jednak Poirot decyduje się nie dzielić rozwiązaniem zagadki policji i prezentuje im inną nieprawdziwą wersję, gdzie zabójcą nie są wszyscy, a pojedynczy morderca, który zbiegł z Orient Expressu, nie zostawiając po sobie śladu pozwalającego na odkrycie jego prawdziwej tożsamości. Robi tak, bo to w sumie jedyne rozsądne rozwiązanie.
Jedyne rozsądne rozwiązanie, bo zadanie śmierci to zbrodnia, która nie tylko odbiera jedno życie, ale dotyka znacznie więcej osób, niż tylko najbliższą rodzinę ofiary. Ten kto odbiera jedno życie, niszczy cały unikalny, endemiczny świat. Cały mikrokosmos. Będąc ateistą to zbrodnia dla mnie podwójna, bo ostateczna. Nieodwracalna.
W przypadku zabójstwa Pawła Adamowicza nie możemy niestety postąpić jak Hercules Poirot jeżeli chcemy, by to było już ostatni raz. Choć to najprostsze. Nie możemy udawać, że nic się nie stało, że to był po prostu nieszczęśliwy wypadek, że to bandyta, że to wariat i pójść położyć się spać i słodko śnić, że jesteśmy niewinni. Nie po wydarzeniach w Łodzi i zabójstwie Marka Rosiaka. Nie po śmierci Piotra Szczęsnego. Nie po Smoleńsku. Nie po tym co się stało w Gdańsku.
W tym kraju przeciętym Wisłą i chlaśniętym Odrą nie trzeba się będzie ustawicznie bać i miłość nie będzie bezsilna jeśli będzie nie tylko w deklaracjach, czy deklamacjach. Wtedy nie będzie później niż myślicie…
To jest nasze zadanie. Moje. Twoje. Poetki. Poety. Nas wszystkich. Cofnąć się o krok, dwa, a Ci którzy potrafią, bo ja nie jestem dziś na to jeszcze gotowy i o trzy. Cofnijmy i się pilnujmy, by znowu nie przekroczyć tej linii. Zacznijmy od siebie, a potem pilnujmy innych i bądźmy bezwzględni dla tych, którzy je przekraczają. Szczególnie demaskujmy i eliminujmy z życia publicznego tych, którzy robią to dla swoich politycznych korzyści. Nie miejmy tym razem dla nich miłosierdzia. Nie po tym co się stało.
Ta niewyobrażalna zbrodnia nie wydarzyła się tylko w Gdańsku na scenie gdzie trzy razy ugodzono Prezydenta. Ona przecież trwała jeszcze dużo dłużej. Kolejne ciosy zadano w internecie. Na Facebooku i twitterze. Na Youtubie. W telewizji i na ulicy. W anonimowych komentarzach. W myślach i w czynach. W realu i wirtualnie. Przed 13 stycznia, po 13 stycznia. Przerażające jest to co się stało na scenie, dla mnie osobiście najbardziej przygnębiające jest to co się stało potem.
Wierzę, że nikt nie rodzi się mordercą. Mordercą się stajesz, a inni Cię na tą drogę kierują. Nienawiść sama rodzi przyczyny, które ją budzą do życia. Jest przebiegła. Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym. Uznajmy, że kolejny raz nas uśpiła, przechytrzyła. Ludzie inteligentni to tacy, którzy popełniają błędy i wyciągają z nich wnioski. W 2019 roku, co trudniejsze, bo w roku podwójnych wyborów, wszyscy będziemy zdawać nasz narodowy test na inteligencje. Tylko od nas zależy czy go zdamy.
Nie mamy prawa osądzać kto jest bardziej dziś winny. Dziś należy zawiesić naturalny odruch dokonywania rozliczeń. Dziś najważniejsze jest, by powstrzymać to szaleństwo, bo idąc dalej tą ścieżką rozliczeń wejdziemy na drogę niekończącej się Vendetty.
Ci którzy tego nie zrozumieją w 2019 roku będą musieli odejść w niesławie z życia publicznego na zawsze. Nie będzie ważne kim są i ile nawet dobra wcześniej uczynili.
Teraz jednak proszę o czystą kartkę dla nas wszystkich. Tylko tak możemy dać sobie szansę. Tak jak kiedyś w 1989 roku. Wtedy to był cud i dziś chyba cudu potrzebujemy, ale nawet cudom trzeba choć odrobinę pomóc. To jedyna droga.