Współczesny świat jest dla współczesnego człowieka nie tylko domem, ale źródłem cierpień. Trudno poszukiwać w nim czegoś, co byłoby stałe i stabilne. Bezpieczeństwo – w każdym jego wymiarze – stało się nadzieją i oczekiwaniem, ale dawno przestało być codziennością i realnością. Człowiek w świecie niepewności czuje się zagubiony jak nigdy wcześniej. Rozpad bliższych i dalszych struktur społecznych, przemijanie dawnych ról społecznych i wreszcie ciągle nowe niebezpieczeństwa – z tym mierzymy się dziś, niezależnie od szerokości geograficznej.
Era cywilizacyjnej niestałości
Ponieważ żyjemy w epoce fuzji rzeczywistości fizycznej i wirtualnej, toteż każdy z nas jest częścią obu tych uniwersów. Uniwersum rzeczywistości fizycznej jest dla nas – tak w każdym razie by się wydawało – światem naturalnym, w którym się urodziliśmy i nauczyliśmy się sprawnie funkcjonować. Jednakże uniwersum to podlega ciągłym zmianom, a przez to wymusza na nas dostosowywanie się do nich, nabywania nowych kompetencji i umiejętności, zmieniania również samych siebie. Uniwersum rzeczywistości wirtualnej tymczasem stanowi świat dla osób starszych nienaturalny, swoistą „rzeczywistość nierzeczywistą”, pewien kontekst „dodatkowy” – uzupełniający ową rzeczywistość fizyczną. Dla osób młodszych uniwersum wirtualne jest jednakowoż rzeczywistością równoległą do tej fizycznej, także światem naturalnym, gdyż towarzyszącym im od urodzenia. Ta zaś rzeczywistość niestałość ma wpisaną w swą istotę. Zmienność jest tym, co w sposób permanentny znamionuje świat wirtualny. De facto oba uniwersa są dziś ze sobą mocno zrośnięte, oddziałują na siebie nieustannie i jednocześnie promieniują na siebie kolejnymi odsłonami zmienności, niestałości i nieciągłości. Człowiek musi sobie z nimi poradzić.
Czwarta rewolucja przemysłowa, której jako ludzie jesteśmy współuczestnikami – zarówno jako podmioty wspótworzące, jak i przedmioty podlegające jej oddziaływaniom – przynosi co prawda wzrost produktywności i skuteczności, jednakże skutkuje również wzrostem instrumentalnego traktowania samego człowieka. Jednostka w większym stopniu staje się elementem skomplikowanego systemu, składającego się z urządzeń mechanicznych i cyfrowych. Niejednokrotnie człowiek zostaje zastępowany przez maszyny, roboty czy – co szczególnie widoczne w ostatnich latach – przez sztuczną inteligencję. Cyfryzacja i Przemysł 4.0 usprawniają funkcjonowanie produkcji, jednakże prowadzą do wyalienowania ludzi z coraz większej liczby procesów, które zachodzą w otaczającym nas świecie. Jeśli dodać do tego zmiany zachodzące w środowisku, jak chociażby zmiany klimatyczne i związane z transformacją energetyczną, migracje będące odpowiedzią na te zmiany i na zwiększającą się dostępność transportu, to okaże się, że współczesny człowiek funkcjonuje w tak radykalnie zmiennym i niestabilnym świecie, że dostosowywanie się do niego stanowić może jego główną aktywność życiową. Czy zatem żyjemy, żeby żyć? Czy może żyjemy, żeby dostosowywać się do drastycznie zmieniającej się rzeczywistości?
Stare i nowe wojny
Współczesny człowiek staje jednak wobec nowych form niepewności, które są efektem jest własnego działania, a które to działania od początków ludzkości były znamieniem ludzkiej działalności. Chodzi między innymi o wywoływane przez człowieka wojny, które przynoszą destabilizację struktur politycznych, społecznych i gospodarczych, przynoszą ruinę struktur instytucjonalno-organizacyjnych, niejednokrotnie wiążą się z dehumanizacją jednostek. A przecież wydawało się, że rozwój cywilizacyjny ma być narzędziem zmniejszania skłonności człowieka do popadania w konflikty zbrojne. Natomiast rozwój naukowo-techniczny miał sprawić, że w konfliktach zbrojnych ginąć będzie mniej ludzi, a sposoby toczenia wojen ulegną swoistemu „ucywilizowaniu”. Po II wojnie światowej wielu intelektualistów wieściło nadejście pokojowych czasów, kiedy to ludzie będą mogli skupić się na współpracy międzynarodowej, wzajemnym pobudzaniu kreatywności, rozwoju struktur ponadnarodowych i budowaniu społeczeństw multikulturowych. Wielu zapowiadało, że Europa będzie symbolem tych zmian i że to właśnie będzie pierwszy kontynent, który wyeliminuje wojnę jako narzędzie rozwiązywania sporów międzynarodowych.
Jak się okazało, zapowiedzi te były jedynie mrzonką. Co prawda istniały pewne symptomy czy też dowody, iż mrzonki te potencjalnie mogłyby stać się realnością. Niestety jednak również Europa jeszcze w latach dziewięćdziesiątych stała się miejscem wybuchu konfliktów zbrojnych, a nowa wersja „kotła bałkańskiego” była nie tylko szokiem dla społeczności międzynarodowej, ale przede wszystkim przyniosła paraliż bliższych i dalszych obserwatorów tych wydarzeń. Wybuch pełnoskalowej wojny w Ukrainie przyniósł kolejny już raz otrzeźwienie tych, którzy zdążyli uwierzyć w świat opierający się na pokoju, współpracy i wymianie gospodarczej. Jak się okazało, niektóre reżimy polityczne nadal uznają wojnę za właściwy sposób rozwiązywania sporów i załatwiania spraw. Współczesny człowiek zatem – niezależnie od tego, w której części świata mieszka – najprawdopodobniej ponosi jakieś konsekwencje któregoś z trwających lub tlących się konfliktów zbrojnych. Dla większości Europejczyków rzeczywiście świat, w którym wojna jest przyczyną niestabilności i zmienności, może jawić się jako świat zaskakujący. Trzeba jednak mieć świadomość, że skoro przez tysiąclecia ludzkiej historii nie udało się wyeliminować wojny z arsenału ludzkich działań, to zapewne najwyższy czas, aby pacyfistyczne mrzonki zastąpić myśleniem bardziej realistycznym i dostosowanym do prawdziwie istniejącego ludzkiego uniwersum. Żyjemy w świecie realnym, a nie wyobrażonym.
Populistyczne rewolty
Niepewność i niestabilność zagościły także w politycznej codzienności – dotychczas uznawanych za stabilne i przewidywalne – „starych” państw demokratycznych. Wydawało się po II wojnie światowej, że Europa Zachodnia i Ameryka Północna, czyli mityczny Zachód, to obszar, na którym pod polityczno-ustrojowym względem nie wydarzy się zupełnie nic zaskakującego. Żyjące w dobrobycie społeczeństwa zachodnie – jak niektórym intelektualistom się wydawało – będą się tylko bogacić i rozwijać, a ich elity polityczne zapewnią stabilność ustrojową ich systemów politycznych. Tymczasem okazało się, że z roku na rok coraz większym i istotniejszym zjawiskiem staje się populizm. Populizm, który dotyka nie tylko – jak się dotychczas wydawało – państw „niedojrzałych” i „młodych” demokracji, ale coraz częściej zadomawia się w demokracjach skonsolidowanych. Co więcej, populizm zaczyna demokracje zachodnie przeobrażać i nie jesteśmy w stanie na dobrą sprawę przewidzieć, w którym kierunku proces ten będzie zmierzał. „Stare” demokracje okazały się kompletnie bezbronne wobec populistycznej rewolty, która stała się codziennością społeczeństw zachodnioeuropejskich i północnoamerykańskich.
Sojusznikiem współczesnych populistów okazał się paradoksalnie rozwój technologiczny. To właśnie populiści okazali się skutecznymi uczniami cyfryzacji. To właśnie oni jako pierwsi umiejętnie wykorzystali social media, algorytmy, profilowanie i sztuczną inteligencję. To populiści jako pierwsi wykorzystali te narzędzia do promowania siebie i własnej wizji rzeczywistości, ale jednocześnie przy pomocy tych narzędzi skutecznie rozpoczęli wojnę przeciwko tzw. „starym elitom”, przeciwko tzw. „mainstreamowi”. Udało im się przekonać społeczeństwa, że to właśnie oni – populiści – są jedynym gwarantem rzeczywistej systemowo-ustrojowej zmiany, jaka musi się dokonać. Wreszcie udało im się przekonać społeczeństwa zachodnie, że taka zmiana jest w ogóle możliwa i że jest konieczna. W tak radykalnie zmieniającym się i niepewnym świecie przekonanie ludzi do tego nie jest może tak trudne, ale przedstawienie populistycznych narzędzi jako najwłaściwszych jeszcze dwadzieścia czy trzydzieści lat temu w społeczeństwach Zachodu nie wydawało się możliwe. Niepewność naszego świata stała się podglebiem do wzrostu populistów, a ich wzrost – pierwszym krokiem do globalnej populistycznej rewolty. Pamiętać jednak trzeba, że populiści karmią się rewoltą i zapowiedzią zmiany, jednakże nie jest ich celem budowanie spokojnego, stabilnego świata.
Złamany człowiek
Celem populistów jest wykorzystanie zagubienia współczesnego człowieka i uczynienie z niego narzędzia swoich dążeń. Te dążenia natomiast skupiają się na podtrzymywaniu atmosfery chaosu, niestabilności i destrukcji. Nie jest celem populistów uspokojenie człowieka, ale jego jeszcze większe rozedrganie. Już sam współczesny świat sprawia, że człowiek – zamiast stabilnego porządku – otrzymuje trwałą destabilizację. To, co jeszcze pół wieku temu dawało jednostce nie tylko oparcie i tożsamość, ale również poczucie sensu, dziś zniknęło i zastąpione zostało powszechnym zagubieniem i poczuciem beznadziei. Nie bez powodu tak częstym tematem współczesnych debat są choroby cywilizacyjne, które stały się nowymi epidemiami, jednakże ich specyfika polega na tym, że brak na nie lekarstwa, a wszelkie sposoby leczenia okazują się nieskuteczne. Problemy psychiczne zagubionej jednostki stają się problemami rodzin, wspólnot, społeczności i społeczeństw. Współczesny człowiek czekający w kolejce do psychiatry nie jest już dziś wyjątkiem czy „marginesem”, ale raczej codziennością i regułą. Zagubienie stało się przymiotem współczesnego człowieka, a rozpad więzi społecznych sprawił, że struktury dotychczas dające oparcie, de facto się rozpadły.
Złamany człowiek – co więcej – został porzucony przez instytucje, tradycyjne struktury społeczne, państwo, rodzinę, prawo, zwyczaje i religię. Został zostawiony samemu sobie. Jednakże nie dlatego, że ktoś zmówił się przeciwko niemu i w taki sposób zorganizował otaczającą go rzeczywistość, ale z powodu tego, że każda z tych struktur z dekady na dekadę traciła swoje dotychczasowe funkcje, a w ich miejscu nie pojawiało się nic innego, nie pojawiały się żadne struktury zastępcze. Człowiek walczył – notabene słusznie – o swoją wolność, walczył o wyzwolenie się z kajdan „zewnętrznych”, mniejszych i większych, tyranów, walczył o możliwość samoistnego funkcjonowania w swoim uniwersum. Jednakże jego zwycięstwo okupione zostało samotnością. Dziś sam musi wybierać dla siebie swoją życiową drogę, sam musi nadawać sens swojemu życiu, sam musi borykać się z populistycznym zagrożeniem, sam musi stawać wobec technologicznych nowinek i coraz bardziej cyfrowego otoczenia. A ponieważ coraz częściej nie ma obok siebie drugiej osoby, na której wsparcie mógłby liczyć, przytłoczony zostaje ciężarem coraz większej liczby zagrożeń i niebezpieczeństw. Poczucie siły, które nadawała współczesnemu człowiekowi walka o wolność i kolejne zwycięstwa nad tyranami, coraz częściej ustępuje miejsca poczuciu małości, słabości, samotności i bezradności.
Człowiek w pułapce
Współczesny człowiek znalazł się w pułapce. W pułapce, z której bynajmniej nie da się łatwo wydostać. Trudno nawet wyobrazić sobie dziś jakiekolwiek narzędzie, przy pomocy którego dałoby się wygenerować wyjście z tej niebezpiecznej matni. Czy na niespotykane dotychczas tempo rozwoju naukowo-technicznego i cywilizacyjnego powinniśmy odpowiedzieć globalnym wstrzymaniem badań i rozwoju? Czy konflikty w każdym z regionów świata powinniśmy bezwzględnie tłumić przy pomocy światowego żandarma? Czy receptą na populistyczną rewoltę miałaby być ograniczona demokracja z reglamentacją politycznego pluralizmu? Czy samotność człowieka mielibyśmy leczyć przymusową reaktywacją starych wspólnot? Ani nie wydaje się to możliwe, ani chyba nie chcielibyśmy żadnego z tych rozwiązań wcielić w życie, nawet gdybyśmy – jakimś sposobem – znaleźli na to sposób.
Co zatem powinniśmy zrobić? Kluczowym wydaje się przede wszystkim twarde postawienie diagnozy: współczesny człowiek znalazł się w pułapce. Pułapka, w której tkwimy, ma skomplikowane i różnorodne przyczyny, których nie da się zlikwidować prostymi sposobami. Jeśli zdamy sobie sprawę z trudności sytuacji, w której dziś tkwimy, wówczas będziemy mogli skupić się na spokojnym, systematycznym i racjonalnym myśleniu o potencjalnych drogach wyjścia z tej sytuacji. Nie możemy jednak godzić się na żadne wyjścia na skróty – rozwiązanie nie będzie proste, rozwiązanie nie będzie też zapewne przyjemne. Jeśli jednak chcemy ratować człowieka i ratować człowieczeństwo, to musimy uzmysłowić sobie, że nadszedł już czas. Czas na refleksję i wyciągnięcie wniosków, czas na budowę planu na przyszłość, czas na przywrócenie współczesnemu człowiekowi nadziei.