Szanowni Państwo,
Tekstami Adama Bodnara, Marcina Górskiego, Tomasza Krzyżanowskiego i Grzegorza Wiaderka rozpoczynamy nowy cykl w Liberte!: temat miesiąca. Zaczynamy dyskusją o reformie wymiaru sprawiedliwości.
Zapraszam do lektury.
Błażej Lenkowski
Narzekanie na wymiar sprawiedliwości stało się jedną z ulubionych dyscyplin wielu komentatorów w ostatnich latach, miesiącach, tygodniach. Podobnie jak opowiadania o reformowaniu systemu wymiaru sprawiedliwości przez kolejnych polityków bardziej lub mniej zainteresowanych tematem. Przyznać trzeba uczciwie, że problemy dotyczące efektywności oraz sprawności wymiaru sprawiedliwości są poważne i stanowią jedną z barier rozwoju Polski. Z tego powszechnego narzekania i wołania o reformy jednak jak dotychczas niewiele konkretnego wynika.
Nie uważam, by gromkie nawoływanie do radykalnych zmian było bardzo skuteczne. Bardziej wierzę w rzetelną analizę, poprawną diagnozę oraz zmiany – niekoniecznie efektowne – ale dokonywane konsekwentnie „krok po kroku” w perspektywie wieloletniej. Podobnie mam ograniczoną wiarę w sprawczą moc szybkich zmian prawnych, w szczególności dokonywanych „na szybko” w obliczu głośnych medialnych wydarzeń. O zmiany w prawie najłatwiej wołać. Muszą być one jednak dokonywane z odpowiednim namysłem i z rzetelną analizą funkcjonującego prawa, oceną efektywności proponowanych rozwiązań, oceną wprowadzanych wcześniej zmian. A tego brakuje. Zdecydowanie brak również pogłębionych diagnoz i rozwiniętych studiów nad wymiarem sprawiedliwości. Wiąże się to tak z brakiem silnych instytucji badawczych zajmujących się wymiarem sprawiedliwości, jak też brakiem po stronie rządzących rzeczywistego zapotrzebowania na taką wiedzę. Warto zwrócić uwagę jak rzadko prezentacje projektów reform zawierają rzetelną analizę i ocenę poprzednich działań naprawczych, poprzednich reform i analizę już funkcjonującego prawa. Pamiętać trzeba, że w tak skomplikowanym mechanizmie, jakim jest wymiar sprawiedliwości nie ma łatwych, dających szybki efekt rozwiązań. Jeżeli np. dokonamy istotnych zmian w systemie edukacji kadr wymiaru sprawiedliwości, pierwsze efekty tego będą widoczne najwcześniej za kilka lat. Z drugiej strony realizowane w ostatnich kilku latach projekty, w ramach których starano się poprawić sprawność sądownictwa poprzez konkretne i praktyczne rozwiązania wprowadzane przez poszczególne sądy czy sędziów wskazują, jak wiele można osiągnąć bez radykalnych zmian, ale poprzez wykorzystanie dobrych praktyk oraz wiedzy i rozwiązań wynikających z nauk o zarządzaniu.
W ostatnich tygodniach powraca temat nadzoru administracyjnego nad sądownictwem powszechnym dzieląc mocno środowisko prawnicze. Dyskusja jednak przeradza się w plebiscyt: jesteś za czy przeciw nadzorowi ministra sprawiedliwości. A odpowiedź nie jest taka prosta. Można sobie wyobrazić różne modele nadzoru. Zanim jednak podejmie się realną dyskusję, a tym bardziej dokona jakichkolwiek rozstrzygnięć trzeba przeprowadzić bardzo rzetelną analizę organizacyjną i finansową. Sprawdzić trzeba wszelkie konsekwencje zmian w tej dziedzinie, skalę koniecznych do zaangażowania środków finansowych, doświadczenia innych krajów, ryzyka z tym związane itd. Tu znów się kłania się brak rozwiniętych studiów nad wymiarem sprawiedliwości, które dostarczyłyby poważnych argumentów oraz „dowodów” w tej dyskusji. Przy czym przy debatach na temat nadzoru mniej mnie interesuje podnoszony często problem zagrożeń dla niezawisłości sędziowskiej, bo tak naprawdę niezawisłość zależy w największej mierze od etyki i charakteru poszczególnych sędziów. Bardziej interesujące wydaje się to czy ten nadzór będzie skuteczny, czy będzie stanowił wsparcie dla kadr sądowych i czy będzie efektywnie wpływał na poprawne działanie wymiaru sprawiedliwości. Uważam obecną dyskusję nad nadzorem wymiaru sprawiedliwości za mało pożyteczną, bowiem problem ten, póki co, jest rozstrzygnięty i nie widać jakichkolwiek sygnałów otwartości na zmiany w tym zakresie. Wygłaszanie więc nawet najbardziej stanowczych postulatów w tej dziedzinie nie ma dużego praktycznego znaczenia.
Kolejny problem – to problem komunikacji pomiędzy władzami. Obserwując dyskusję publiczną widać wyraźnie, że wszystkie trzy władze mówią różnymi językami i raczej słabo się słuchają. Z jednej strony władza ustawodawcza i wykonawcza nie odpowiada w poważny sposób na postulaty zgłaszane przez środowiska zawodowe związane w wymiarem sprawiedliwości. Z drugiej strony niektórzy z reprezentantów tych środowisk formułują w ten sposób swoje postulaty, iż na końcu powstaje wrażenie, że chodzi głównie o pieniądze. Tak oceniam m.in. słynne „dni bez wokandy”, które na administracji rządowej nie wywołują żadnego wrażenia, a dla konkretnych ludzi mających swoje sprawy w sądach stanowią poważne utrudnienie. Z obu stron tej trudnej dyskusji słyszymy często głosy zupełnie zbędnie ocierające się o obrażanie drugiej strony. Sam brałem udział w kilku takich dyskusjach, w których wylewano żale i pretensje w bardzo ostrym tonie, ale tylko we własnym gronie. Skutek tego oczywiście jest żaden. Problem komunikacji to jest też problem form obecności sędziów i prokuratorów w debacie publicznej. Trudno sobie wyobrazić sędziów i prokuratorów bywających często w różnych stacjach telewizyjnych i radiowych jak to mają w zwyczaju politycy. Trzeba tu wypracować dobre narzędzia wzajemnej komunikacji oraz otwartości na dyskusję i argumenty.
Myślę też, że przed środowiskiem sędziowskim i prokuratorskim stoi poważne wyzwanie dotyczące problemu odpowiedzialności reprezentantów tych profesji za złą pracę i rażące błędy. Zbyt często powstaje w odbierze społecznym wrażenie fałszywie rozumianej korporacyjnej solidarności. Pokazanie realnej chęci do autorefleksji i eliminowania z zawodu osób, które do niego ewidentnie się nie nadają pozwoli wzmacniać autorytet sędziów i prokuratorów.
Istotnym problemem jest zaplecze eksperckie wymiaru sprawiedliwości. Widać to w szczególności w skomplikowanych sprawach o charakterze gospodarczym. Biegli to w powszechnej opinii wielu komentatorów jedna z największych słabości polskiego wymiaru sprawiedliwości. Widać tu słabe interakcje ze środowiskiem naukowym i eksperckim, co jest problemem nie tylko trzeciej władzy, ale też pozostałych dwóch. Reformy w tym zakresie powinny być rzeczywiście istotne i głębokie. Bliskie są mi postulaty wskazujące na sensowność utworzenia większej liczby instytucji badawczych wyspecjalizowanych w obsłudze eksperckiej wymiaru sprawiedliwości.
W dyskusjach nad zmianami w wymiarze sprawiedliwości za mało obecny jest głos tych najważniejszych, czyli tzw. „użytkowników wymiaru sprawiedliwości” – ludzi, którzy przychodzą do sądu, by rozstrzygać swoje ważne życiowe sprawy. Brałem kiedyś udział w ciekawej dyskusji na temat sądownictwa, w której jeden z sędziów w emocjonalnym wystąpieniu powiedział, że jego nie interesuje, jakie zdanie o jego pracy ma jakakolwiek władza, interesuje go tylko to, co o jego pracy sądzi społeczeństwo przychodzące do sądu. Ta niewątpliwie chwalebna deklaracja bardzo mnie zaciekawiła. W czasie przerwy zapytałem owego sędziego, w jaki to sposób dowiaduje się, co o jego pracy sądzi społeczeństwo, jakie narzędzia stosuje, by pozyskać tą ciekawą wiedzę. Niestety okazało się, że sędzia – mimo szczerych chęci nie ma nic do powiedzenia. Sądownictwo i prokuratura powinny być otwarte na to, jak są oceniane przez obywateli. W niczym to nie uchybia ich niezawisłości i niezależności, a mogłoby pomóc dowiedzieć się jak jest postrzegane, jak obywatele rozumieją to, co się dzieje na salach sądowych czy w pokojach prokuratorskich, jakie są tu problemy, co można by poprawić, czasem bardzo prostymi środkami. Zdecydowanie więc powinno być więcej takich badań, a te które są powinny być uważnie studiowane przez sędziów, sądy i instytucje odpowiedzialne za wymiar sprawiedliwości.
Tekst obejmuje poglądy autora, nie reprezentuje stanowiska INPRIS.
