Prawa kobiet nie są tematem nowym, a jednak pomimo zwiększającej się świadomości, kolejne badania ekonomiczno-społeczne nieubłaganie wskazują, że droga do równości płci jest jeszcze daleka. Jednocześnie zdajemy sobie coraz bardziej sprawę z niewystarczalności samych rozwiązań systemowych, ponieważ wiele zależy od tego, co wtłoczono nam do głowy na wczesnym etapie życia. Choć w dyskursie feministycznym dużo uwagi poświęca się kwestii równościowego wychowania, dobre intencje często rozmijają się z tym, jak jest naprawdę. Staramy się wzmacniać dziewczynki, pokazywać, że są wyjątkowe, a jednocześnie kryje się w tym duża bierność, uświadamiająca, jak bardzo są zależne od innych oraz na jakie cierpienie muszą się przygotować. Gdy natomiast uwrażliwiamy chłopców, uczymy ich metaforycznego „schodzenia ze sceny” i dawania przestrzeni innym, dajemy im delikatnie do zrozumienia o ich przewadze, świadomi, że to czy tę przestrzeń komuś dadzą, zależy w sumie od ich dobrej woli. Feminizm mający dawać kobietom skrzydła, często je równocześnie podcina. Czy można wychować dziewczynkę bez zagrożenia jej autonomii?
Twą wartością, Twój mężczyzna
Lwia część stereotypów przekazywanych dziewczynkom kryje się w tym, jak podchodzimy do związków. Coraz więcej kobiet osiąga pozycje, o których ich matki czy babki mogły tylko pomarzyć. Rozwijają się, podejmują karierę zawodową, są świadome swojej wartości, a jednak równie często nadal są bardzo silnie przywiązane do starych obyczajów. Wystarczy spojrzeć na rytuały prowadzące do zawarcia małżeństwa. Mężczyzna podejmuje decyzję, czy i kiedy chce się oświadczyć. Kobieta może odmówić, ale jednocześnie musi liczyć się z tym, że brak zgody oznacza koniec związku. Gdy przyszły narzeczony prosi swoją partnerkę o rękę, wręcza jej wartościowy pierścionek, jeszcze kilka dekad temu pełniący rolę ubezpieczenia. Matthew O’Brien na łamach The Atlantic opisał historię diamentowego pierścionka z ekonomicznej perspektywy, wskazując na korelację między wzrostem popularności wartościowej biżuterii, a znoszeniem prawa „złamania przysięgi małżeństwa”, dającego kobiecie możliwość pozwania byłego partnera o zadośćuczynienie. Zerwane zaręczyny oznaczały duże prawdopodobieństwo, że para w okresie narzeczeństwa ze sobą współżyła, a to skutecznie odstraszało potencjalnych nowych partnerów. Wymiar symboliczny tego zwyczaju jest wyjątkowo sprzeczny z ideami feminizmu, a mimo to większość kobiet, nawet tych mniej przywiązanych do tradycyjnych wartości, nie wyobraża go sobie w innej oprawie. Podobnie z przyjmowaniem nazwiska męża, będącego symbolicznym przejściem pod jego opiekę. W przeważającej liczbie przypadków jest to norma, choć zachowywanie panieńskiego nazwiska staje się coraz bardziej popularne, najczęściej oznacza przyjęcie przez kobietę nazwiska męża jako dodatkowego. Dorosłym może wydawać się, że to tylko gesty, ale dzieci bardzo dużo przejmują od rodziców. Jednak ślubne zwyczaje nie są jedynym, co przekazujemy dzieciom w temacie związków.
Status matrymonialny kobiet nierzadko już w domu podlega presji, która z czasem staje się coraz silniejsza. W wieku nastoletnim dorośli poświęcają o wiele więcej uwagi związkom swoich córek niż synów, głównie ze względu na aspekt seksualny. Często poprzez subtelne sugestie, że aktywność seksualna wpłynie na to, jak będą społecznie postrzegane, albo straszeniem „nieodwracalnym błędem” prowadzącym do zniszczonej przyszłości. Nawet w informatorze dla nastolatków miasta stołecznego Warszawy z 2020 roku, znajdziemy taką przestrogę w dziale poświęconym seksualności: „podjęcie życia seksualnego we wczesnym wieku, szczególnie przez dziewczęta, może powodować późniejsze problemy psychiczne w postaci niskiej samooceny, depresji czy prób samobójczych”. Trudno jednak się dziwić takim wnioskom, gdy młode dziewczęta często nie mogą liczyć na zrozumienie ze strony rodziców. Niestety często wieść o współżyciu córki oznacza reagowanie złością, emocjonalną presję (opowiadanie o poczuciu rozżalenia, zawiedzionych oczekiwaniach) czy stosowanie kar. Zamiast wsparcia i zrozumienia, pojawia się ocenianie oraz odrzucenie. Nawet jeśli ich reakcje wynikają ze szczerego zmartwienia, młoda dziewczyna dostaje jasny komunikat, że o swojej seksualności powinna decydować nie w zgodzie ze sobą, ale tak, żeby zadowolić rodziców. Nastolatki zachodzące w ciążę poddawane są krytyce, z góry uważane za nieodpowiedzialne, a w czasach PRL-u były także wydalane ze szkół. Oczywiście nastoletni ojcowie nie ponoszą podobnych konsekwencji, nie są traktowani, jakby popełnili karygodny błąd ani nie ocenia się na tej podstawie ich wartości.
Podejście zmienia się o 180 stopni około 25-go roku życia, gdy młodzi ludzie wkraczają w dorosłe życie, a co za tym idzie, pojawia się kwestia założenia rodziny. Jest to również okres, gdy rodzice zaczynają się bardziej interesować życiem uczuciowym swoich dzieci, zwłaszcza córek. Młoda kobieta częściej niż mężczyzna usłyszy sugestie, że jej życie będzie trudniejsze bez partnera. Pojawiają się, często natarczywe, pytania o wnuki bądź też klasyczne już „kto ci na starość poda szklankę wody”. Różne jest też podejście do zaradności finansowej. Synowie są przyzwyczajani do inwestowania w karierę z założeniem, że będą w głównej mierze odpowiedzialni za budżet swojej przyszłej rodziny. Małżeństwo nigdy nie jest im przedstawiane w formie sposobu na poprawienie swojego statusu materialnego, jak ma to często miejsce w przypadku córek. Wiele stereotypowych żartów o kobietach przedstawia je jako żerujące na zasobach finansowych partnera. Ale czy można się dziwić, skoro są oswajane z finansową zależnością od mężczyzny, oczekuje się od nich dopasowania do kariery partnera czy życia rodzinnego kosztem swoich życiowych aspiracji i zawodowych planów? Udowodniła to pandemia COVID-19, podczas której głównie na kobiety spadł obowiązek zajmowania się dziećmi, z kolei w Wielkiej Brytanii ze względu na załamanie systemu opieki nad dziećmi w następstwie Brexitu, Brytyjki nierzadko muszą rezygnować z pracy zarobkowej na rzecz pozostania w domu.
Siostrzeństwo strachu i cierpienia
Feministyczna koncepcja siostrzeństwa, którą słownik Merriam-Webster tłumaczy jako „solidarność kobiet opartą na podobnych uwarunkowaniach, doświadczeniach czy problemach”, narodziła się w latach 60. XX wieku w opozycji do funkcjonującego w społeczeństwie pojęcia braterstwa. Ta idea polityczna nie tylko miała przełamywać stereotyp męskiej przyjaźni jako wartościowszej, ale także pomagać kobietom zjednoczyć się w walce o swoje prawa. Następnie zaczęto rozszerzać znaczenie tej koncepcji, by nie służyła wyłącznie do mobilizacji społeczno-politycznej, ale także do zacieśniania więzi pomiędzy kobietami. Na tej idei bazuje bardzo dużo inicjatyw feministycznych, których wciąż przybywa dzięki technologii umożliwiającej dotarcie do większej liczby osób na całym świecie. W mediach społecznościowych można znaleźć konta czy grupy wsparcia, gdzie uczestniczki mogą podzielić się swoimi doświadczeniami. Można znaleźć też różne ogłoszenia dotyczące wspólnych aktywności. Od towarzyskiej kawy po kluby książki, zajęcia pilatesu czy malowania. Do tego dochodzi prasa, która oferuje wiele tytułów kładących nacisk na sprawy kobiece i poruszające ważne dla nich tematy. Wydaje się, że nie było jeszcze takiego wsparcia, które mogłoby stanowić odtrutkę na skutki patriarchalnych norm społecznych, a jednak przekaz wielu feministycznych projektów czy publikacji pozostawia niestety całkiem sporo do życzenia.
Naturalnie, nie można zapomnieć o pozytywnym wpływie, jakie inicjatywy feministyczne wywarły na życie kobiet. Chociażby pojawienie się w debacie publicznej tematów ważnych a do tej pory pomijanych, jak np. problemy w opiece okołoporodowej czy promowanie kobiet z imponującym dorobkiem, stanowiących inspirację dla innych. W sieci działają także edukatorki seksualne, które pomagają uzyskać rzetelne informacje na temat własnego ciała czy seksualności, co ma kluczowe znaczenie dla budowania pewności siebie. Zwłaszcza dla osób wychowanych w środowiskach konserwatywnych, gdzie dostęp do tego typu wiedzy jest bardzo często mocno utrudniony. Nieocenioną pracę wykonują również organizacje takie jak Aborcyjny Dream Team, pomagające kobietom mającym ograniczony dostęp do tej medycznej procedury. Jednakże niezwykle duża część feministycznych inicjatyw niesie raczej przygnębiający i demotywujący przekaz.
Ogromna ilość treści, jakie można znaleźć w obrębie feminosfery, zamiast na sile koncentruje się na niemocy. Trudno nie odnieść wrażenia, że wspólnotowość buduje się na dzieleniu trudności, a spoiwem kobiet ma być doświadczane wspólnie cierpienie. Z artykułów często płynie komunikat, przede wszystkim informujący o tym, w jak ciężkim położeniu znajduje się damska część ludzkości. Takie dane i alarmowanie o kryzysowej sytuacji jest potrzebne, jednak przeważnie za samym stwierdzeniem przykrego faktu nie mówi się już o możliwościach rozwiązania problemu. Feministyczny humor jest podobnie dołujący. Najpopularniejsze żarty czy memy dotyczą głównie problemów związanych z menstruacją. Tak jak gdyby stan faktyczny był niewystarczający. Być może niektórzy odnajdują jakieś wsparcie w takich obrazkach, uświadamiających im, że nie są sami. Niestety, „śmiech przez łzy” jest właściwie jedyną narracją na temat miesiączki. Właściwie wyłącznie reklamy podpasek czy tamponów, zdają się nieść za sobą jedyny pozytywny przekaz. Zamiast wzmacniać przesłanie, że podczas menstruacji kobiety prowadzą normalne życie, w wielu kręgach kulturowych miesiączka pozostaje tematem wstydliwym, wykorzystywanym do deprecjonowania kobiet (np. poprzez kąśliwe uwagi o huśtawce nastrojów związanej z hormonami). W jaki sposób komunikat o niedyspozycji porównywalnej z niedołężnością może być w tej sytuacji pomocny oraz dawać siłę do przełamywania społecznego tabu? Sytuacja wygląda podobnie, gdy śledzi się osoby publiczne mówiące o wyjątkowości doświadczenia dziewczęcości czy kobiecości. Zazwyczaj okazuje się, że jest nim właśnie cierpienie. Wniosek z tych wypowiedzi sprowadza się do postulatu o solidarność kobiet ze względu na zrozumienie dla krwawej menstruacji, bolesnych porodów, trudności z gubieniem wagi, skutków ubocznych menopauzy, molestowania czy problemów związkowych. Czy siostrzeństwo jest zatem wspólnotowością opartą przede wszystkim na niekończącym analizowaniu płciowej niedoli?
Nierzadko temu akcentowi towarzyszy wzmacnianie strachu związanego z faktem, że kobiety dzielą przestrzeń życiową z mężczyznami. Ruch #MeToo przyczynił się do poruszenia ważnego problemu oraz skazania przestępców seksualnych, którzy latami unikali kary. Sytuacją idealną byłoby, gdyby pokłosiem tego masowego zrywu zostało zagwarantowanie bezpieczeństwa kobiet, tak by zyskały pewność, że zgłoszenie napaści seksualnej czy innej przemocy zostanie potraktowane poważnie. Tak, by „nie” nabrało mocy, a sprawcy nie czuli się bezkarni. Niestety narracja zmieniła się. Zagrożeniem stali się mężczyźni z powodu swojej natury. W ramach przykładów można podać chociażby materiał wyemitowany przez popularne medium BuzzFeed, w którym dziennikarki siadały w środkach transportu publicznego rozkładając szeroko nogi (tzw. manspreading), albo rozmowę z Radhiką Sanghani z Telegraph, wyjaśniającą Sky News dlaczego klimatyzacja jest seksistowska. W kwietniu 2018 r. w ankiecie przeprowadzonej przez Pew Center Research większość respondentów (55% mężczyzn i 47% kobiet) oceniło ruch #MeToo jako utrudniający mężczyznom interakcje z płcią przeciwną w środowisku zawodowym, a tylko 28%, że przyniesie więcej możliwości dla kobiet w rozwoju kariery.
Patrząc na to, jaki kierunek obrała duża część aktywistów feministycznych, trudno się nie zmartwić. Siostrzeństwo jest wartościową ideą, której realizacja uległa w wielu miejscach wypaczeniu. Współczesny feminizm niezwykle często skupia się na kreowaniu modelu kobiety pozbawionej sprawczości, przestraszonej, a przede wszystkim realizującej swoją kobiecość poprzez biologiczną martyrologię. Jednak najbardziej przerażająca ma być interakcja z mężczyzną, przeznaczonym do stanowienia naturalnego zagrożenia do tego stopnia, że nie można mu się postawić ani choćby zwrócić uwagi, nawet w kwestii zabrania nóg w metrze. Problem polega na tym, że tak bierna postawa nigdy nie przyczynia się do lepszego traktowania. Rozwiązaniem nie jest też odgradzanie się od mężczyzn, ponieważ to właśnie z nimi heteroseksualna większość kobiet będzie zakładać rodziny, zaciągać kredyty oraz podejmować najważniejsze życiowe decyzje, więc umiejętność partnerskiego dogadania się jest czymś koniecznym. Jednak w związku z tym, feminizm nie może dłużej opierać się na uległości, a działanie na rzecz równych praw nie może polegać na czekaniu aż mężczyźni łaskawie zwrócą uwagę na potrzeby płci przeciwnej. Jeśli chcemy równych praw, musimy wychowywać dziewczynki na ambitne, niezależne, sprawcze kobiety, którym asertywność nie jest znana wyłącznie z definicji.