Zwolnienia red.red. Gmyza i Wróblewskiego należało się spodziewać. Doniesienia o trotylu we wraku smoleńskiego samolotu, potencjalnie o ogromnej wadze, okazały się kaczką dziennikarską. Red. Gmyz nie ma żadnych dowodów, że napisał prawdę, a jego tłumaczenie, że chroni swoje źródła informacji jest niepoważne. Ochrona źródła rozumiana w taki sposób oznaczałaby, że dziennikarzowi wolno napisać cokolwiek, największą nawet bzdurę, a następnie oświadczyć, że niczego nie musi dowodzić, bowiem chroni źródło. Niepoważnym redaktorem naczelnym okazał się także Tomasz Wróblewski. Obaj przejdą do historii dziennikarstwa polskiego, jako bohaterowie „afery trotylowej”. Nie zazdroszczę im.
Sprawa ma jednak szersze znaczenie. Poważnej szkody doznał największy i najpoważniejszy obok GW, dziennik w Polsce. To bardzo nie dobrze. GW i Rzp zapewniały pewną równowagę w świecie mediów drukowanych. P. Hajderowiczowi nie łatwo przyjdzie znaleźć redaktora naczelnego, który przywróci prestiż dziennikowi.
Również tryb zwolnienia (choć nie sam fakt zwolnienia) może budzić wątpliwości. Oczywiście Rada Nadzorcza spółki miała do tego prawo. W wielu wypadkach sprawy potoczyłyby się i na Zachodzie w sposób bardzo podobny. Mimo to należy stwierdzić, że autonomia zespołu została naruszona. Nie było żadnego spotkania z dziennikarzami Rzp. Powstał groźny precedens. Dziennikarz w Polsce po tym incydencie może się czuć bardziej zależny od wydawcy niż przed tym. Szkoda, że p.Hajderowicz nie zdecydował się na spotkanie i konsultacje z zespołem Rzp, przed decyzją o zwolnieniach. Trzeba jednak dodać, na obronę p.Hajderowicza, że w ostatecznej instancji bronił zasad porządnego dziennikarstwa. Znacznie gorzej byłoby, gdyby na zaistniałą sytuację nie zareagował.
Przegranym w sprawie okazał się też prezes Kaczyński. W naiwny sposób przyjął za prawdę artykuł o trotylu i niczego nie sprawdzając samemu, wytoczył na jego podstawie najcięższe działa. Nie zaczekał nawet jednego dnia. Nie musi to nawet budzić oburzenia. Świadczy natomiast o zupełnym braku profesjonalizmu. Ilekroć zresztą widzę p.Macierewicza obok prezesa Kaczyńskiego wiem, że Jarosław Kaczyński jest w trakcie popełniania jakiegoś głupstwa. I tym razem tak było.
Skutkiem afery będzie również to, że twardzi zwolennicy hipotezy zamachu jedynie upewnią się w swoich przekonaniach. Ich zdaniem macki zamachowców mają być tak potężne i długie, że sięgają wszędzie. Zwolnienie p.Gmyza będzie jeszcze jednym dowodem, że zamach był i że zamachowcy boją się prawdy.
W aferze trotylowej w interesujący sposób wzięła też udział Jadwiga Staniszkis. Swoim eksperckim, pełnym powagi tonem wyjaśnia ona każde zdarzenie subtelną intrygą. Odkąd zdobyła międzynarodową sławę tezą, że upadek Związku Radzieckiego był spiskiem KGB, ma w zwyczaju wszystkiego pomniejsze wydarzenia objaśniać wedle podobnej przenikliwej metody. W mediach na takie wyjaśnienia zawsze znajdzie się miejsce. Tym razem historyk upadku ZSRR stwierdziła, że afera trotylowa jest prowokacją wymierzoną albo w Tuska albo w Kaczyńskiego. Nie dodała tylko „albo żadną prowokacją nie jest”. Tak banalna supozycja, że afera jest wynikiem złego dziennikarstwa nie przyszła jej do głowy. Można jednak dodać, że w centrali FSB w Moskwie – to moje przypuszczenie – panowała w tych dniach najpewniej wielka radość i powstaje tam być może projekt, że skoro jeden głupi artykuł i kaczka dziennikarska może wstrząsnąć ościennym państwem, to czy nie dałoby się Polakom czegoś takiego następnym razem podrzucić. Jakiś nieświadomy nawet tego dziennikarz zawsze się znajdzie.
div.wpadvert>div { margin-top: 1em; }
jQuery( window ).load( function() {
if ( jQuery(„.wpadvert script[src*=’shareth.ru’]”).length > 0 || jQuery(„.wpadvert .sharethrough-placement”).length > 0 ) {
jQuery( ‚.wpadvert’ ).css( ‚width’, ‚400px’ );
}
setTimeout(function(){if(typeof GS_googleAddAdSenseService !== ‚function’){new Image().src=document.location.protocol+”//stats.wordpress.com/g.gif?v=wpcom-no-pv&x_noads=adblock&baba=”+Math.random()}},100);
} );