Czas epidemii, w którym koronawirus zmusza nas do zasadniczej zmiany dotychczasowego sposobu życia, zwolnienia jego tempa i rezygnacji z ulubionych form spędzania czasu, skłania do refleksji, zastanowienia się nad hierarchią wartości i życiowymi celami. To prawdopodobnie jedyna korzyść, którą czas epidemii może po sobie pozostawić.
Warto pomyśleć między innymi o kwestii wolności człowieka, o jej znaczeniu i o tym, co mu tę wolność może odebrać. Mówiąc o wolności mam na myśli możliwość samorealizacji, czyli swobodę w wyrażaniu własnych poglądów i postępowaniu zgodnie z nimi i z własną hierarchią wartości oraz realizowaniem celów życiowych zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i posiadanym potencjałem.
Są trzy podstawowe formy zniewolenia człowieka. Pierwsza jest skutkiem czyjejś agresji, która sprawia, że człowiek czuje się przymuszony do zachowań, których w innej sytuacji by nie podjął i które są sprzeczne z jego zwyczajami, światopoglądem i hierarchią wartości. Psychologiczną reakcją na taką sytuację jest głębokie poczucie frustracji i wewnętrzny bunt przeciwko siłom, które ją spowodowały. Oznacza to, że kiedy działanie tych sił ustanie, człowiek odzyskuje poczucie swojej indywidualnej tożsamości.
Druga forma zniewolenia ma miejsce wtedy, gdy człowiek, będąc członkiem określonej grupy społecznej, jest przedmiotem socjalizującej perswazji. W jej wyniku czuje się zmuszony zrezygnować z niektórych elementów swojej indywidualnej tożsamości, jeśli chce zachować swoje uczestnictwo w grupie. Poczucie frustracji, że nie może być w pełni sobą tłumione jest w tym wypadku najczęściej poprzez uruchomienie procesów psychologicznej racjonalizacji i sublimacji, które służą do usprawiedliwienia reakcji konformistycznych.
Wreszcie trzecią formą zniewolenia jest manipulacja, która pozornie nie zawiera żadnych elementów przymusu, ale poprzez szantaż emocjonalny i atrakcyjne obietnice zdolna jest wywoływać pozytywne, a nawet entuzjastyczne reakcje u osób manipulowanych. Skutek jest często taki sam, jak u osób uzależnionych, a mianowicie całkowita utrata poczucia tożsamości indywidualnej związana z brakiem kontroli nad własnym życiem, którą przejmuje manipulator.
Paradoksalnie, najbardziej niebezpieczna z punktu widzenia wolności osobistej człowieka nie jest sytuacja dyktatu, w której człowiek jest w pełni świadomy ograniczenia jego wolności, z czym się nie godzi, ani sytuacja społeczno-kulturowego konformizmu, która jest gwarancją harmonii społecznej, ale sytuacja manipulacji, w której człowiek nie jest świadomy swojego zniewolenia, a rezygnacja ze swojej dotychczasowej tożsamości wydaje mu się dobrym i racjonalnym wyborem. Tak właśnie dzieje się z ludźmi, których skaził bakcyl konsumpcjonizmu – nurtu kreowanego przez biznes za pomocą reklamy i środków masowego przekazu, który w pożądaniu i posiadaniu dóbr materialnych upatruje model udanego życia. Ulegając presji działań marketingowych, wielu ludzi nie tylko popada w zakupoholizm, kupując w nadmiarze produkty, bez których mogliby się obejść, ale zaczyna ulegać iluzji zasadniczej zmiany swojego życia, jeśli zaczną starać się być tacy, jak bohaterowie reklam czy celebryci lansujący nowe mody i style w kolorowych magazynach. Przestać być sobą i naśladować tych, których się podziwia – taki jest cel i nierzadko rezultat marketingowej manipulacji.
Siła konsumpcjonizmu polega na tym, że pomaga przeistoczyć świat fikcji w pozorną rzeczywistość. Marketing kreuje fałszywe pragnienia, a producenci i sprzedawcy zaczynają być postrzegani, jako przewodnicy po lepszym świecie. Dzięki odpowiednim produktom i usługom można zacząć udawać kogoś innego niż się jest i próbować zamienić swoje zwykłe, bezbarwne życie w kolorową przygodę. Zwykle to się nie udaje, ale brak oczekiwanej satysfakcji tym bardziej skłania do dalszych poszukiwań możliwości uatrakcyjnienia swojego życia, do czego reklama i błyskotliwość rynku ustawicznie zachęcają. W ten sposób człowiek staje się niewolnikiem swoich fałszywych potrzeb, których próby zaspokojenia skazują go na bezmyślne naśladowanie innych i nie pozwalają na wykorzystanie i rozwijanie własnego potencjału.
Rozwój postaw konsumpcjonistycznych jest skutkiem narastającej konkurencji na rynkach światowych. Aby pozyskać klientów, trzeba stosować coraz bardziej wyrafinowane formy reklamy transformacyjnej, której celem jest kreowanie nowych potrzeb. Fatalnym skutkiem obłędnego wyścigu producentów, wprowadzających nowe produkty i ich odmiany pod hasłem postępu i rozwoju, jest nie tylko upowszechnianie postaw konsumpcjonistycznych w społeczeństwie, ale również olbrzymie marnotrawstwo zasobów. Masowe wycofywanie z użytkowania produktów niedawno wytworzonych i zastępowanie ich nowymi, co prawda nakręca koniunkturę, ale jednocześnie niepomiernie zwiększa zapotrzebowanie na energię, surowce i wszelkie inne materiały. Pogoń za zyskiem kreuje potrzeby, które stale wymagają zaspokojenia, co inspiruje przedsiębiorców do nowych inicjatyw. Błędne koło chciwości i potrzeb kręci się coraz szybciej, co sprawia, że morza i oceany coraz szczelniej pokrywają się plastikiem, smog coraz dotkliwiej dusi mieszkańców miast, a symptomy katastrofy klimatycznej są coraz lepiej widoczne.
Chęć przekształcenia się w kogoś innego, niż się jest, stała się obsesją wielu ludzi w naszych czasach, zarówno pod wpływem reklamy, jak i pseudonaukowego poradnictwa. Rozwój coachingu osobistego poskutkował imperatywem samodoskonalenia. Namnożyło się w Polsce trenerów osobistych, którzy obiecują swoim klientom, że ci mogą zrealizować najśmielsze marzenia. To samodoskonalenie nie dotyczy bynajmniej poszerzenia własnej wiedzy czy umiejętności zawodowych. Do tego trenerów osobistych nikt nie potrzebuje; wystarczy wytrwale nad sobą popracować. Samodoskonalenie polega w tym wypadku raczej na „rzeźbieniu ciała”, stylu ubierania się, przełamywania własnej nieśmiałości i nabywania pewności siebie, „obudzenia w sobie dziecka” itp. Trener osobisty potrzebny jest po to, by wprowadził klienta do „lepszego świata”, w którym ów klient – osoba dotychczas nieznana i niedoceniania – spotka się z uznaniem społecznym. Celem jest tu wrażenie, jakie dana osoba ma wywierać na innych ludziach. Na portalach społecznościowych, takich jak Facebook, trwa nieustanne targowisko próżności, Internauci chwalą się czym popadnie: fotką z zagranicznej wycieczki, udziałem w mniej lub bardziej ważnej konferencji, pobytem w modnej restauracji itp. Chęć „zaistnienia” staje się coraz powszechniejsza i wypiera potrzeby bardziej wyrafinowane, związane a rozwojem własnej osobowości. Łatwo wówczas zamienić środki na cele i przywiązywać szczególne znaczenie do detali i spraw marginalnych zamiast zasadniczych.
Skutkiem tego jest szerzenie się postaw infantylnych, czego przejawem jest ucieczka od spraw trudnych i poważnych, związanych z rozmaitymi zagrożeniami we współczesnym świecie. Zamiast tego poszukuje się okazji do zabawy i łatwej rozrywki. W ślad za tym pojawiła się prostota w tłumaczeniu rzeczywistości, przyczyn jej stanów, zjawisk i procesów, które w niej zachodzą. W miejsce krytycznego myślenia i wsłuchiwania się w opinie profesjonalnych autorytetów, świadomością społeczną zaczęły rządzić wyniki sondaży, rankingi, rozmaite gwiazdki i lajki. Żywioł przeciętności i oportunizmu nie znosi tych, którzy kwestionują publiczne komunały. Upadek czytelnictwa w Polsce jest tego najlepszym dowodem.
Ten infantylizm wykorzystywany jest w marketingu politycznym. Kampanie wyborcze to ciąg festynów, na których ludzie się bawią i skandują hasła, a nie wysłuchują nudnych programów. Konwencje partyjne oceniane są według intensywności fajerwerków i medialnej atrakcyjności wystąpień kandydatów i oficjeli. Dobrze dobrany krawat i sympatyczny wygląd są ważniejsze od treści wypowiedzi. Starania spin-doktorów, słusznie, niestety, zakładających, że powierzchowność wrażeń jest ważniejsza od celów i treści programowych kandydatów, jest jednak niczym innym, jak ośmieszeniem i kompromitacją demokracji.
Infantylizm, będący pokłosiem konsumpcjonizmu, znajduje wyraz w roszczeniowości i ucieczce od odpowiedzialności. Jest to skutek wpajanej ludziom wiary w opiekuńczość producentów i sprzedawców zapowiadających, że klient jest dla nich królem. Można to zauważyć w domaganiu się od państwa lub dostawców rozmaitych usług gwarancji bezpieczeństwa w sprawach, w których nikt nie może go zapewnić. Wielu ludzi chciałoby się czuć jak dzieci otoczone szczelnym kokonem zewnętrznej opieki, w którym własna rozwaga i przezorność do niczego nie jest potrzebna i nie psuje radosnej zabawy. Dobrym przykładem może być sytuacja powodzi w 1997 roku, kiedy ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz zwrócił uwagę powodzianom, że powinni byli się ubezpieczyć przed skutkami powodzi. Potraktowano to wówczas jako wyraz arogancji i nieczułości na ludzkie nieszczęście. Całkowicie niesłusznie, bo utwierdziło to wielu ludzi w infantylnym przekonaniu, że słuszne jest bierne oczekiwanie opieki, a nie własna aktywność i zapobiegliwość. Oczywiście, można uznać za naturalne, że w trudnych chwilach ktoś inny, a zwłaszcza państwo, powinien nam przyjść z pomocą. Jednak moralna powinność spieszenia z pomocą komuś, kto jej potrzebuje, wcale nie oznacza, że równie moralne jest oczekiwanie tej pomocy z góry.
Czas epidemii, w którym cichnie zgiełk reklam, promocji i pomysłowości speców od public relations, powinien być wykorzystany do zastanowienia się nad własnym życiem, do refleksji nad tym, jak bardzo daliśmy się podporządkować tym, którzy na naszych kompleksach i marzeniach chcą po prostu zrobić dobry interes. Frustracja z powodu ograniczenia naszej wolności względami sanitarnymi, powinna być powodem do zastanowienia się, dlaczego tak łatwo i niepostrzeżenie przyzwyczailiśmy się do rezygnacji z własnej wolności w relacjach rynkowych. Ta refleksja powinna pomóc w dostrzeżeniu rzeczywistych problemów współczesnego świata, tak starannie kamuflowanych przez kreatorów mód i tendencji sprzyjających bieżącym interesom biznesu. Może dzięki temu wzrośnie zainteresowanie tym, o czym mówią i przestrzegają ekolodzy, klimatolodzy, lekarze, socjolodzy, psycholodzy i ekonomiści w swoich wystąpieniach, które dotychczas wydawały się nudne i mało zabawne, aby poświęcać im uwagę. Może wreszcie wzrośnie szacunek do „jajogłowych”.
Rozprzestrzenianie się zjadliwego wirusa uświadamia również, że nasze bezpieczeństwo zależy od naszej własnej przezorności, troski o innych i społecznej solidarności, a nie od wiary w chełpliwe deklaracje politycznych manipulatorów. Zasadniczym pytaniem jednak pozostanie to, czy lęk przed skutkami epidemii pozwoli większości Polaków docenić znaczenie osobistej roli w zwalczaniu zagrożenia, czy wręcz przeciwnie – skłoni do biernego zdania się na łaskę instytucji państwowych. W zależności od tego, jaką decyzję podejmiemy, koronawirus okaże się zabójczy albo dla populizmu, albo dla społeczeństwa obywatelskiego.
Photo by Ben White on Unsplash