Pamiętam z głębokich lat 90, kiedy turnieje sportowe były sponsorowane przez producentów papierosów, a już wtedy badania WHO wskazywały, że nałogowe palenie tytoniu prowadzi do raka płuc czy krtani. I dzięki wielu kompaniom społecznym i regulacjom rządów poziom spożycia tytoniu systematycznie spada.
Pomału kończą się odłożone z powodu covidu Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej. Oglądam je z przyjemnością i kibicuję reprezentacjom Włoch i Belgii. A do napisania tego tekstu skłoniły mnie niedawne przecież, niestandardowe zachowania dwóch piłkarzy będących „gwiazdami” swoich reprezentacji i „przykładami” dla kolejnych pokoleń piłkarzy.
Napastnik reprezentacji Portugalii, wielokrotny laureat Złotej Piłki, jeden z najlepszych piłkarzy w historii przed standardową konferencją prasową schował postawione przed nim butelki coca-coli i wyjął swoją butelkę wody.
Kilka godzin później na podobny gest zdecydował się Paul Pogba przez usunięcie sprzed siebie butelki piwa Heineken. Francuski napastnik nie wyjaśnił z jakiego powodu, media spekulują, że z powodu swojego muzułmańskiego wyznania, a „Janusze” z polskich portali kpią, że piwo było przecież bezalkoholowe.
Warto wiedzieć, że i Coca-Cola i Heineken są sponsorami tegorocznego Euro, zatem w zależności od kontraktów reklamowych z organizatorem, czyli UEFA bądź poszczególnymi federacjami narodowymi, piłkarze mają za zadanie promocję danych sponsorskich produktów.
Pamiętam z głębokich lat 90, kiedy turnieje sportowe były sponsorowane przez producentów papierosów, a już wtedy badania WHO wskazywały, że nałogowe palenie tytoniu prowadzi do raka płuc czy krtani. I dzięki wielu kompaniom społecznym (chyba najbardziej zapamiętana została ta ze zdjęciami tkanek rakowych czy rurek tracheotomijnych) i regulacjom rządów (zakaz palenia w centrach handlowych, zakaz palenia we wnętrzach pubów) poziom spożycia tytoniu systematycznie spada.
Czy teraz nadszedł czas na bojkot producentów „złych” używek czy żywności, zawierających cukier czy prowadzących do nałogów, jak alkohol? Czy influencerzy mają aż taką, żeby zmienić nasze nawyki żywieniowe?
W polskiej wódczano-piwnej kulturze picia, nadmierne spożycie alkoholu łączy się z agresją, przemocą domową czy stadionową. Nie umiemy bawić się bez alkoholu. Na wakacjach króluje opcja open baru i nadal nagminne jest prowadzenie pojazdów po spożyciu. Ta kultura picia zmienia się w związku ze zmianami demograficznymi i kulturowymi, ale nadal panuje społeczne przyzwolenie na publiczne burdy, upijanie się, przyjęcia weselne liczone w półlitrówkach na osobę czy parę. A młode pokolenie pije mniej, zdecydowanie mniej niż poprzednie. Pije inaczej, bo więcej kraftowych piw, więcej home made nalewek czy win, albo nie pije wcale, bo nie chce być kojarzone z przaśnym piciem, które zapamiętali z dzieciństwa. Wśród młodzieży 15-25-letniej jest o wiele więcej zwolenników zalegalizowania uprawy, handlu i spożycia konopi indyjskich niż kiedykolwiek w poprzednich badaniach i co ważne, ich przekonanie o absurdzie „zakazu palenia zioła” łączy ich ponad podziałami politycznymi, od lewej do prawej i skrajnie prawej strony sceny politycznej.
Wprowadzenie przez rząd Zjednoczonej Prawicy podatku cukrowego od napojów od 1 stycznia br. spotkało się z dużym społecznym zrozumieniem. Prezydent Duda, który w kampanii przysięgał, jak to on, że będzie niezłomny i nie zgodzi się na nowe obciążenia fiskalne, podpisał ustawę niedługo po swoim zaprzysiężeniu na drugą kadencję. Warto zauważyć, że za wprowadzeniem podatku nie głosowali w Sejmie członkowie klubu parlamentarnego Konfederacji. Społeczeństwo nie protestowało, zgodziło się płacić za dwulitrową colę 6,79, a nie 4,99 PLN, wpływy z podatku idą na konto NFZ i komunikacyjnie zostało to sprzedane jako walka o zdrowe nawyki Polaków, ustawa wręcz nazwana była z promocją prozdrowotnych wyborów konsumentów.
Nie sposób nie porównać tej kampanii z koszmarnie nieudolnym komunikacyjnie wycofaniem drożdżówek ze szkolnych sklepików, cytując premier Ewę Kopacz „żebyście nie byli grubaskami” z 2015 roku.
Co się zmieniło w postrzeganiu cukru w żywieniu w latach 2015-2020? Wiele, ale też zależnie od naszej bańki społeczno-internetowej.
Edukacja żywieniowa, która nie odbywa się w szkole, pewnie rzadziej w domu, a najczęściej w mediach społecznościowych, czy wśród rówieśników, to główny sprawca zmiany. Instagramowe trenerki wszystkich Polaków dbają o formę fizyczną, razem z pakietem dietetycznym sprzedając przy okazji nadzieję na poprawę formy psychicznej. Dla wielu osób odzyskanie kontroli nad wagą jest jedynym przykładem własnej życiowej sprawczości i zaradności. Dla mnie osobiście ma w sobie coś z kultu ciała i nowego prądu religijnego. W zależności od stopnia zaawansowania wykluczamy z jadłospisu gluten, cukier, laktozę czy mięso, czyniąc coś w rodzaju postu, a wszechinformując o swoim poście czujemy się prawie błogosławieni przez obserwujących, bo wrzuciliśmy zdjęcie w rozmiarze S.
Eliminacja szczególnie produktów odzwierzęcych jest również skutkiem edukacji i większej świadomości społecznej, jak wygląda krótkie życie zwierząt hodowanych dla mleka czy mięsa. Weganizm stał się sposobem życia, postulatem oraz wiarą, że dzięki rezygnacji z produktów odzwierzęcych zdążymy uratować planetę. Sama znacznie zredukowałam jedzenie mięsa pod wpływem filmów z Davidem Attenborough, ale nie lubię nadmiernej i agresywnej ewangelizacji, która dzieli ludzi na morderców zwierząt i tę „bardziej oświeconą” resztę świata. To bezkrytyczne i bezmyślne postrzeganie innych ludzi powoduje jeszcze większe podziały społeczne i nikomu niepotrzebne konflikty. Wolny rynek dostrzegł tę zmianę zachowań konsumenckich, knajp wegańskich i wegetariańskich jest coraz więcej, sieci spożywcze zapewniają zaopatrzenie, o jakim nie śniło się jeszcze kilka lat temu, naszym wewnętrznym problemem staje się zakup awokado, bo w sumie zdrowe i nadaje się zamiast masła na kanapki, ale z drugiej strony trafiło do nas z Peru czy Brazylii, zostawiając ślad węglowy i z pola, gdzie kilka lat temu rósł las tropikalny.
Czy fani Paula Pogby i Cristiano Ronaldo przestaną kupować piwo i colę? Nie sądzę, ale ich gesty mają kolosalne znaczenie dla przyszłości współpracy przemysłu spożywczego i sektora sportowego, bo uważam, że piłkarzy nie należy zmuszać do reklamowania produktów, które powodują choroby cywilizacyjne. Piłkarze mają prawo do swojego wizerunku, chcą, by ich kariery trwały dłużej, są na dietach wspomagających ich uwarunkowania fizyczne, wiedzą doskonale, jak destrukcyjny wpływ na stan zdrowia mogą mieć używki, bo na własne oczy całe nasze pokolenie widziało upadek Diego Maradony.
A tymczasem jesteśmy zmęczeni pandemicznym postem, chcemy karnawału, chcemy igrzysk i chleba (najlepiej bezglutenowego 😊).
