Jest rok 2017. Parlament Nowej Zelandii uznaje czczoną przez Maorysów rzekę Whanganui za osobę prawną. To był pierwszy tego typu przypadek na świecie, swoistego usankcjonowania koegzystencji prawnej natury i człowieka w sferze prawnej. To połączenie, precedensu prawnego i maoryskiego mistycyzmu, poskutkowało oficjalnym uznaniem w zdominowanym przez człowieka świecie rzeki Whanganui za „żyjący byt”.
Przez wieki człowiek żył w pełnoprawnym przekonaniu, że czyni sobie Ziemię, wraz ze wszelkimi jej bytami, poddaną. Natura ma być narzędziem do zaspokajania potrzeb człowieka. Poddanie czegoś komuś to swoisty stosunek zależności, który wymusza określoną relację opartą na nierówności, podległości i uległości. Człowiek przez tysiące lat kształtował swoją dominującą postawę wobec bytów nie-człowieczych (zwierzęcych czy przyrody), najczęściej nie uznając ich praw inaczej, jak tylko w sferze służebnej względem rodzaju ludzkiego. Instrumentem tego podejścia było zawsze prawo stanowione powszechnie lub lokalnie, zaś tzw. ochrona prawna nadawana bytom nieludzkim – zwierzętom czy dobrom natury, zdaje się być zaledwie emanacją owej dominacji, bowiem ochrony udzielać ma człowiek, ipso facto w granicach jego własnego uznania. Skoro tak, to zawsze granice tej ochrony określać będzie utylitaryzm w mniejszym (czyli konformistycznym wydaniu) lub nieograniczony przez żadną wpływową społeczność. Taka prawna „ochrona środowiska” będzie miała zatem na celu wyłącznie zaspokojenie potrzeb człowieka, to jest: prawa do wody pitnej, prawa do rekreacji, czy nawet prawa do czystego środowiska – tak zwana ochrona będzie zawsze stała na straży prawa człowieka do eksploatacji elementów natury.
Jest rok 2017. Parlament Nowej Zelandii uznaje czczoną przez Maorysów rzekę Whanganui za osobę prawną. To był pierwszy tego typu przypadek na świecie, swoistego usankcjonowania koegzystencji prawnej natury i człowieka w sferze prawnej. To połączenie, precedensu prawnego i maoryskiego mistycyzmu, poskutkowało oficjalnym uznaniem w zdominowanym przez człowieka świecie rzeki Whanganui za „żyjący byt”. Żywą i niepodzielną całość od gór do morza, obejmującą rzekę i jej dopływy oraz wszystkie jej elementy biofizyczne i metafizyczne (Whanganui River Claims Settlement). Te Awa Tupua, bo tak po maorysku nazywa się rzeka Whanganui, uznana została za pojedynczy byt „ciągnący się od gór po morze, z wszystkimi dopływami i fizycznymi oraz metafizycznymi elementami włącznie”.
Uznanie osobowości prawnej rzeki w jej biofizycznym i metafizycznym znaczeniu – przekładając na język prawny powiedzielibyśmy, że z jej określoną własnością do materialnych zasobów, jak i dóbr niematerialnych – rodzi określone konsekwencje prawne, mianowicie rzeka ma swój majątek, którym są jej dobra naturalne, ale także ma budżet w wysokości 30 milionów dolarów nowozelandzkich, przyznany Te Awa Tupua przez rząd Nowej Zelandii na wsparcie inicjatyw ukierunkowanych na zdrowie i dobre samopoczucie rzeki. Ponadto, rozwój rzeki musi mieć na celu wyłącznie jej dobro, a ludzie (grupy czy społeczności ludzkie) zainteresowane czerpaniem z jej zasobów i pożytków z rzeki muszą opracować wspólną strategię dla jej dobra.
W stosunkach zewnętrznych rzeka ma swoją „ludzką twarz”, gdyż jest reprezentowana przez dwóch pełnomocników: jednego ze strony plemion (Whanganui iwi i innych iwi – ludy zamieszkujące nadrzecze i jej dopływy) i drugiego z ramienia rządu. Urząd Te Pou Tupua (pełnomocnika rzeki) ma na celu wyłącznie działanie i przemawianie w imieniu rzeki, podtrzymywanie statusu rzeki, promowanie i ochronę zdrowia oraz dobrostanu (dobrego samopoczucia) rzeki, wykonywanie funkcji właścicielskich wobec gruntów, przez które rzeka wraz z jej dopływami przepływa. Pełnomocnicy rzeki działają zatem w jej imieniu i na jej rzecz wykonując wszelkie prawa materialne i procesowe.
Mamy zatem do czynienia z klasycznym, rzec można, stosunkiem przedstawicielstwa występującym w stosunkach prawnych w społeczeństwie, który w tym przypadku oparty jest na pełnomocnictwie ustawowym. Przedstawicielstwo upoważnia do podejmowania czynności prawnych za reprezentowanego w granicach umocowania. Umocowanie do działania w imieniu i na rzecz reprezentowanego, jak wyżej zaznaczono, wynika z ustawy (pełnomocnictwo ustawowe). Zagadnieniem rodzącym poważny zakłopotanie wydaje się być kwestia relacji pomiędzy reprezentowanym a pełnomocnikami i tego skąd Te Pou Tupua mają wiedzę o tym, co jest dobre dla reprezentowanej przez nich rzeki.
Dla ludów iwi odpowiedź jest oczywista – Tupua Te Kawa! To prawo naturalne i jednocześnie system wartości Te Awa Tupua, które wiążę ludzi z rzeką i rzekę z ludźmi (działa w obie strony, to system praw sprzężonych). Prawo to opiera się na następujących zasadach:
- Rzeka jest źródłem duchowego i fizycznego pożywienia dla ludzi; Rzeka jest duchową i fizyczną istotą, która wspiera i podtrzymuje Życie, zasoby naturalne, zdrowie oraz dobrostan ludów iwi i innych społeczności koegzystujących z rzeką;
- Rzeka jest niepodzielną i żywą całością od gór do morza, ze wszelkimi jej dopływami;
- ludy iwi mają niezbywalne połączenie i odpowiedzialność za rzekę, między innymi przejawia się to w obowiązkach wobec rzeki, promowaniu, ochronie i utrzymaniu jej zdrowia i dobrostanu.
Zapyta współczesny Europejczyk, jak to być może, że rzeka ma odrębny byt prawny, prawo do zachowania i ochrony swego zdrowia i dobrostanu? Czy takie podejście do dóbr natury mieści się jeszcze w europejskim porządku kulturowym i prawnym, czy jest zaledwie egzotyką antypodów kuli ziemskiej? Nihil novi, nic nowego. Starożytni Grecy, od których zapożyczyliśmy rdzeń naszej kultury, filozofii, sztuki, a dzięki Rzymianom także i prawa, doszli do tego już w wiekach przed Chrystusem. Odkryli wieczny obieg życia, zwany zoe. Zoe, to życie nieokreślone, bez formy ( w przeciwieństwie do bios, życia „określonego”, podlegającego procesom narodzin i śmierci). To życie niezniszczalne, nurt samego czystego życia, to wreszcie fenomen życia podlegającego ciągłej cyrkulacji, czyli wciąż odradzającego się.
Skoro wiedzieli o wiecznym obiegu życia bez formy starożytni Grecy, opierając na zoe przebogatą myśl, kulturę, sztukę i religię (nierozłącznie ze sobą związane), które rozlały się przez kolejne wieki na cały kontynent, to nie powinno dziwić, że w tradycji (pamięci) ludów nowozelandzkich przetrwało prawo naturalne rzeki Te Awa Tupua. Szacunek należy się za to, że przez dziesięciolecia z determinacją godną lepszej sprawy, wywalczyli w końcu oficjalne uznanie prawa naturalnego rzeki przez nadanie jej osobowości prawnej, a przez to nadanie jej prawa niczym osobie i włączenie jej do obiegu prawnego.
Katastrofa ekologiczna na rzece Odrze i w jej dopływach, zakłócenie ekosystemu Odry na niewyobrażalną jak dotąd skalę, trwające długi czas niekontrolowane zanieczyszczanie rzeki i dopływów przez przedsiębiorstwa i kopalnie, brak spójnej gospodarki na rzece mającej na celu jej ochronę, wreszcie kompletnie rozproszona odpowiedzialność licznych podmiotów państwowych i samorządowych mających za zdanie ochronę środowiska naturalnego, pokazały całkowitą niewydolność systemu ochrony środowiska w Polsce. Namysłu wymaga potrzeba nowego, aczkolwiek zakorzenionego głęboko w naszej kulturze europejskiej, spojrzenia na byty natury z innej niż dotąd perspektywy. Nie czynienia z nich wyłącznie narzędzi do zaspokajania potrzeb człowieka, nie patrzenia na naturę pod kątem ochrony środowiska naturalnego, co jak widzimy na przykładzie rzeki Odry nawet tego egzaminu nie zdało.
Czy wobec tego rzekom w Polsce potrzebna jest osobowość prawna dla ochrony ich samych przed człowiekiem? Dlaczego nie…