Czy można wciąż mówić o integralnie polskim – wypływającym z polskiej tradycji i obecnym w polskiej tożsamości – nowoczesnym potencjale? A jeśli tak, to jak on się objawia i gdzie go szukać? Mówiąc najprościej, czy nowoczesność jest zasadniczo obcą Polsce i czysto zewnętrzną formą, czy nie jest? A jeśli nie jest, to czym wyjaśnić tak potężną anty-modernistyczną (anty-liberalną vel anty-„lewacką”) energię społeczną?
Pytanie to jest naszym zdaniem kluczowe. Wydaje się bowiem, że na początku lat 90-tych wśród elit politycznych i intelektualnych istniało przekonanie, że naturalne miejsce Polski jest właśnie w świecie zachodnich, europejskich, liberalnych wartości, czyli właśnie w obszarze modernizmu. Przekonanie to było też na tyle rozpowszechnione w społeczeństwie, że możliwa stała się daleko idąca modernizacja kraju. Na czym dziś, w momencie kryzysu tych wartości, oprzeć dalsze emancypacyjne i systemowe unowocześnienie?
Zachęcamy do lektury pełnej treści wprowadzenia do ankiety autorstwa Piotra Augustyniaka.
Tadeusz Bartoś: Polska już nowoczesna
Myślenie o ewolucji społeczeństwa nie może odbywać się jako reakcja na fluktuacje wyborcze. Fakt sprawowania władzy przez partię radykalną nie musi być z konieczności oznaką radykalizmu całego społeczeństwa. W polskim przypadku mamy raczej do czynienia z szeregiem przypadkowych okoliczności: połączeniem nieudolności marketingu politycznego obecnej opozycji z wyśmienitym technicznie programem propagandowym obecnej władzy. Wynik wyborów nie zmienił jednak społeczeństwa. Pozostaje ono przepołowione na część podatną na propagandę żerującą na frustracji, i tę drugą, bardziej zadowoloną, podatną na propagandę otwarcia, europejskości, sukcesu, itp. Gdy obecna władza odejdzie (a kiedyś każda władza się kończy), znów pojawić się może bardziej europejska twarz Polaków (to oczywiście trzeba by szerzej uzasadnić, ale nie wszystko da się zrobić w krótkiej wypowiedzi).
Noszę w sobie przekonanie, że podziały społeczne w Polsce jawią się jako głębokie i nieprzekraczalne dlatego, że są sztucznie podtrzymywane przez nowoczesne techniki propagandowe. Nowoczesne (sic!) – bo mamy nowoczesne społeczeństwo, którego zasób pojęć i obrazów rzeczywistości wytwarzają specjaliści od propagandy o wiele bardziej, aniżeli oparta na klasycznych wzorach edukacja. W tym sensie jesteśmy właśnie poddanym procesom modernizacji narodem, ze zunifikowaną opinią publiczną, którą daje się sterować w masowy sposób.
Sterowanie opinią publiczną społeczeństwa masowego jest uznaną metodą dochodzenia i sprawowania władzy w nowoczesnym państwie (dotyczy to wszystkich demokracji, tych dojrzałych i tych młodych). Polaryzacja jest jedną z podstawowych technik marketingu politycznego. Choć niewątpliwie kraje pozbawione ciągłości kulturowej, państwowej, stabilnych instytucji opartych na obyczajach i tradycji, takie jak kraje postsowieckie, ale także chociażby Turcja, absorbują bardziej prymitywne techniki masowego oddziaływania. Z drugiej jednak strony subtelności nie można zarzucić propagandzie wyborczej dojrzałej amerykańskiej demokracji. Rzecz skomplikowana niewątpliwie.
Tak czy inaczej podział polskiego społeczeństwa jest wytworem, jest „owocem pracy rąk ludzkich”, a nie stanem pierwotnym. Tak jak ciepło jest w domu, ponieważ ktoś systematycznie pali w piecu, podobnie podziały Polaków istnieją i się wzmacniają, ponieważ ktoś systematycznie w tej materii pracuje, rzec by można „dokłada do pieca”. W istocie bowiem Polacy są społeczeństwem monolitycznym, mentalnościowo i kulturowo mało zróżnicowanym, ze zredukowanymi warstwami wyższymi. Także podziały majątkowe nie są tu radykalne – „w porównaniu” – oczywiście: vide Ameryka Południowa, Rosja, USA itd.
Jeśli część społeczeństwa przerażona jest tą drugą, dzieje się tak dlatego, że ktoś systematycznie straszy, ostrzega, „trąbi” o zagrożeniach wzniecając emocje, a nie analizując faktyczne „za i przeciw”. To jest ów osobliwy klincz polskiej sceny politycznej, że obecnie rządzący objęli władzę strasząc poprzednikami, a obecna opozycja zanim stała się opozycją, wygrywała wybory strasząc swoimi przeciwnikami (są oczywiście strachy wydumane i jest przestrzeganie przed prawdziwymi zagrożeniami, jednak dla krótkowzrocznego marketingu politycznego, a marketing polityczny z definicji jest krótkowzroczny, bo kieruję się regułą „byle do zwycięskich wyborów”, ta różnica nie jest decydująca).
Pytaniem znaczącym jest nie więc kwestia podziału, ale przeciwnie, jak organizować życie społeczeństwa nadmiernie zunifikowanego (postsowieckiego), nierozwarstwionego, pozbawionego porządnie ugruntowanej hierarchii. Według M. Schelera to jest pierwszorzędne źródło resentymentu. Niech pozytywnym przykładem będzie angielska klasa robotnicza, która nie aspiruje, zadowolona jest ze swego, swojego stylu życia, obyczajów. Właśnie takie rozwarstwienie jest w przypadku tamtego kraju punktem stabilności, uporządkowania „ludzkiego kosmosu”.
Nowoczesność niejedno ma imię. Przedstawiona w pytaniu ankietowym jest jakby synonimem raju na ziemi. I rzeczywiście, od czasów Platona, wielką inspiracją dla pokoleń rządzących (tzw. dobrych władców), było pytanie, jak zbudować sprawiedliwe społeczeństwo. Konieczne jest ono w myśleniu o sprawach publicznych, na wzór idei regulatywnych Kanta, czy – zwyczajnie – ich pierwowzoru: idei platońskich (z wszystkimi możliwymi zastrzeżeniami, na które także nie ma tutaj miejsca). Dlatego tak szkodliwa społecznie była polityka obecnej opozycji, która w związku z pytaniem o wizję państwa wskazywała na potrzebę interwencji służby psychiatrycznych. Bez idei poruszających człowieka, mobilizujących świat jego emocji, dających zapał do myślenia i twórczego działania, nie sposób tworzyć ludzkiej społeczności, która sama siebie wymyśla (a robi to już od czasów pierwszych greckich prawodawców, bynajmniej nie dopiero od XVII wieku; by nie być gołosłownym: idea społecznej umowy jest u Platona w Republice, 358d, który niewątpliwie całym swoim myśleniu o państwie był spadkobiercą reformizmu prawnego Solona).
Rozliczne projekty polityczne – „żeby było lepiej”, wszystko to jasna strona idei nowoczesności, modernizacji, jako świata ochrony praw ludzkich, możliwości rozwoju itd.. Jest jednak inna nowoczesność, ponura. Owocem i wykwitem nowoczesności był włoski faszyzm i niemiecki nazizm. One także były nastawione na modernizację, gruntowną przebudowę społeczeństwa, podniesienie go z kolan, gospodarczy rozwój. Polityka III Rzeszy to nie tylko zbrodnicze aberracje nazistowskich przywódców. Warunkiem działania państw totalitarnych było pojawienie się społeczeństwa masowego i środków masowego oddziaływania, jak pisze o tym dobitnie Hanah Arendt. W tej materii tak samo nowoczesne są nazistowskie Niemcy, sowiecka Rosja i liberalna demokracja.
W skrócie, czego nie zrobimy, będziemy działali wedle wzorów nowoczesnej modernizacji. Czy będzie to polityka obecnej władzy, modernizacji przez „nagą przemoc” (która dziś jest faktycznie chaotyczną rewolucją niekompetencji, z wyjątkiem skutecznej warstwy propagandowej), czy bardziej zrównoważony, unikający skrajności nurt klasyczny. Innymi słowy, pojęcie nowoczesności, unowocześnienia, modernizacji, nie ma charakteru dystynktywnego. Nie opisuje różnicy. Wszyscy jesteśmy dziećmi nowoczesności, podobnie jak wszyscy jesteśmy dziećmi radykalnie zsekularyzowanego społeczeństwa. Ilość rytualnych zabiegów osób religijnych, skuteczność autoperswazji, nie potrafi tego zmienić. Pojęciowe analizy i słowne wygibasy nie zmienią tego, że wszyscy jedziemy na tym samym wozie (resp. tej samej karocy). Pewne rzeczy się w historii cywilizacji kończą. Stare nie wróci, choć zawsze można wymyślić nowe, które małpuje, niekiedy perfekcyjnie, to co było. To jednak też ma krótkie nogi.
