Campus Polska, Igrzyska Wolności w Łodzi, a nawet konwencja Szymona Hołowni, wszystkie w odstępach kilkunastu dni, pokazują, że w Polsce pojawia się nowa, nawet jeśli rozproszona energia, którą wnosi zmęczone starymi sporami młode pokolenie.
Campus widziany z zewnątrz mógł wydawać się klasyczną imprezą robioną przez polityków po to, żeby pokazać się z młodymi w konwencji “ja na scenie, a wy klaszczcie”. Kilka najgłośniejszych nazwisk (Tusk, Balcerowicz, Michnik) kojarzyło się raczej z historią transformacji niż spojrzeniem w przyszłość. Brak wyraźnej perspektywy politycznej dla środowiska Trzaskowskiego również nie budował nastroju przełomu.
A jednak było to wydarzenie wyjątkowe. Spędziłem tam blisko cztery dni i z każdą godziną ostrożny sceptyk zmieniał się we mnie w entuzjastę. Młodzi wprawdzie nie występowali na scenie, ale ich mocna obecność dawała się wyczuć już w otwierających wystąpieniach panelistów. Pytań zawsze było więcej niż czasu przeznaczonego na udzielenie odpowiedzi, a nieformalna rozmowa trwała jeszcze wiele minut po zakończeniu paneli.
Campusowcy stanowili z jednej strony wyluzowaną i nastawioną na nowe znajomości grupą ludzi, z drugiej byli poważni, przygotowani i zaangażowani. Pomimo różnic poglądów łączyła ich wrażliwość i otwartość. Radykalizm jeśli się pojawiał to w sprawach w których powinien – takich jak klimat czy prawa osób LGBT. Widać było wyrobienie polityczne, co zważywszy na to, że średnia wieku oscylowała zapewne w okolicach maksimum 25 lat było można uznać za niespotykane.
Taka skondensowana mieszanka młodości i kompetencji nie pojawiła się dotąd na żadnym wydarzeniu, nie mówiąc już o żadnym środowisku politycznym. Oczywiście Campus zgromadził ludzi o bardzo szerokim spektrum poglądów, nie mam jednak wątpliwości, że wielu z nich te sześć dni bardzo mocno związało z Rafałem Trzaskowskim i jego zapleczem, które zrobiło to, czego większość polityków nie potrafi: potraktowali młodych po partnersku, a nie instrumentalnie. Brak wyraźnego planu politycznego, to że z sufitu nie leciało konfetti i nie trzeba było machać banerami młodzi oceniali zdecydowanie na plus – choć u wielu z nich widać było chęć zaangażowania się już dziś.
Choć sam program, jak na konstruowany przez polityków, ambitny nie wykraczał poza spektrum debat, które toczą się w ideowych środowiskach Warszawy i innych dużych miast, to kluczowe było to, że uczestnicy wolę zmiany przywieźli w sobie. Bez ich zaangażowania byłoby drętwo i nijako. Tak jak to bywa na wydarzeniach dla starych, gdzie ludzie w garniturach snują się po deptaku, a podczas banalnych „small talków” każdy wodzi oczami po sali szukając następnego rozmówcy. Wszyscy “się łapią” i na coś pędzą, a panele są co najwyżej pretekstem do spotkań w kuluarach.
Kiedy myślę o Igrzyskach Wolności, które w tym roku poświęcone są Nowej Umowie Społecznej cieszy mnie, że bez żadnej koordynacji czy porozumienia, nastroiliśmy się na podobną co uczestnicy i organizatorzy Campusu falę. Narastająca polaryzacja w Polsce, daje poczucie, że niezależnie od wyniku najbliższych wyborów “wraca stare”. Jedną z tragedii debaty publicznej jest to, że odbywa się ona w histerycznym tonie nieustannej doraźności, tak jakby długofalowe wyzwania, takie jak transformacja energetyczna, która przekracza kilka budżetów Polski, było do nadrobienia przy jakiejś innej, lepszej okazji. Tymczasem kiedy my zamykamy się w polskim piekiełku polsko-polskiego konfliktu, świat nam ucieka.
Podobny przekaz lansuje środowisko Hołowni – pierwsze od lat, które wydaje się poważnie traktować sprawy programowe i przyciąga ciekawych ekspertów. Co z tego, skoro sam lider, choć wygadany i inteligentny, potrafi najlepsze pomysły storpedować zapowiadając przełomowego gościa, którym okazuje się aplikacja – pomysł sam w sobie ciekawy, ale nie dorastający do oczekiwań. Hołownia trafia do grupy szukającej czegoś pomiędzy dwiema największymi partiami, ale to raczej świetna partia drugiego wyboru. Tymczasem, żeby wygrywać trzeba być, nawet daleką od ideału, partią wyboru pierwszego. Choć przynajmniej wreszcie ktoś wpuszcza do debaty publicznej trochę świeżego powietrza.
Główną ambicją Igrzysk Wolności – na których zresztą zarówno Trzaskowski jak i Hołownia będą mieli duże przemówienia – jest to, żeby do debaty wprowadzić tematy traktowane przez polityków i mainstreamowe media po macoszemu: od wyzwań cyfrowych, przez zielony ład po nowe modele edukacji. Taki “lab” – przestrzeń do testowania i wpuszczania w obieg nowych idei – jest niezbędny jeśli nie chcemy tkwić w nieustannym klinczu tematów dawno minionych. Po Campusie wiem jedno: jest w Polsce młoda elita, przygotowana intelektualnie do podjęcia tych wyzwań. Pytanie czy jest na to gotowa polska polityka? A może jeśli nikt na młodych nich nie czeka muszą się sami wprosić na przyjęcie?
