Siła i bezwzględność nie traci na atrakcyjności wśród społeczeństw demokratycznych. Rosnąca z coraz większym impetem fala popularności liderów mniej lub bardziej nieumiarkowanych partii, od rządzącego sześć lat Węgrami Viktora Orbana, przez zmierzającego ku zwycięstwu w Stanach Donalda Trumpa, Austriaka Norberta Hofera, który przegrał dosłownie o włos z kandydatem Zielonych, po nasze własne podwórko, na którym od 27 lat mamy do wyboru całą paletę ugrupowań wodzowskich, każe zastanowić się nad genezą tęsknoty wyborców do wyrazistych przywódców, obiecujących rządzenie silną ręką.
W procesie ewolucji człowiek nauczył się, że przynależenie do większej grupy popłaca, a próba przetrwania w zupełnej izolacji od jakiegokolwiek „plemienia”, skazana jest na porażkę. W dzisiejszym wielokulturowym i wieloetnicznym świecie, który na dodatek komplikuje kryzys ekonomiczny i niemal zaraźliwy strach przed jutrem, potrzeba należenia do jakiejkolwiek wspólnoty jest znacznie bardziej intensywna niż w czasach względnej stabilności. Silny przywódca stanowi przykład do naśladowania, pozwala na przewidywalne i jednomyślne zachowanie podległej mu grupy zamiast pogrążania się w niezorganizowanym chaosie i anarchii. We współczesnych, wysoce indywidualistycznych czasach, ludzie zdają się potrzebować mocnego, stabilnego lidera w niemal każdej dziedzinie życia, od najmniejszej komórki społecznej jaką jest rodzina, po społeczność lokalną, religię, rząd, na tak absurdalnych dziedzinach jak moda czy kulinaria skończywszy. Wysoka pewność siebie przywódczych postaci, zdaje się mieć w sobie magnetyzm, który przyciąga ludzi niczym ćmy do światła. Warto jednak pamiętać jak często eskapady tych nocnych motyli w stronę blasku kończą się tragedią.
Większość ludzi, podobnie jak wyżej wspomniane ćmy, nie są w stanie odróżnić pozytywnych liderów od przyszłych ciemiężycieli, by choćby wspomnieć wybranych na drodze demokracji Aleksandra Łukaszenkę, Alberto Fujimori, Baszszara al-Asada, czy – najbardziej oczywisty przykład – Adolfa Hitlera. Fatalne wybory powodowane są brakiem dostępu do informacji (choć dziś, w czasach Internetu, ta wymówka stała się w krajach rozwiniętych nieaktualna), manipulowaniem faktami przez mainstreamowe media oraz brakiem zdolności krytycznego myślenia. Im bardziej bezradne i pozbawione poczucia władzy oraz decyzyjności jest społeczeństwo, tym większą w dniu wyborów wyraża chęć oddania losu w ręce silnego wodza, który rozwiąże ich problemy i poprowadzi ku lepszej przyszłości (vide pisowska „Dobra zmiana”, czy „Make America Great Again” Donalda Trumpa).
Polityka, zwłaszcza polityka współczesna, to dziedzina odwołująca się w głównej mierze do emocji. Mniej istotna jest faktyczna wiedza, umiejętności i predyspozycje do pełnienia odpowiedzialnej funkcji lidera, niż jego sprawność w docieraniu do lęków i tęsknot potencjalnych wyborców. Kiedy decyzje polityczne pozostawały w rękach jawnie niezainteresowanych, przyglądających się całemu spektaklowi chłodno i ze znudzeniem arystokratów, czynnik emocjonalny odgrywał znacznie mniejszą rolę. W chwili oddania pełni władz statystycznemu Kowalskiemu, dla którego największą zmorą jest ekonomiczna niestabilność i sztucznie podkręcane przez media obawy, tenże Kowalski pragnie poddać się mądrości kogoś silnego i zdecydowanego. Nie bez znaczenia jest także fakt, że ludzie preferują prostotę ponad złożoność, przekonują ich jasne, nieskomplikowane hasła. Silny lider łączy w sobie obie cechy. Potrafi przemówić do ludzkich emocji, a przy tym wykorzystuje brak wiedzy oraz wyobraźni wyborców, proponując czasem nieprawdopodobnie wręcz proste rozwiązania na złożone problemy.
Silni przywódcy sami najczęściej wierzą we własną ponadprzeciętność, inteligencję i trafność osądów, czemu nie należy się dziwić, biorąc pod uwagę reakcję jaka ich obecność wywołuje nie tylko wśród wyborców, ale wśród najbliższych politycznych współpracowników. Warto jednak nie dać się zwariować i pamiętać, czego uczy nas historia naturalna. Życie nie powstało w wyniku walki czy agresji, lecz poprzez symbiozę, tworzenie sieci kontaktów i koewolucję. Ludzie, podobnie jak wszystkie inne organizmy na Ziemi, zrodziły się w wyniku endosymbiozy, dzięki współpracy i harmonii. Czas aby wrócić do korzeni i postawić na kolektyw, odsuwając od władzy maniakalnych egocentryków, którzy bynajmniej cudownie nie rozwiążą naszych problemów, zaś mają spore predyspozycje do tego by przysporzyć nowych.