Keynes miał na pewno rację, że automatyzacja będzie miała efekt na pracowników: efekt psychologiczny. Ludzie boją się robotów nawet w takich krajach jak Japonia[2] – matecznik robotyzacji na świecie. Największy procent zaniepokojonych jest wśród najmłodszej grupy zawodowej i tych najsłabiej wykształconych. Sprawdźmy, czy ich strach jest uzasadniony.
Badaczem, który wiele na temat wpływu automatyzacji na rynek napisał jest Daron Acemoğlu. W swojej pracy[3] z zeszłego roku pokazuje silną pozytywną korelację pomiędzy stopą zatrudnienia i dynamiką jej wzrostu a liczbą nowowykreowanych zawodów. Jest to spowodowane dwoma czynnikami: automatyzacją procesów i tworzeniem nowych zadań. Gdy to pierwsze przeważa, jak ostrzegał Keynes, generowane jest bezrobocie technologiczne i udział płac pracowników maleje. Przewaga drugiego czynnika ma z kolei efekt zupełnie odwrotny. Autor na ciemnowidztwo Keynesa odpowiada jednak sprzężeniem zwrotnym tego modelu: zwiększona stopa automatyzacji oszczędza pieniądze na płace, które firmy mogą wydawać na R&D, co generuje nowe dziedziny wiedzy i nowe miejsca pracy. Globalnie zaś gospodarka sama się wyżywi i ustabilizuje reagując na zmienioną strukturę zatrudnienia.
To wszystko to jak na razie teoria, jak jest w rzeczywistości? Acemoğlu dane zbierał w USA[4], gdzie stopa automatyzacji rosła dość szybko, a strach przed nią był zapewne bardzo wysoki, czego dowodem może być wybór Donalda Trumpa, który obiecywał miesca pracy sfrustrowanej niższej klasie średniej. Okazuje się, że automatyzacja, owszem, zwiększyła bezrobocie oraz zmniejszyła stawki, ale w bardzo niewielkim stopniu: wprowadzenie jednego robota na 1000 pracowników powoduje spadek lokalnej stopy zatrudnienia o niewielkie 0,37pp a stawki o 0,73%. Amerykański rynek pracy może być więc spokojny, bo nawet agresywne scenariusze nie przewidują ogólnokrajowego bezrobocia z koszmarów Keynesa.
A Europa? Mamy podobne dane dla Niemiec[5]. Nasz sąsiad pomimo bycia gospodarką rozwiniętą nadal ma bardzo wysoki udział przemysłu w strukturze PKB. Tu wzrost robotyzacji był ponad dwukrotnie wyższy niż w USA, co przekłada sie na stopniowo większy spadek płac. Ogólny poziom zatrudnienia robotów nie odczuł, ten spadł tylko w przypadku zawodów w przemyśle wytwórczym, a wzrósł w pozostałych sektorach. Najciekawszą tezą pracy jest naszym zdaniem to, że dodatkowym źródłem obniżki płac w przemyśle jest wysoki poziom uzwiązkowienia Niemców i próba utrzymania wysokiego poziomu zatrudnienia w zagrożonych automatyzacją sektorach, co przekłada się na większy spadek pensji.
A w Polsce? Jak w lesie, albo i gorzej. Jesteśmy jednym z najmniej zrobotyzowanych krajów w Europie[6], więc do popularnego zarzutu, że jesteśmy montownią Europy warto dodać, że montownią mało nowoczesną. Jak podaje Wyborcza[7] w Polsce najbardziej zagrożone są proste zawody w sektorze usług. Najbardziej znamiennym przykładem tego jak jest źle niech będzie jest to, że pomimo niemal stuprocentowej szansy na wyeliminowanie zawodu telemarketera przez sztuczną inteligencję polscy pracodawcy wpadają na takie pomysły jak klasy licealne o profilu Call Center[8]. Rząd nie pomaga: mieszanie w edukacji na wszelkich szczeblach i cięcie inwestycji dalej upośledza gospodarkę.
Wydaje się więc, że możemy spać spokojnie, ale w naukach społecznych takich jak ekonomia nigdy nie wiadomo jak długo nasz model będzie miał rację bytu. Jednym z możliwych scenariuszy rozwiązania problemu ewentualnego nieproporcjonalnie wyższego poziomu automatyzacji jest Uniwersalny Dochód Podstawowy, ale nie jest to jedyna opcja. Wszystkie przytoczone prace pokazują, że robotyzacja nie jest geograficznie jednorodna: wciąż są miejsca, gdzie pracownik wypchnięty ze zrobotyzowanych Niemiec Zachodnich może być konkurencyjny w Niemczech Wschodnich. Otwarcie granic i rynków, globalizacja, dynamiczna alokacja pracowników jest neoliberalną odpowiedzią.
Nie podlega wątpliwości, że automatyzujemy coraz więcej, ale z tyłu głowy coś nam mówi, że nie wszystko uda się zautomatyzować. Edukacja w dobie systemów ekspertowych[9] (nie mylić z eksperckimi) powinna skupiać się więc na abstrakcyjnych i humanistycznych dziedzinach, takich jak filozofia[10], które dobrze przygotowują do twórczego stawiania i rozwiązywania problemów. Milczeniem pominiemy jak to wygląda w Polsce.
Kto wie w takim razie, czy na wysoce zautomatyzowanym rynku pracy inżynier z politechniki nie będzie robił kawy w sieci kawiarni, gdzie dobrze zarabiający filozof kupi sobie chai latte?
Warto mieć oczy szeroko otwarte, bo temat automatyzacji jest, dyskusyjnie, jednym z najważniejszych w dzisiejszym społeczeństwie. A Skynet może przejmować też inne sektory: w końcu ich agent był kiedyś gubernatorem Kalifornii.
#neuropaswiat
/m/
[1] https://www.bloomberg.com/graphics/2017-jobs-automation-risk/
[2] http://voxeu.org/article/who-fears-losing-their-job-ai-and-robots-japanese-survey-data
[3] http://voxeu.org/article/job-race-machines-versus-humans
[4] http://voxeu.org/article/robots-and-jobs-evidence-us
[5] http://voxeu.org/article/rise-robots-german-labour-market
[6] http://www.newsweek.pl/wiedza/nauka/robotyzacja-w-polsce-w-polskich-firmach-ciagle-najmniej-robotow,artykuly,372709,1.html
[7] http://wyborcza.pl/7,155287,21591650,prawie-polowa-zawodow-w-polsce-zagrozona-automatyzacja.html
[8] http://edukacja.dziennik.pl/aktualnosci/artykuly/518426,szkola-praca-call-center-ministerstwo-men-smb-stowarzyszenie-pieniadze.html
[9] https://pl.wikipedia.org/wiki/System_ekspertowy
[10] https://www.theguardian.com/commentisfree/2017/jan/09/philosophy-teach-children-schools-ireland
