Polecam Wam dziś zapoznanie się z artykułem przybliżającym pokrótce, jak Rosjanie wygrali wybory prezydenckie w USA. Tak, dobrze zgadujecie – dzisiaj nie trzeba fałszować kart do głosowania, dzisiaj wystarczy fałszować informacje, na podstawie których ludzie głosują.
Dowodów pośrednich na takie mechanizmy było sporo już wcześniej. Ataki hakerskie na opozycyjne strony i grupy na FB. Masowe zgłaszanie profili, aby zdyskredytować przeciwnika lub przynajmniej osłabić, bo algorytmy portali społecznościowych najpierw blokują, a potem weryfikują dlaczego. Już w 2015 roku mówiło się o tym, że za kampanią informatyczną przeciwko polskiej opozycji stoją hakerzy powiązani z putinowską Zmianą. Temat jednak przeszedł jakoś bez echa. Komitet Obrony Demokracji, na początku histerycznie zwalczany, został chyba uznany za dostatecznie rozbrojony, bo jego formalnym liderom nikt już nie podstawia nogi. Ostrze cyfrowej lancy zostało wycelowane w Obywateli RP pod wodzą Pawła Kasprzaka. Nawet szeregowi, ale stali bywalcy kontrmiesięcznic i akcji antyfaszystowskich dostają zaproszenia do znajomych od fałszywych profili (szczególnie modne są cycate blondyny i przystojni amerykańscy generałowie), bo o wyzwiskach na privie to już szkoda wspominać (a poza tym te akurat mogą płynąć ze szczerego, hejterskiego serca).
Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że większość uczestników wojny informacyjnej nie ma pojęcia, że bierze w niej udział. Setki użytkowników Twittera i Facebooka uważa, że udostępnia treści tworzone przez prywatne osoby i wyraża swoje poglądy. Sprawę dodatkowo upraszcza fakt, że udział w debacie publicznej został sprowadzony do minimum. Mało kto już zatrzymuje nas pytaniem o uzasadnienie takich czy innych poglądów. Większość klika po prostu „share” i „lubię to”. Nie zamierzam także twierdzić, że zastępy internautów to wszystko agenci Putina. Jak zresztą wynika z artykułu, nawet na wybory w USA wystarczyło 13 osób. Ale te 13 osób było tak zręcznych, że potrafiły zasugerować swój przekaz milionom, które potem już same podawały go dalej, przerabiały i uzasadniały w sieciowych wojenkach.
Teoria spiskowa? Ależ skąd. Aktywiści na całym świecie potrafią przebić się z przekazem, nie mając ani grosza na reklamę, dzięki zorganizowanym akcjom – stąd te wszystkie akcje „dzisiaj udostępniamy obrazek”, „dzisiaj dajemy wszędzie hashtaga”, „dzisiaj wszyscy zgłaszamy konto”. Media społecznościowe dają szybko efekt kuli śniegowej – jeśli treść „chwyci”, naszych 50 znajomych poda to dalej swoim 50 znajomym, a każdy z nich swoim 50 znajomym. Wrzucamy treści na grupy mające 150 tysięcy członków i profile mające 10 000 polubień. To już siła. Czasem w takiej partyzanckiej promocji pomaga jakiś bloger lub celebryta, który, udostępniając dany post, robi mu darmową reklamę. Każda ze stron konfliktu politycznego ma takich ludzi, którzy z reguły „poświecą twarzą”, sfotografują się z kartką, dadzą hashtaga. Zorganizowany wysiłek rosnącej grupy ludzi i mamy ten sam efekt, co wykupując reklamę. A opisane akcje informacyjne miały wsparcie w postaci wykupionej promocji. Plus, tych 13 osób starannie studiowało zachowania prawdziwych aktywistów i uczyło się ich metod (takich jak opisane wyżej).
Zauważyliście, jak szybko pojawił się w przestrzeni publicznej strach przed uchodźcami? Skąd, skoro w Polsce nie ma prawie żadnych uchodźców? Jak Unia Europejska została utożsamiona z Niemcami, a oni z kolei zrównani w dyskursie z hitlerowcami, kiedy byliśmy tak dumni z dobrych relacji z UE i naszym zachodnim sąsiadem, z którym biznes jest ważną częścią naszej gospodarki? Jak głównym problemem Polaków nagle stały się reparacje wojenne (furda tam Ziemie Odzyskane) albo ukraińscy nacjonaliści, skoro dopiero co wszyscy nosiliśmy pomarańczowe elementy, płakaliśmy czytając o Majdanie i podśpiewywaliśmy „Razom nas bahato”? W 2014 roku moja znajoma pisała prosto z Majdanu „wszyscy śpiewają, że dziękują Polsce”? Dlaczego diabeł tak sprytnie wmówił nam, że nie istnieje? I skąd ta ślepa wiara, że Putin pompuje miliony w wojnę informacyjną w USA, ale nie ma nic wspólnego z takimi samymi ruchami w Polsce, kraju, który wspierał zawsze Ukrainę (kraj, który jest z Rosją w konflikcie – przypominam dla porządku, bo o tym w polskich mediach się już praktycznie nie mówi)? Skąd przekonanie, że ataki informatyczne na opozycję w Polsce to wyłącznie robota oddolnych, indywidualnych hejterów, bo opłacani to są przecież ci inni? Bo polska „psychoprawica” jest antyrosyjska? A skąd o tym wiemy? Acha, bo tak twierdzi.
A zresztą. Zróbcie test. Zacznijcie wypisywać cokolwiek jawnie antyputinowskiego, skrzyknijcie ludzi do grupy, załóżcie FP, poróbcie transparenty, infografiki, zacznijcie robić wydarzenia i wypowiadajcie się do mediów. Uderzcie w grupy łysych kolesi z falangą i obnażajcie ich powiązania ze Zmianą. Rozpowszechniajcie satyrę pokazującą, jak populiści w Europie są powiązani z Putinem:
Zdjęcie z Gąsienice Tour
Zobaczycie, jak szybko będziecie cieszyć się takim widokiem: