Strajk w oświacie, który mieliśmy okazję niedawno obserwować, był jednym z trudniejszych doświadczeń życiowych wielu nauczycielek i nauczycieli. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie wydaje się zgoła oczywista.
Skala tego strajku, determinacja środowiska szkolnego, wsparcie i zrozumienie uczniów, uczennic oraz ich rodzin wcale nie doprowadziły do poprawy sytuacji w oświacie, zwiększenia zarobków, czy konstruktywnej dyskusji nt. problemów polskiej edukacji, czyli de facto tego, na czym środowisku najbardziej zależało. Pojawiły się za to efekty uboczne, które zdominowały temat postulatów strajku, czyli konsolidacja środowiska nauczycielskiego, wzajemne wsparcie oraz ogromna odwaga nauczycieli i nauczycielek w mówieniu prawdy o polskiej edukacji! I za tę prawdę ponieśli oni najwyższą cenę.
Wydawałoby się, że po tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza oraz medialnym larum nt. niszczycielskiej siły internetowego „hejtu” coś się zmieniło. Że po akrobacjach szkół, organizacji pozarządowych czy samorządowców, które prześcigały się wzajemnie w organizowaniu wydarzeń przeciwko mowie nienawiści, pękło jakieś tabu. Że wreszcie zrobimy porządek z promocją nienawiści w mediach, przede wszystkim tych społecznościowych. Niestety. Z przykrością stwierdzam, że stan polskiej podwórkowej polszczyzny, namiętnie wylewanej litrami w Internecie, nie uległ poprawie. Wręcz przeciwnie! Okazuje się, że nienawiść w mediach ma przerażającą skalę i niszczy wszystkich, którzy mają odwagę głośno mówić o tym, co ich uwiera, co im przeszkadza i co należałoby zmienić.
Okazuje się także, że ukończenie trzech kierunków studiów pedagogicznych oraz mnóstwa kursów podnoszących kompetencje oraz dających kwalifikacje zawodowe to nic. Wykonywanie przez 8 lat zawodu nauczycielki, gdzie staje się na rzęsach, by mimo małych możliwości stworzyć swoim uczniom i uczennicom właściwe, godne i dobre warunki do nauki, nie są w stanie przyćmić fali „hejtu”, która wylała się w ciągu trwania przez 19 dni strajku szkolnego. Po bardzo intensywnym proteście w oświacie, angażującym pokłady energii, czasu i możliwości, jestem: „biedną, opętaną kobietą”, „idiotką”, „feminazistką”, „zadymiarką”, „lewaczką”, „pustą sbecką żmiją” albo „głupią babą”. W komentarzach na portalach społecznościowych grożono mi śmiercią, pobiciem, złożeniem zawiadomienia do prokuratury, wysyłano niewybredne opinie nt. mojego wyglądu, podważano kompetencje zawodowe. Wzywano wszelkie instytucje oraz „wszystkich świętych” do „zrobienia ze mną porządku”. I bynajmniej nie jest dobrym pocieszeniem to, że nie byłam jedyna. Fala pogardliwych wpisów, obelg i wymyślnych określeń dotyczyła tak wielu, że paradoksalnie okazało się, że nie jest to materiał dobry medialnie. Nie zrobiono reportażu o fali nienawiści. W miastach nie ogłoszono miesiąca walki z „hejtem”. Ziemia kręci się dalej, a środowisko szkolne musi żyć z łatką „obiboków”, „leni”, „nieudaczników”. I tu właśnie pojawia się pole do dyskusji. Nowa przestrzeń dla edukacji, bo widać, jak zaniedbania na tym polu się ujawniają. Mamy przecież do czynienia z wrogiem, którego strasznie trudno ujarzmić, z nienawiścią.
Kwietniowy strajk szkolny to jednak ani początek, ani koniec fali nienawiści. Krótko po nim byliśmy przecież świadkami wystąpienia Leszka Jażdżewskiego, którego przemowa tuż przed wykładem Donalda Tuska, wywołała niemałe oburzenie. Dlaczego? Dlatego, że odważył się w szczerych słowach zwrócić uwagę na problemy Kościoła katolickiego, na brak reakcji ze strony obozu władzy na wiele kłopotów ówczesnej Polski. A przecież Jażdżewski nikogo nie obraził, powiedział wyłącznie prawdę, której się nie wyrzeka. Jego wystąpienie to ważny krok dla polskiej debaty publicznej. Dość ociekania hipokryzją, zamiatania trudnych tematów pod dywan czy udawania, że Polska nie ma problemów. Dość udawania, że władza nie stosuje podwójnych standardów. Przykład aresztowanej niedawno Elżbiety Podleśnej – działaczki społecznej, aktywistki, feministki, która ośmieliła się przeciwstawić nienawiści – świetnie to oddaje. Okazuje się bowiem, że żyjemy w kraju, gdzie bez mrugnięcia okiem są łamane prawa człowieka. W kraju, w którym to tęcza obraża uczucia religijne, a nie swastyka – ta jest przecież hołubiona przez tych, którzy czują się obrażeni tęczą i nie mają z tego powodu żadnych konsekwencji, a już na pewno nie prawnych. W kraju, w którym dopuszczamy się propagowania przemocy i pozwalamy na interpelacje poselskie dotyczące wpisania tradycji palenia i topienia Judasza na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W kraju paradoksów, abstrakcji i absurdów rodem z filmów Barei. W kraju, który dumnie nazywamy Polską.
Jak widać, przed polską edukację czeka wiele wyzwań. Nauczycielki i nauczyciele nie mogą się poddać, bo to właśnie oni uczą nasze dzieci. Zresztą to od nich właśnie zależy, w jaki sposób kaganek oświaty, który niosą każdego dnia, zostanie wykorzystany przez młode pokolenie. Nie nazywajmy nauczycielek terrorystkami i nie porównujmy ich do Wermachtu, to nie przystoi. Nelson Mandela powiedział niegdyś, że „Edukacja jest najpotężniejszą bronią, której możesz użyć, by zmienić świat”, więc wykorzystajmy tę broń! Uczyńmy dzieci bycia ludźmi mądrymi, by mogli tworzyć mądry świat, w którym wszyscy znajdą dla siebie miejsce.
foto: Damian Raczkowski
