W ostatnich tygodniach mieliśmy trzy głośne incydenty, które dają do myślenia, jeżeli chodzi o granice wolności słowa i o pojmowanie tolerancji: grzywna dla piosenkarki Dody za stwierdzenie, że autorzy Biblii byli „napruci winem i brali jakieś zioła”; wybryk eks-księdza i obecnego posła Ruchu Palikota Kotlinowskiego, który wypowiadał się z mównicy sejmowej udając księdza oraz zemsta innego posła Ruchu Palikota Roberta Biedronia na małym dziecku za to, że jego ojciec jest homofobem.
Słowa Doroty Rabczewskiej (Dody) na pewno zasługują na potępienie, niezależnie od tego, czy się jest wierzącym, czy nie. Tolerancja bowiem polega nie tylko na tym, że się szanuje mniejszości seksualne i religijne, ale również na tym, że się szanuje wartości większości. Wiadomo, że gdyby ktoś w podobnym tonie wypowiedział się na temat Koranu, zaraz by w mediach zagrzmiało, że ktoś dyskryminuje mniejszość muzułmańską. A jeżeli ktoś obraża chrześcijan, to zaraz się mówi, że mu wolno, bo jest wolność słowa. Nawiasem mówiąc Doda obraziła również Żydów i muzułmanów, ponieważ oni również uważają Biblię za świętą księgę (Żydzi tylko Stary Testament).
Jako ludzie opowiadający się za dialogiem i sprzeciwiający się sianiu nienawiści powinniśmy więc stanowczo wyrazić niezadowolenie, że w ogóle takie słowa są wypowiadane w przestrzeni publicznej. Nie mniej jednak grzywna dla Dody wydaje się absurdalna. Czy za każde słowa, w których są zawarte poglądy ksenofobiczne, homofoniczne, czy antysemickie w Polsce się każe? Niestety nie. Gdyby za każde takie wykroczenie rzeczywiście karano, to sądy zajmowałaby się tylko takimi sprawami. Sam ojciec Rydzyk miałby do zapłacenia astronomiczne sumy, co doprowadziłoby do upadku jego medialnego imperium. A Niesiołowski i Palikot musieliby być skazywani za ciągłe obrażanie polityków PiS-u i głowy państwa, ś.p. Lecha Kaczyńskiego. Dlaczego więc raz się skazuje na karę grzywny, a innym razem nie? Najlepiej byłoby więc wykreślić z kodeksu karnego zapis o obrazie uczuć religijnych i o obrazie głowy państwa.
Robert Biedroń otrzymał obelżywą wiadomość od homofoba na Facebooku. Bez wątpienia życie homoseksualisty w Polsce jest trudne i należy współczuć panu posłowi. Ale to, co zrobił w ramach odwetu jest zwyczajnym świństwem. Udostępnił zdjęcie dziecka danego homofoba z Maryją w tle na swojej tablicy i stwierdził, że „nie mógł oprzeć się pokusie”. Panie pośle, nie ma, co wywoływać wilka z lasu. Jeżeli pan kandyduje do Sejmu i otwarcie mówi o swoim homoseksualizmie, musi się Pan liczyć z nieprzyjemnymi komentarzami w kraju, w którym przynajmniej część społeczeństwa ma homofobiczne poglądy. A udostępnianie zdjęcia niewinnego dziecka raczej nie służy pana sprawie. Powinien pan szanować nawet tych, którzy pana nie szanują – tylko w ten sposób może pan się przyczynić do zwiększenia tolerancji.
Kotlinowski z kolei proponował posłom, którzy zagłosowali za zachowaniem Funduszu kościelnego, aby udali się do niego do spowiedzi. Czy podsycanie konfliktów służy ich rozwiązywaniu? Czy pójście na wojnę z Kościołem rzeczywiście ograniczy jego wpływy, a może wręcz przeciwnie episkopat będzie mógł to wykorzystać w celach martyrologicznych? Niezależnie od tego, należy jeszcze raz podkreślić, że tolerancja religijny oznacza również szacunek dla największej religii w Polsce. Z wpływami Kościoła katolickiego można walczyć w znacznie bardziej elegancki sposób. I jako liberalny demokrata potępiam metody Ruchu Palikota w tym zakresie.