Że w polskiej polityce Wersal się skończył, wiadomo było nie tylko od czasu, kiedy Andrzej Lepper obwieścił to w Parlamencie. Większe lub mniejsze afery z udziałem polityków, ich kłamstwa i oszustwa zdarzały się od samego początku ustrojowej transformacji. Zawsze jednak starano się je wstydliwie ukrywać, a kiedy było to niemożliwe, środowiska polityczne, do których należeli sprawcy owych nieetycznych czynów, zdecydowanie się od nich odcinały i zachowania te potępiały. Hipokryzja, jak powiadają, jest hołdem złożonym cnocie przez występek. Dlatego zło, polegające na łamaniu prawa i zasad moralnych, w świadomości społecznej złem pozostawało.
Sytuacja zaczęła się szybko zmieniać po dojściu do władzy PiS-u w 2015 r. Co prawda, symptomy tej zmiany zaczynały być widoczne już za poprzednich rządów tej partii w latach 2005 – 2007, ale był to okres zbyt krótki, aby demoralizatorski wpływ filozofii rządzenia tego ugrupowania wyraźnie zaznaczył się w polskim społeczeństwie. O ile w poprzednich latach nieetyczne działania zdarzały się sporadycznie i spotykały się z powszechną krytyką, o tyle po 2015 roku zostały one zaakceptowane jako skuteczny oręż w dążeniu do władzy i jej utrzymania. Podziwiany przez wielu „geniusz” Jarosława Kaczyńskiego polega na tym, aby postępując nieetycznie, niezmiennie zarzucać brak etyki w poczynaniach przeciwników politycznych.
Niemoralny charakter filozofii rządów PiS polega na zastąpieniu uniwersalizmu etycznego partykularyzmem oraz etyki deontologicznej etyką teleologiczną. Uniwersalizm etyczny oparty jest na uniwersalnych normach moralnych, które obowiązują wszędzie i zawsze. Etyczny partykularyzm, to moralność „naszości”; dobre jest to, co jest dobre dla naszego narodu lub naszego środowiska. Etyka deontologiczna odrzuca kryterium skuteczności w moralnej ocenie czynów, sprzeciwiając się przekonaniu, że cel uświęca środki, co z kolei jest głównym założeniem etyki teleologicznej, w której moralność celu usprawiedliwia zastosowanie niemoralnych środków do jego osiągnięcia.
Do etycznego partykularyzmu, zwanego też „moralnością Kalego”, zaliczyć trzeba wiele spektakularnych posunięć pisowskiej władzy. Należy do nich osławiona polityka historyczna, która każe dostrzegać wyłącznie dobre strony historii Polski, a przemilczać wszystko to, co w niej było złe. Dziwacznie pojmowany patriotyzm, którym jest ona uzasadniana, nie pozwala rzetelnie rozliczyć się z przeszłości z naszymi sąsiadami i fałszuje obraz rzeczywistego udziału Polaków w Holokauście. Przesadne akcentowanie pomocy, z jaką Żydzi spotykali się ze strony Polaków w czasie okupacji, przy jednoczesnym minimalizowaniu częstości postaw niegodziwych i zbrodniczych, jest nie tylko budowaniem fałszywego obrazu w świadomości społecznej. Jest to przede wszystkim karygodna rezygnacja z okazji, aby uświadamiać ludziom, zwłaszcza młodym, do czego może prowadzić nacjonalizm i ksenofobia, które Żydów – obywateli polskich, kazały traktować jak obcych, co jednych czyniło obojętnymi na ich los, a innych zachęcało do pomocy nazistom w ich unicestwianiu. W pedagogice społecznej nie wystarczy wychwalać bohaterów, którzy z narażeniem życia spieszyli z pomocą swoim żydowskim współobywatelom, ale trzeba też jednoznacznie i bezlitośnie potępiać tych, niestety licznych, Polaków, którzy pomagali Niemcom w Holokauście.
Tymczasem wszelkie próby historyków, twórców filmowych i pisarzy, którzy próbują rzetelnie przedstawiać zdarzenia z czasu II wojny światowej i przypadki pogromów ludności żydowskiej już po wojnie, spotykają się z nienawiścią tych, którzy chcieliby o tym zapomnieć, aby nic nie mąciło szlachetnego obrazu polskiego bohaterstwa i ofiarności. Taka postawa to nie jest patriotyzm, to jest pożywka dla współczesnego antysemityzmu i ksenofobii. A resort sprawiedliwości, kierowany przez Zbigniewa Ziobrę, wykazuje zadziwiającą opieszałość i pobłażliwość w ściganiu antysemickich wybryków. Prokuratorzy, którzy wykazują w tych sprawach normalną aktywność, są nawet karani, jak to było w przypadku prokuratorki, która doprowadziła do skazania byłego księdza Międlara za jego antysemickie wystąpienia.
Infantylny patriotyzm pisowskiej władzy wyraził się także w zmianie charakteru ekspozycji Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Humanistyczny, uniwersalny jej wydźwięk nie spodobał się nowej władzy, dla której udział Polaków został za mało wyeksponowany. Cóż, jeśli się nie szanuje proporcji, łatwiej narazić się na śmieszność światowej opinii niż zyskać jej uznanie.
Partykularyzm etyczny władzy „dobrej zmiany” dał o sobie znać w sprawie uchodźców. Niech sobie Europa pomaga uchodźcom, a my nie godzimy się na żadne ustalenia kwoty dotyczącej ich przyjęcia, na które zgodził się poprzedni rząd. Prezes Kaczyński przestrzegał przed chorobami, które uchodźcy roznoszą, a premier Szydło przed znajdującymi się wśród nich terrorystami.
Na społeczne efekty tej kampanii ksenofobii nie trzeba było długo czekać. W Polsce, gdzie stosunek do obcokrajowców był na ogół przyjazny, nastąpiła zasadnicza zmiana. Ludzie o ciemniejszym kolorze skóry stali się nagle wrogami. Liczba napaści na obcokrajowców, także tych, którzy już od dłuższego czasu przebywali w Polsce, stała się zastraszająca. Świadczy to o zdziczeniu obyczajów, za które pełną odpowiedzialność ponosi Zjednoczona Prawica.
Do etycznego partykularyzmu nawiązuje również strategia dzielenia i konfliktowania środowisk społecznych. PiS występuje w roli obrońców ludu, ugrupowania, które troszczy się o zwykłych ludzi. Tym zwykłym ludziom przeciwstawia się różne grupy społeczne, które jakoby przeszkadzają dobrej władzy w realizacji jej szczytnych celów. W różnych okresach tymi grupami byli lekarze, nauczyciele, dziennikarze i sędziowie. Tak się składa, że zawsze są to ludzie wykształceni, stanowiący elitę intelektualną, która czuje się w obowiązku krytycznie oceniać działania władzy. Stąd politycy i ideolodzy PiS-u otwarcie mówią o potrzebie wymiany elit. Ta wymiana polegać ma na zastąpieniu elit wobec władzy krytycznych na elity tej władzy posłuszne. Aby tak się stało, trzeba obecne elity skompromitować, pokazać ludowi, że to są „łże elity”, nie zasługujące na to, by prości ludzie się nimi przejmowali i słuchali ich argumentów. Propagandyści PiS-u przy każdej okazji przypominają więc te same historie: o lekarzu, który jakoby uśmiercał swoich pacjentów i lekarzach łapownikach, o sędzi, który ukradł w sklepie kiełbasę i sędzi, który przywłaszczył sobie wiertarkę, o leniwych nauczycielach mających zbyt dużo wolnego czasu czy o dziennikarzach piszących szkodzące Polsce teksty na zamówienie zagranicznych właścicieli ich pism czy kanałów radiowych i telewizyjnych.
Dzielenie społeczeństwa przez wskazywanie wrogich środowisk, którym zwykli ludzie powinni odmówić jakiegokolwiek wsparcia, nie tylko niszczy narodową wspólnotę, ale ma silny wpływ demoralizujący. Podważa bowiem kulturotwórczą rolę elit profesjonalnych w społeczeństwie. Ludzie przestają cenić wartość wykształcenia, a tym samym wiedzy w rozwiązywaniu rozmaitych problemów i sprawnym funkcjonowaniu państwa. Utrata zaufania do profesjonalistów i ekspertów, traktowanych jako kasta dbająca wyłącznie o własne interesy, prowadzi do regresu cywilizacyjnego. Skoro bowiem odmawia się racjonalności wiedzy pozostaje irracjonalność wiary. Nieprzypadkowo coraz więcej ludzi w Polsce próbuje się leczyć nie u lekarzy, a u znachorów, energoterapeutów czy cudotwórców obdarzonych szczególnymi zdolnościami; poszukuje pomocy w rozwiązywaniu swoich osobistych problemów nie u psychoterapeutów, a u wróżbitów i trenerów osobistych; bez zastrzeżeń zaczyna wierzyć w rozmaite teorie spiskowe, w szkodliwość szczepień ochronnych, w prawdziwość poglądów kwestionujących kulistość Ziemi czy podważających teorię ewolucji, którą zastępuje się kreacjonizmem, czyli biblijną opowieścią o stworzeniu świata przez Boga. Ewidentnym przykładem upadku racjonalności jest 30% Polaków wyznawców religii smoleńskiej, którzy są głusi na gruntownie uzasadnione argumenty ekspertów z komisji Jerzego Millera. Za ten zalew ciemnoty i kpiny ze zdrowego rozsądku odpowiedzialność ponosi Zjednoczona Prawica, niszcząca wspólnotę narodową w imię własnych partykularnych interesów.
W cywilizowanym świecie, w którym obowiązują zasady humanizmu, nie do przyjęcia jest etyka teleologiczna, w której cel uświęca środki. Tymczasem PiS bez skrupułów kieruje się właśnie taką etyką. Wszystko, co znajduje się na drodze do realizacji celów tego ugrupowania jest niszczone bez względu na koszty społeczne czy moralne. Zdumiewa łatwość, z jaką łamane są normy prawne i zwyczajowe. Przewaga tej partii w Parlamencie wykorzystywana jest bezwzględnie, bez oglądania się na przyjęte zwyczaje i kulturę polityczną. Przegrane głosowanie, bo zabrakło na sali wystarczającej liczby posłów rządzącej partii, jest pod byle pretekstem powtarzane; posłom opozycji wyłącza się mikrofon albo skraca czas wypowiedzi do minimum; ustawy uchwalane są w tempie ekspresowym, bez społecznych konsultacji; protesty posłów opozycji są często kwalifikowane przez pisowskiego marszałka jako zakłócanie porządku i surowo karane.
Marginalizowanie i upokarzanie opozycji jest jednak niczym w porównaniu z cynicznym łamaniem prawa, kiedy jest ono niewygodne dla pisowskiej władzy. Prezes PiS-u, jego rząd i prezydent zdecydowali się rządzić według własnych reguł, a nie reguł prawa obowiązującego. Symboliczny był entuzjazm posłów tego ugrupowania, którzy na stojąco oklaskiwali wypowiedź marszałka seniora Kornela Morawieckiego na początku poprzedniej kadencji Sejmu, że prawo nie może być ponad narodem, to naród musi być ponad prawem. Wypowiedź ta stała się mottem poczynań rządzącej partii, która zasłaniając się mandatem otrzymanym od suwerena, dowolnie interpretuje Konstytucję i nie przejmuje się decyzjami konstytucyjnych organów państwa, jeśli nie są po jej myśli. Uderzająca jest arogancja i konsekwencja pisowskiej władzy na tym polu. Reforma sądownictwa w jej wydaniu, której pozornym celem jest usprawnienie systemu wymiaru sprawiedliwości, a rzeczywistym – podporządkowanie władzy sądowniczej władzy wykonawczej, dokonywana jest drogą kolejnych deliktów konstytucyjnych. Uzasadnianie prawomocności tych działań przez posłusznych władzy prawników zgrupowanych wokół Zbigniewa Ziobry w Ministerstwie Sprawiedliwości, jest naiwne i niewiarygodne nawet dla laików. Mimo że „reforma” ta budzi zdecydowany sprzeciw środowisk prawniczych w Polsce i w Europie, mimo protestów społecznych przeciwko niszczeniu trójpodziału władzy, a w rezultacie – demokracji liberalnej, mimo ostrzeżeń Komisji Weneckiej i komisji Europejskiej, która skierowała sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, stanowisko polskiego rządu i prezydenta pozostaje w tej sprawie niezmienne. „Ja mam w nosie tych 60 – przepraszam bardzo – profesorów, bo ja jestem za Polakami” – stwierdził wiceminister Janusz Kowalski na antenie Polsat News, w reakcji na decyzję Sądu Najwyższego niezgodną z oczekiwaniami władzy.
Ta bezczelna nieugiętość pisowskiej władzy okazuje się jednak dla wielu ludzi imponująca. Dotyczy to nawet niektórych polityków opozycji, którym taka łatwość w zastępowaniu niewygodnych reguł własnymi, a także odporność na powszechną krytykę i protesty („Słychać wycie? Znakomicie” – jak napisał na Twitterze wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik) nie wydawała się wcześniej możliwa. W szerokich kręgach społecznych doszło do niebezpiecznej zmiany mentalnej, która polega na zakwestionowaniu podstawowej wartości, jaką jest poszanowanie przyjętych uniwersalnych zasad w życiu społecznym. Nic nie jest niemożliwe i nieodwracalne, kiedy się walczy o swoje. Dawne pejoratywne określenie „po trupach do celu”, nabrało nowego znaczenia, świadczy o odwadze i determinacji. Czy mogą zatem dziwić coraz częściej się pojawiające ekscesy w salach sądowych, gdy niezadowoleni z wyroku głośno demonstrują swój sprzeciw, a nawet próbują fizycznie atakować sędziów? Coraz częściej spotyka się nadmierną roszczeniowość i towarzyszącą jej agresję, na co skarżą się lekarze, nauczyciele czy sprzedawcy rozmaitych usług. Szybko rośnie skala różnych oszustw, których dopuszczają się obywatele wobec państwa, zabiegając o rozmaite nienależne ulgi i świadczenia. Jak widać, przykład idzie z góry.
Kierowanie się przez PiS teleologiczną etyką widoczne jest także w stosowaniu prowokacji, jako narzędzia w walce politycznej. Tym zajmują się podporządkowane władzy służby specjalne. Już w okresie pierwszych rządów PiS zasłynął w tym Mariusz Kamiński, jako szef CBA, snujący misterną sieć prowokacji wobec Andrzeja Leppera, oraz jego czołowy agent Tomek, uwodzący posłankę PO. Ten sam agent, skonfliktowany ze swoimi dawnymi mocodawcami, opowiedział ostatnio w programie TVN o niedopuszczalnych praktykach stosowanych w środowisku tych służb. W normalnym demokratycznym kraju spowodowałoby to publiczny wstrząs, którego skutkiem byłaby fala degradacji i próby reorganizacji służb specjalnych. W Polsce opinia publiczna przyjęła to ze wzruszeniem ramion. Przecież wiadomo, że pisowska władza tak właśnie działa, poszukując prowokacji, pomówień i rozmaitych „haków” na swoich przeciwników. Próby odzyskania Senatu przez usilne starania, aby skompromitować marszałka Grodzkiego, też nie robią większego wrażenia – „Sorry, tak u nas wygląda walka polityczna”.
Rządy Prawa i Sprawiedliwości kiedyś się skończą, ale spustoszenie moralne, jakie po nich pozostanie, może nam towarzyszyć przez długie lata. Jest obawa, że przyszłe rządy nie będą skłonne tak łatwo zrezygnować z niektórych rozwiązań, które choć niezgodne z prawem lub dobrymi obyczajami, okazały się skuteczne dla utrzymania władzy. Największym zagrożeniem dla jakości życia społecznego byłoby upowszednienie obecnych form sprawowania władzy w państwie. Prowadzi do tego utrwalanie opinii głoszonych przez tzw. symetrystów, że w Polsce nic nadzwyczajnego się nie dzieje, że PiS jest normalną partią polityczną, która być może przekracza dopuszczalne normy, ale wiele się pod tym względem nie różni od innych partii, które w przeszłości robiły to samo. Należy jednak zwrócić uwagę, że PiS, hołdując moralnemu partykularyzmowi i etyce teleologicznej, otwarcie podważa zasady moralne cywilizacji zachodniej, oparte na racjonalności i humanizmie. Z tych zasad wynikają wartości dotyczące demokracji liberalnej i praw człowieka. Poza skrajną prawicą, żadna partia w Polsce po 1989 roku nie ośmieliła się tych wartości kwestionować. Otóż tych wartości należy bronić wszelkimi sposobami, bo tylko ich przestrzeganie może nas uchronić przed pogrążeniem się w moralnym bagnie populizmu.