Wszystko wskazuje na to, że 28 czerwca odbędą się jednak wybory prezydenckie. Nie wszyscy są zgodni co do tego, czy będą legalne. Można więc już teraz założyć, że będą miały trzy tury, a przegrana w głosowaniu strona będzie usiłowała podważyć ich wynik na gruncie sporu prawnego o ich ważność. Jako że polska polityka swoim wyrafinowaniem bardzo często przypomina zachowania środowisk kibolskich, można to – nieco przewrotnie – porównać do filozofii trzech połów meczu piłki nożnej, z których dwie rozgrywane są na boisku i przynoszą określony wynik w bramkach, zaś trzecia polega na wzięciu sprawy w swoje ręce przez kibiców, czasem na stadionie, a czasem poza jego obrębem.
Obojętnie jak to się zakończy, obywatel o liberalnych poglądach musi powoli zastanowić się, co zrobi 28 czerwca. Nie potrafimy przewidzieć, czy wynik wyborów się ostanie i zadecyduje o obsadzie urzędu prezydenckiego do 2025 r., czy jednak zostanie podważony i jesienią (albo za rok) będziemy głosować ponownie. Istnieje jednak niemałe prawdopodobieństwo, że się ostanie, stąd pierwsza i podstawowa rzecz jest jasna: musimy w wyborach wziąć udział i zmobilizować się maksymalnie. Walka toczy się bowiem dosłownie o przyszłość demokracji i wolności obywatela w Polsce. Nie może być żadnej wątpliwości co do tego, że gdyby system zamknął się tym ostatnim zaworem na minimum 3 lata (do jesieni 2023, gdy planowane są kolejne wybory parlamentarne), to PiS dokończy dzieła przejęcia państwa przez partię i objęcia partyjną kontrolą wszystkich instytucji, czyniąc swoją władzę nieusuwalną, a swoich funkcjonariuszy już całkowicie bezkarnymi. Zniewolenie obywatela i społeczeństwo dwuklasowe z uprzywilejowaną kastą partyjnych aparatczyków staną się ostatecznym faktem.
Stąd jasna jest także druga sprawa. Podstawowym i w zasadzie jedynym celem liberalnego obywatela w tych wyborach jest dezinstalacja pisowskiego, partyjnego aparatczyka Andrzeja Dudy ze stanowiska prezydenta RP. Wszystko inne jest drugorzędne i musi być temu celowi podporządkowane. Skoro tak, to z tego wniosku, przynajmniej dla mnie osobiście, wynika pewien dylemat, nad którego rozwiązaniem obecnie się zastanawiam i postanowiłem się nim z Czytelnikami tutaj podzielić.
Nie ulega dla mnie większej wątpliwości, że najbardziej liberalnym kandydatem w powstałej stawce jest Rafał Trzaskowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej. To dość jasne, nawet jeśli gdzieniegdzie na jego liberalizm zarówno gospodarczy, jak i tym bardziej światopoglądowy można ponarzekać. Owszem, można. Jednak biorąc pod uwagę kontekst, w którym jest polska polityka, Trzaskowski jest politykiem wyraziście liberalnym. Niewielu aktywnych obecnie polityków jest w tej konkurencji lepszych od niego. Gdyby więc w wyborach przyjmować kryterium wyboru kandydata najbliższego nam światopoglądowo, a za cel uznać wybór jak najbardziej liberalnego prezydenta RP, to Trzaskowski byłby bezdyskusyjnie kandydatem liberalnego obywatela.
Ale w obecnym położeniu Polski, jak wcześniej zaznaczyłem, celem jest usunięcie Dudy z urzędu i uniemożliwienie PiS zamknięcia systemu władzy na ponad 3 lata minimum. Celem jest uzyskanie możliwości sparaliżowania rządu PiS poprzez prezydenckie weto. A zatem kryterium kluczowym staje się nie światopogląd kandydata, a jego wybieralność w potencjalnej II turze przeciwko Dudzie. Głosowanie zaś, już w I turze, zyskiwać musi znamiona głosowania taktycznego.
Dlatego, niestety, liberalny obywatel musi obserwować sondaże potencjalnych pojedynków w II turze i na podstawie wynikających z nich wniosków być może zmodyfikować swoje plany wyborcze. Trzaskowski to gra va banque. Przy wygranej rezultat byłby idealny, wygrana najwyższa dla liberalnego wyborcy. Ale ryzyko porażki jest – jak na razie pokazują sondaże – większe niż gdyby zagrać ostrożnie.
Zagrywką ostrożniejszą byłby głos na Szymona Hołownię. Hołownia nie jest i nigdy nie będzie liberałem. To relatywnie nowoczesny chadek z silnie konserwatywnym rysem, który to rys co prawda deklaruje zachować dla siebie, jako element prywatnego światopoglądu, ale zawsze jest pytanie, czy takim deklaracjom można po prostu zaufać? W polityce? W starciu na programy i światopoglądy nie ma szans z Trzaskowskim u liberalnego wyborcy. Ale – także m.in. dlatego – badania opinii publicznej dają mu większe szanse na pokonanie Dudy w II turze, a więc osiągnięcie jedynego istotnego celu tych wyborów.
Ten tekst nie jest agitką na rzecz żadnego z tych dwóch kandydatów (jest natomiast jasnym głosem za usunięciem Dudy z urzędu). Nie zawrę tutaj ostatecznej rekomendacji, zwłaszcza że na nią byłoby jeszcze za wcześnie. Sondaże pokazują, że Duda słabnie. Jak bardzo osłabnie w ciągu tych 3 tygodni do 28 czerwca? Jeśli będzie dalej słabł, to sondaże pokażą, że przegrywa i z Hołownią, i z Trzaskowskim znaczącą różnicą. Wtedy oczywiście liberalny obywatel może i powinien kierować się światopoglądem kandydatów. Ale co jeśli Duda będzie się w miarę trzymać i niektóre sondaże będą pokazywać, że przegrywa z Hołownią, a z Trzaskowskim remisuje lub z nim minimalnie wygrywa? Wówczas musimy uwzględnić taktyczny aspekt głosowania. Liberalny obywatel zawsze należał do najbardziej odpowiedzialnych za Polskę. Świetnie byłoby mieć liberalnego prezydenta. Jednak najważniejsze jest mieć prezydenta antypisowskiego. Inaczej do 2025 r. nasz kraj tak się może zmienić, że nadal nie będziemy mogli wybrać liberalnego prezydenta, ale już nie przez rozkład poparcia społecznego, ale po prostu dlatego, że liberała na to stanowiska nie nominuje prezes PiS…