Słowo „zły” użyte w tytule jest oczywiście eufemizmem – kultura nie pozwala mi w sposób dosadny określić uczuć, które obecnie żywię do Platformy Obywatelskiej. Czarę goryczy przelała sytuacja z sobotniego (6 maja) Marszu Wolności. Przedstawiciele Stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza, którzy stojąc spokojnie z banerem „Nie ma wolności bez równości”, zostali potraktowani w sposób urągający wszelkim zasadom, przyświecającym rzekomo marszowi. Zostali wypchnięci siłą, opluci i nazwani „marginesem”. Nikomu, kto ma jakąkolwiek świadomość społeczną, nie trzeba tłumaczyć, że środowisko LGBT nie jest „marginesem”. To rzesza ludzi, którym przysługują takie same prawa jak heteroseksualnej większości. Tym, co się stało w sobotę, Platforma nie tylko udowodniła, że wg niej osobom LGBT nie należą się równe prawa, ale co gorsze pokazała, że nie można nawet o te prawa się upominać.
Do Platformy Obywatelskiej i jej działań na rzecz równości, państwa tolerancyjnego, wolnego od uprzedzeń można mieć wiele pretensji. O to, że przez osiem lat swoich rządów nie udało się jej wprowadzić choćby minimum, którym są związki partnerskie. O to, że nigdy nie pokusiła się o nowelizację kodeksu karnego tak, aby chronił przed nienawiścią i przemocą motywowaną homofobią i transfobią. O to, że gdy atakowano organizacje działające na rzecz praw osób LGBT Platforma, mająca być głosem obywateli (a przecież geje i lesbijki to też obywatele) milczała. Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz – Waltz nie zareagowała, gdy obiektem ataku stały się Kampania przeciw Homofobii i Lambda Warszawa. Ale, w myśl starego porzekadła „w cudzym oku źdźbło, a we własnym belki nie”, złożyła kwiaty pod amerykańską ambasadą, gdy doszło do homofobicznego ataku w Orlando. Pani Prezydent ani żadnego innego polityka Platformy nie stać na to, aby w imię wolności, solidarności i szacunku, o których to wartościach tak dużo mówią, pójść w Paradzie Równości – święcie właśnie wolności, równości, solidarności i szacunku. Nie było Pani Prezydent stać też na symboliczną odmowę marszu ONR w kwietniu tego roku.
Teraz Platforma i Hanna Gronkiewicz – Waltz żądają od ministra Ziobry wniosku o delegalizację ONR – u. Nasuwa się jednak podstawowe pytanie – ONR nie powstał w 2017 roku, jego program nie zmienił się od 83 lat, więc gdzie była Platforma przez osiem lat swoich rządów? Jedynym, który przeciwstawił się brunatnej fali był Bartłomiej Sienkiewicz, ale poparcia partii nie było widać. Odnieść można wrażenie, że polityczne kalkulacje zawsze zwyciężą nad poczuciem ludzkiej przyzwoitości. Głosu zdecydowanego potępienia tego, co robi ONR i inne organizacje nacjonalistyczne, szerzące nienawiść, nie było i nadal nie słychać z ust najważniejszych polityków Platformy. I żądanie od Zbigniewa Ziobry delegalizacji ONR – u nie zmieni mojego przekonania, że Platformie wcale nie zależy na państwie równych praw i szacunku dla wszystkich.