Na niedzielne referendum nie pójdę z kilku fundamentalnych przyczyn:
- Po pierwsze nie godzę się na deprecjonowanie wagi ważnego w demokracji narzędzia jakim jest referendum. W referendach, które powinny być ogłaszane w sytuacjach nadzwyczajnych, obywatele powinni decydować o fundamentalnych sprawach dla państwa. Taką sprawą była kwestia wejścia Polski do Unii Europejskiej czy powinna być sprawa ewentualnego przyjęcia wspólnej waluty euro. Krótkowzroczni politycy ogłaszając referenda w sprawach małej wagi, umniejszają rangę tego wydarzenia a w efekcie mogą osiągnąć jedynie zniechęcenie ludzi do uczestnictwa w takim głosowaniu. Głęboko sprzeciwiam się też odwoływaniu się do instytucji referendum pod wpływem paniki. Bronisław Komorowski ogłosił referendum w sposób zupełnie nieprzemyślany, podejmując decyzję w czasie jednej nocy, kierując się jedynie swoim (w dodatku absolutnie źle rozumianym) politycznym interesem.
- Po drugie jestem fundamentalnym przeciwnikiem wprowadzenia systemu większościowego czyli JOWów w modelu brytyjskim. To niesprawiedliwy system, który zamiast proporcjonalnego odzwierciedlenia poglądów obywateli w Sejmie, oferuje rozwiązanie w którym zwycięzca bierze wszystko. To fundamentalnie niebezpieczne, szczególnie w kraju o takim natężeniu sporu politycznego jak w Polsce. To paradoks, że Platforma broniąca systemu ustrojowego Polski po 1989 roku popiera to rozwiązanie, a PiS które chce jego zmiany jest przeciw. JOW-y to krótka droga do rozhuśtania ustroju Polski, większa szansa na zgromadzenie przez dany obóz polityczny większości konstytucyjnej. JOW-y wreszcie ugruntują, zakonserwują system polityczny w Polsce na dwie największe partie PO i PiS, likwidując w zasadzie mniejsze ugrupowania. Każda osoba, która ma dość jakości konfliktu politycznego i debaty politycznej na linii PO – PiS powinna być przeciw JOW-om. Dlatego naprawdę śmieszne to albo wręcz straszne, że za JOWami opowiada się Paweł Kukiz czy Ryszard Petru. Dla ich partii wprowadzenie JOWów oznacza anihilację z życia politycznego. A już argumentacja Petru, że namawia do głosowania na „TAK” za JOWami, bo jest za modelem niemieckim jest dla mnie skrajnie niezrozumiała, ponieważ pytania o model niemiecki po prostu w tym referendum nie ma.
- Po trzecie chce żeby partie polityczne były finansowane z budżetu państwa co zapewnia im minimum niezależności i asertywności w kontaktach z biznesem. Populizmem jest twierdzenie, że środki jakie przeznaczamy na partie są tak wielkim obciążeniem dla budżetu państwa. Warto system finansowania partii z budżetu reformować – tworząc w Polsce fundacje polityczne na wzór niemieckich (np. Fundacji im. Konrada Adenauera), zmuszając partie do przeznaczania środków na prace programowe, ograniczając wydatki marketingowe np. na reklamę wielkoformatową. O tym należy rozmawiać. Ale tego nie dotyczy niemądre pytanie referendalne.
- Po czwarte pytanie o rozstrzyganie sporów dotyczących spraw podatkowych w przypadku niejasności na rzecz podatnika jest z założenia absurdalne. Żyjemy w państwie prawa, a więc oczywistym powinno być, że urzędy skarbowego stosują taką praktykę a zadaniem ministerstwa finansów i sądów powinno być pilnowanie tej zasady.
