Szeroko komentowana w mediach sprawa zmian w Ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej to tylko jeden z kroków PiS, czy szerzej – strony katolickiej – mający utrudnić mówienie o historii Polski. Choćby w 2013 roku – PiS próbowało wprowadzić prawny zakaz jakiegokolwiek publicznego oskarżania polskich antykomunistycznych partyzantów o udział w masowych zbrodniach. Tutaj też powoływano się na rzekomą obronę dobrego imienia Polaków. W praktyce jednak chodziło o uciszenie ludzi mówiących o zbrodniach NSZ czy NZW. PiS lubi się dopuszczać przekręcania historii w tej kwestii. Przykładem może być forsowanie gdzie się da – od szkół, po armię – pojęcia „żołnierze wyklęci”, które ma pomóc przedstawiać partyzantów NSZ i podobnych formacji, jako bohaterów walczących o wolność. Manipulacje idą tutaj tak daleko, że latem 2017 roku, TVP Historia pokazała zdjęcia ofiar NSZ z Wierzchowin – jako zdjęcie ofiar UPA.
Dlaczego PiS – i w ogóle opcja katolicka – tak chce uciszać tych, którzy mówią o pewnych sprawach? Ugrupowania takie jak PiS i RN, otwarcie mówią o tym, że katolicyzm jest fundamentem ich myśli politycznej. Chcąc bardziej umocnić się wizerunkowo, odwołują się dodatkowo do konkretnych historycznych postaci i organizacji (jak wspomniane NSZ) – stawiając siebie w roli kontynuatora ich prac. Organizacje i osoby te nie mają jednak tak ładnej historii, by otwarcie chwalić się nią przed społeczeństwem. Dopuszczały się mordowania ludności cywilnej, gwałtów, okaleczeń, kolaboracji z Trzecią Rzeszą. Jeżeli takie rzeczy ciążą na nich – a także na katolicyzmie, który motywował i usprawiedliwiał te zbrodnie – to ciążą też na partiach, takich jak PiS, sugerując do czego mogą być zdolne w przyszłości, mając takie wzorce.
W takiej sytuacji, wygodne jest dla PiS straszenie karami za mówienie o tych sprawach. Forsowane zmiany w Ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej zakładają, że karać ma się wszystkich, którzy obwiniają Polaków o zbrodnie „wbrew faktom”. Kto jednak tu zdecyduje o tym, jakie są „fakty”? IPN potrafił już podważać prawdziwość własnych ustaleń (np. w kwestii Romualda Rajsa i Zygmunta Szendzielarza). Może więc dojść nawet do sytuacji, w której ktoś cytując książkę czy dokument IPN, zostanie skazany – ponieważ IPN uzna, że i tak głoszone są jakieś treści „wbrew faktom”. Wszystko zależy tu od uznaniowości i chwilowej potrzeby.
Zmiany, których domaga się PiS mają rzekomo bronić wizerunku Polski – ale skutek będzie całkowicie odwrotny. Polska przez takie inicjatywy, zacznie być postrzegana jako państwo, które ucisza ludzi poruszających tematy niewygodne dla władzy. Będzie też postrzegana jako państwo promujące ksenofobię, antysemityzm i nienawiść na tle wyznaniowym. Poprzez wybielanie organizacji, które dopuszczały się zbrodni na tym tle i dawanie w ten sposób legitymacji do działania, ich współczesnym odpowiednikom.