Wydawałoby się, że właśnie teraz, podczas pandemii jest najlepszy czas dla ugrupowań lewicowych, ale ta prognoza zdaje się nie mieć zastosowania w praktyce. Dlaczego Lewica nie idzie w notowaniach do góry? Odpowiedzi należy szukać w zrozumieniu czynnika ludzkiego.
Pół roku po wyborach prezydenckich, w atmosferze pandemii i Strajku Kobiet, wszyscy uważnie przyglądają się sondażom poparcia. Jednak wbrew oczekiwaniom, te jak na złość nie zmieniają się jakoś drastycznie. Wybory parlamentarne w 2019 roku tchnęły w wielu ludzi nadzieję, że oto pojawiają się nowe ugrupowania, które będą stanowić obiecującą alternatywę dla wyboru pomiędzy PiS-em a KO. Do Sejmu weszła m.in. Lewica, której poparcie po upływie roku utrzymuje się mniej więcej na poziomie 7%. Wydawałoby się, że właśnie teraz, podczas pandemii jest najlepszy czas dla ugrupowań lewicowych, ale ta prognoza zdaje się nie mieć zastosowania w praktyce. Dlaczego Lewica nie idzie w notowaniach do góry? Odpowiedzi należy szukać w zrozumieniu czynnika ludzkiego.
Niewidzialny gracz polityczny
Czynnik ludzki odgrywa strategiczną rolę. Każdy, mniej lub bardziej świadomie, zawsze gdzieś z tyłu głowy kalkuluje, jak dana czynność przełoży się na jego własne, jednostkowe położenie. Zazwyczaj bilans osobistych zysków i możliwych strat ma decydujący wpływ na nasze wybory i wyższa konieczność indywidualna wygrywa z wyższym dobrem ogółu, jeśli postawi się te wartości na dwóch przeciwstawnych szalach. Czynnik ludzki jest z nami od zarania dziejów. Pomimo różnych doświadczeń historycznych, rozwoju myśli i etyki, jest w dalszym ciągu niepokonany. Nie zmieniła tego nawet II wojna światowa, która była wstrząsającym doświadczeniem, mającym zmienić naszą zbiorową świadomość na zawsze. Problem czynnika ludzkiego stał się wyraźnie kłopotliwy w czasie pandemii, kiedy szczególnego znaczenia nabiera współdziałanie i dobro ogółu. Nagle okazuje się, że wiele osób jest gotowych złamać obostrzenia, specjalnie nie przejmując się stwarzanym zagrożeniem dla innych. Ostatnio fala krytyki spływa na właścicieli barów i restauracji otwierających swoje lokale, ale ku dużemu zaskoczeniu, okazało się, że jest całkiem sporo chętnych do skorzystania z takiej opcji. Znalazło się ich przynajmniej na tyle dużo, żeby wypełnić imprezę taneczną w barze po brzegi. Raczej trudno doszukiwać się w tych ludziach zimnokrwistych morderców. Właściciele lokali gastronomicznych decydują się na otwarcie, ponieważ nie mogą liczyć na wsparcie rządu, a ich goście zapewne też mają dość siedzenia w domu. Oba przypadki pokazują, że własny interes wygrywa z hasłami o solidarności. Nawet abstrahując od sytuacji zagrożenia życia, ta sama praktyka odnosi się do spraw bardziej błahych. Wielu z nas krytycznie ocenia sposób traktowania pracowników przez Amazona, ale już niewielu zrezygnuje z zakupu tam czegoś, co ciężko znaleźć gdzieś indziej. Czynnik ludzki w ten sposób zarządza nie tylko większymi czy mniejszymi wyborami życiowymi, ale ma także wpływ na te polityczne.
Jeśli wyborca jest osobą wierzącą, to będzie się obawiał, że partia postulująca rozdział Państwa od Kościoła utrudni mu uczestniczenie w kulcie, którego potrzebuje. Spora część czynnika ludzkiego jest kształtowana przez podsycanie prymitywnych lęków. Wiele osób zostało nastraszonych muzułmańskimi imigrantami czy osobami LGBT i te obawy często są bagatelizowane oraz traktowane raczej niczym śmieszny zabobon, niż jako coś nad czym warto się pochylić. Ale one przeradzają się później w twardy opór przeciwko zmianom, ponieważ u ich podstawy leży, nawet nie strach przed nieznanymi sobie grupami, ale lęk o własne bezpieczeństwo. Kiedy ktoś zaczyna się obawiać, że większa otwartość może zakłócić znajomy porządek na własnym, przysłowiowym podwórku, to instynktownie opowie się przeciwko zmianie. Taki lęk nie znika pod wpływem argumentów o równości i tolerancji. Sprawiedliwość jako wartość przegra w rywalizacji z poczuciem zagrożonego bezpieczeństwa. Jednak czy to znaczy, że nic nie da się zmienić, a świat zginie pod naciskiem egoistycznych potrzeb ludzi, skoncentrowanych na najbliższym otoczeniu? Niekoniecznie, ponieważ fakt, że dla ludzi najważniejsze jest to, co dotyczy ich samych, nie czyni ich jeszcze bezwzględnymi oportunistami.
Lewica kontra czynnik ludzki
Wydaje się, że ostatnie problemy, z którymi mierzy się społeczeństwo, stanowią podatny grunt polityczny dla Lewicy. Zapaść w służbie zdrowia, obniżający się poziom edukacji, zbyt silne wpływy Kościoła na politykę i życie codzienne, to tylko kilka z trawiących Polaków problemów, na które Lewica, często jako jedyna, znajduje rozwiązanie (np. rozdział Kościoła od państwa). Dziwi więc, że wielu ludziom partia pro-społeczna jawi się jako twór nieatrakcyjny lub wręcz odpychający.
Jednak po przeanalizowaniu strategii zdobywania poparcia czy formułowanych postulatów taki stan rzeczy przestaje dziwić, ponieważ zdecydowana większość reakcji rozbija się o wspomniany czynnik ludzki. Często narracja, która ma uzasadniać zastosowanie lewicowych rozwiązań, trafia tylko do zdecydowanych wyborców i kończy się na przekonywaniu już przekonanych.
Dla przykładu, jeśli nawołuje się do upowszechnienia związków partnerskich dostępnych dla każdego, bez jednoczesnego dotarcia do ludzi, którzy z jakichś powodów boją się wpływu takiej zmiany na swoje otoczenie, to trudno oczekiwać masowego entuzjazmu. Nawet jeśli te obawy wydają się pozbawione sensownych podstaw, to o ich żywej obecności świadczy chociażby duży sukces letniej nagonki partii rządzącej na osoby LGBT. A czym byli straszeni ludzie? Chociażby tym, że osoby LGBT rzekomo zdeprawują swoje własne (sic!) dzieci. Wierzący katolicy lub tacy, dla których katolicyzm zajmuje ważne miejsce w życiu, nie poprą kategorycznych oraz bezwzględnych żądań laicyzacji, a w sytuacji, gdy są większością, takie próby po prostu zablokują. W wielu kwestiach czynnik ludzki zostaje obudzony przez zagrożony komfort życia. Chociażby w przypadku ochrony środowiska. Takim przykładem jest zachęcanie do zamiany samochodu na zbiorkom. Argument, że ludzie powinni jeździć komunikacją miejską dla dobra środowiska, nie przekona większości, a przymuszanie siłą do takiej zamiany przez likwidowanie parkingów, zamykanie bądź zwężanie ulic także nie przyniosą efektów, jeśli dla kogoś transport publiczny jest niepraktyczny. Gdy nie ma odpowiedniej infrastruktury i dogodnych połączeń, takie propozycje nie będą miały racji bytu. Mało kto zamieni komfortowy trzydziestominutowy dojazd do pracy na godzinny rajd komunikacją miejską z przesiadkami. W tej sytuacji poparcie po prostu powędruje do kogoś, kto solennie obieca, że zostawi ulice w spokoju. Podobnie z podnoszeniem podatków. W momencie kiedy rząd sprzeniewierza miliony, a poprzedni też nie zapisał się w pamięci zbiorowej jako święty pod tym względem, trudno się dziwić dużej niechęci wobec hasła zwiastującego zwiększenie kosztów życia. Nie zadziała tutaj argument o tym, jak się żyje w Danii (co jest częstym elementem wypowiedzi Adriana Zandberga), ponieważ diametralnie inna jest zarówno sytuacja ekonomiczna tego kraju, jak i wypracowana latami mentalność Duńczyków. Podatki są systematycznie podnoszone już teraz, a wcale nie przekładają się na lepszą jakość życia. Przy tylu przekrętach, jakie obecnie mają miejsce w Polsce, naturalnym odruchem dla wielu będzie ochrona ciężko zarobionych pieniędzy przed nieuczciwym rządem.
Dlatego inne partie bardzo chętnie straszą Lewicą, którą malują jako grupę groźnych idealistów, pragnących za wszelką cenę narzucić wszystkim swój styl życia i własny punkt widzenia. Nie tak dawno temu Jaś Kapela, znany lewicowy publicysta, pisał o ciepłym prysznicu przysługującym raz na tydzień, zniesieniu własności prywatnej powyżej 15 metrów kwadratowych czy zakazie jazdy samochodem, jeśli nie ma w nim przynajmniej dwóch osób. Jako wisienka na torcie Jaś Kapela podsumował swój artykuł: „Najwyraźniej zagłada ludzkiej cywilizacji, to zbyt słaba motywacja dla większości z nas, więc czas na odpowiednie mandaty”. Tylko właśnie tak działa ów czynnik ludzki, że taka koncepcja nigdy nie uzyska, choćby śladowego poparcia. Tego typu retoryka sprawia, że ludzie obawiają się Lewicy. I nie chodzi tylko o elektorat PiS-u. Duża część wyborców Koalicji Obywatelskiej, o pokrewnych poglądach obyczajowych, krytykuje Lewicę za brak konkretnego planu wspierania gospodarki, w tym przedsiębiorców, ignorowania praw ekonomii (i matematyki). Nie wchodząc dalej w analizę postulatów Lewicy, wiele osób wyraża swoje obawy zadając pytanie: Aby zapewnić wysoki standard służby zdrowia, edukacji, tanie mieszkania, godne emerytury itd., skąd chcesz wziąć te pieniądze droga Lewico, a raczej inaczej – komu one zostaną zabrane? Więc, nawet jeśli postulaty społeczne przemawiają do potencjalnych wyborców, to właśnie ze względu na lęk przed niesprawnym finansowo państwem, oddadzą oni głos na partię bliższą centrum. Takim ugrupowaniem jest ruch Hołowni, który zbiera elektorat z ludzi rozczarowanych poprzednią władzą, których Lewica nie przekonała. Nikt nie pracuje dla rozrywki. System, o którym marzy Lewica, jest najtrudniej zbudować, bo opiera się na zaufaniu do rządu, którego w Polsce brakuje, a najmniejsze zachwianie równowagi jest w stanie go zburzyć. Także w Skandynawii obywatele nie są zadowoleni, kiedy wysokie podatki nie przekładają się na odczuwalny dobrobyt, m.in. w Norwegii wzrasta niezadowolenie w związku z obniżeniem dotychczasowych świadczeń dla emerytów (np. warunków pobytu w domach dla seniorów) przy niezmiennej wysokości płaconych podatków.
Fakt, że ludzie kierują się bardziej potrzebami własnymi i swojego otoczenia niż dobrem planety lub/oraz drugiego człowieka, może brzmieć dołująco, ale nie można go też demonizować. Zmiana nie jest bynajmniej czymś, co nie leży w zasięgu możliwości polskiego społeczeństwa. Konieczna jest jednak rozsądna propozycja. Na przykład, żeby ludzie zmieniali swoje przyzwyczajenia na przyjazne środowisku, wystarczyło postawić odpowiednie kosze na segregowane śmieci, czy upowszechniać wieloużytkowe torby na zakupy. Motywacje czynnika ludzkiego zaczęły być zbieżne z wyższymi celami. Jednakże ignorując czynnik ludzki, w tym lęki przeciętnego obywatela, nie uzyska się legitymacji do sprawowania władzy, a co ważniejsze, wytyczania potrzebnych zmian.
Lewica chcąc zwiększyć swoje szanse w nadchodzących wyborach musi zejść na ziemię. Biorąc pod uwagę trudne przejścia z komunizmem, przekonanie do idei lewicowych jest trudniejszy niż w przypadku partii centrum. Potrzebne jest konkretne i skuteczne podejście do czynnika ludzkiego, a także strategie prowadzenia kampanii sprzężone z lękami kształtującymi percepcję. Bez tego, pro-społeczność partii będzie doceniana tylko przez jej członków i zdecydowanych sympatyków, a nie osoby z zewnątrz. Dlatego decydujące znaczenie będą miały propozycje konkretnych rozwiązań. Żaden socjal nie będzie działał, jeśli system nie będzie porządnie skonstruowany. Podniesienie podatków na wzór Skandynawii, ale bez dokładnie przemyślanej koncepcji, jak te pieniądze mają do ludzi wracać, zwyczajnie nie ma szans na powodzenie. Podobnie jest z innymi sygnalizowanymi pomysłami wprowadzenia różnych nakazów, zakazów i ograniczeń. Nie da się też przymusem zmienić w trybie natychmiastowym mentalności ukształtowanej przez wieloletnie wychowanie. Zrozumienie stanowiska myślących inaczej lub nieprzekonanych na pewno kosztuje więcej wysiłku niż poruszanie się po znanym obszarze, jest też trudniejsze niż wydawanie arbitralnych opinii. Jednak w dalekosiężnej perspektywie, to jest jedyna metoda, dająca Lewicy szansę na polityczny rozwój.