Najsłynniejsze wybory od 1994 roku, kiedy Łukaszenka „przejął” Białoruś, miały miejsce w roku 2010. OMON oraz KGB w cywilu zatrzymywało i pałowało alternatywnych kandydatów na prezydenta oraz manifestujących, którzy zgromadzili się masowo na placu Październikowym, aby wyrazić swój sprzeciw wobec sfałszowanych wyborów. Siedmiu spośród dziewięciu kontrkandydatów Łukaszenki znalazło się w areszcie. Wybory 2015 natomiast przebiegły po cichu, nikt nie liczył na to, że coś się wydarzy, szczególnie w obliczu wydarzeń na Ukrainie. Co takiego odróżnia te wybory od tych w 2010 roku, co się zmieniło?
Andrej Sannikau: Zmieniło się to, że Łukaszenka się boi. Jego pozycja nigdy wcześniej nie była zagrożona. Dlatego zapobiegawczo, jeszcze przed wyborami, zaczął robić czystki i zatrzymywać nie tylko opozycjonistów, co miało już miejsce w przeszłości, ale także kandydatów na prezydenta. Represje w tym roku są nieporównywalnie większe do lat poprzednich. On zaczął się bać, a ludzie przestali. Dynamika się zmieniła. Społeczeństwo zaczęło się stawiać i mobilizować. Jest to sytuacja bezprecedensowa. Nagle najróżniejsze grupy społeczne mają dosyć Łukaszenki, mają dosyć dyktatury i chcą zmian w Białorusi. I jest tych ludzi coraz więcej.
Dlaczego teraz?
Andrei Sannikau: Zachowania Łukaszenki są niepoczytalne, wydaje mu się, że może robić wszystko i być bezkarny. Ale ludzie stawiają sprawę jasno: mamy tego dosyć, Łukaszenka musi odejść.
Rozmawialiśmy parę lat temu, kiedy jego reżim był stabilny. Jeżeli dobrze pamiętam, powiedziałeś, że żadna zewnętrzna pomoc niczego nie zmieni, musi pojawić się iskra od wewnątrz i to Białorusini muszą się zmobilizować i przebudzić, żeby tych zmian dokonać. Co jest tą iskrą?
Andrei Sannikau: Tak, dokładnie. Złożyło się na to wiele czynników, ale z pewnością to pandemia była punktem zwrotnym. Nie tylko zaprzeczył istnieniu problemu, ale celowo naraził ludzi na niebezpieczeństwo organizując parady militarne i subotniki.
Subotniki?
Andrei Sannikau: Są to dni, podczas których pracownicy zakładów, urzędów i instytucji pracują społecznie np. porządkują i odnawiają przestrzenie publiczne. Kiedy ludzie podnosili problem możliwości zakażenia się, on to bagatelizował, a potem zaczął obwiniać ludzi, za to, że umierają, bo nie podjęli żadnych kroków, żeby się ochronić. O jednej zmarłej kobiecie powiedział, że sama jest sobie winna, bo miała nadwagę.
To pokazało społeczeństwu dobitnie, że żadnej pomocy państwowej nie będzie i zaczęli się organizować, tworząc grupy wolontariuszy wspierające m.in. osoby starsze czy personel medyczny. Okazało się, że ludzie nie potrzebują państwa, bo potrafią się świetnie sami zorganizować. Samodzielnie organizowali sobie kwarantannę i izolację, a także sami zadecydowali o tym, że ich dzieci nie pójdą do szkoły.
Jak władze zareagowały na ten ruch społeczny?
Aleś Zarembiuk: Nie przeszkadzała. Nawet Ambasada Białorusi w RP pomogła przekazać środki ze zbiórek z Polski i krajów UE tym grupom, które później kupowały maseczki, środki do dezynfekcji czy przyłbice ochronne, a następnie przekazywały je potrzebującym. Opozycja organizując wiece, informowała i instruowała zgromadzonych, jakie środki bezpieczeństwa należy zachować. Wszystko to działo się, gdy Łukaszenka najpierw twierdził, że koronawirusa w ogóle nie ma, potem, że na Białorusi go nie ma, a następnie, że można go pokonać traktorem i wódką. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że władza pokonała już koronawirusa i pandemii nie ma. Dzięki temu jesteśmy w światowej czołówce zachorowań – mamy więcej przypadków niż Polska, która ma cztery razy więcej mieszkańców. Wszyscy sąsiedzi Białorusi potraktowali zagrożenie poważnie i nawet Rosja zamknęła granicę z Białorusią. Ale nie Łukaszenka.
A jaka jest sytuacja w szpitalach?
Andrei Sannikau: Nikt tego nie wie, jest to pilnie strzeżony sekret państwowy. To też sprawia, że ludzie są rozgoryczeni, bo wiedzą, że na pomoc z tamtej strony nie mogą polegać. A przecież tam są respiratory, które są w przypadku zachorowania są niezbędne. Na palcach jednej ręki można policzyć, ilu pracowników państwowych szpitali zdecydowało się opowiedzieć głośno o sytuacji chorych, bo oni również byli represjonowani. Ci, którzy przełamali milczenie, zostali zwolnieni. Ale to przeważyło szalę goryczy i był to ostatni element, który przyczynił się do tego, że ludzie się obudzili.
Kryzys ekonomiczny też przyczynił się do zmian.
Andrei Sannikau: Tak. Ceny rosną, utrzymanie jest coraz droższe, a pensje się nie zmieniają, wielu ludzi straciło pracę, a o nową jest coraz trudniej. Sytuacja materialna zdecydowanej większości Białorusinów pogorszyła się. Jednocześnie Łukaszenka opływa w luksusy, ma absurdalną ilość kosztownych rezydencji i arogancko się z tym obnosi. Jak pamiętasz, w 2017 roku miały miejsce protesty w związku z dekretem nałożenia podatku na osoby bezrobotne. Absurdalna sytuacja, w której ludzie muszą płacić za to, że nie mają pracy. Każdy absurd ma swoją granicę i właśnie do niej dotarliśmy. Poza tym przestał spełniać jakiekolwiek swoje obietnice.
Aleś Białacki: Przez kryzys ekonomiczny, ludzie, którzy stracili pracę wyjechali szukać jej zagranicą. Pokolenie również się zmieniło. Dużo elektoratu Łukaszenki już nie ma, zastąpiło ich młode pokolenie. Koronawirus też przyczynił się do zmiany nastrojów. Statystyki dotyczące zachorowań były fałszowane tak samo, jak wyniki wyborów. Łukaszenka szydził z wirusa i bagatelizował zagrożenie. Jeżeli ktoś spytałby mnie trzy czy cztery miesiące temu, czy coś się będzie działo podczas tych wyborów, to powiedziałbym, że absolutnie nic.
Aleś Zarembiuk: Jest jeszcze jeden czynnik. Społeczeństwo jest zmęczone jego twarzą, a 26 lat bezskutecznych rządów robi swoje. Wykorzystał cały swój repertuar. Ludzie widzą rozwój też krajów sąsiedzkich. Białorusini, którzy urodzili się, jak Łukaszenka objął urząd, mają teraz 26 lat. Prowadzą taki tryb życia jak młodzież europejska. Podróżują, korzystają ze smartfonów i mediów społecznościowych, widzą dzięki Internetowi, jak żyją ich rówieśnicy.
Czy ludzie, którzy wcześniej popierali dyktatora teraz chcą, żeby odszedł?
Andrei Sannikau: Tak. Jest ich bardzo dużo. Szczególnie wśród ludzi starszych. Kiedy Ciechanowski [przyp. Red. Siergiej Ciechanowski, popularny białoruski bloger znany z programu „Kraj do życia”, w którym ilustrował naużycia białoruskich władz] został zatrzymany, bardzo dużo ludzi zadeklarowało, że ma dosyć i Łukaszenka nie ma już w nich poparcia. To była bardzo głośna i sprawa i przełomowy moment. 70-cio, 80-cio i 90-cio latkowie, którzy w 1994 i później, głosowali na Łukaszenkę, widzą teraz czarno na białym jakim jest kompulsywnym kłamcą, który jest zainteresowany tylko utrzymaniem swojej władzy i w ogóle nie obchodzi go społeczeństwo.
Franak Viačorka: Ludziom nie podoba się również zniewaga, jaką Łukaszenka darzy osoby biedne. Kryzys ekonomiczny uderzył w naród, a Łukaszenka to zignorował. W ten sposób narobił sobie wrogów wśród ludzi, którzy kiedyś na niego głosowali. Koronawirus zagrał w tym wszystkim ważną rolę, bo personel medyczny został bez wsparcia i ochrony państwa. Wszystkie wcześniejsze demonstracje to był bunt jakiejś grupy, teraz jest to protest całego narodu.
Wybory
Porozmawiajmy o wyborach. Prawdziwą alternatywną kandydatką jest Swietlana Ciachanowska. Czy Łukaszenka się jej boi?
Aleś Zarembiuk: Nie. On boi się społeczeństwa, które wreszcie się zjednoczyło i które pokazało, że mają go dosyć. Ciechanowska obiecała, że jeżeli wygra, to przeprowadzi prawdziwe, demokratyczne wybory i dlatego wszyscy głosowali na nią. Ten zryw społeczny, który obserwujemy, to zryw przeciwko Łukaszence i przeciwko jego systemowi, ludzie chcą, żeby Białoruś była wreszcie wolna i demokratyczna.
Aleś Białacki: Ludzie bardzo zaangażowali się w kampanie wyborcze i byli żywo zainteresowani wiecami. Na bieżąco informowali się wzajemnie o sytuacji przez media społecznościowe. Ogromna ilość ludzi zobaczyła wreszcie jak wielkie fałszerstwa mają miejsce. Ale nie ulega żadnej wątpliwości, że wygrała Ciechanowska. Komisje były oblegane przez ludzi w z biało-czerwono-białą flagą. Ma ewidentnie poparcie w całym kraju i w miastach i na wsiach.
Co dzieje się z nią teraz? Została zatrzymana, zmuszona do wydania apelu o zaprzestanie protestów wyjechała do Wilna. Jaką rolę teraz odgrywa?
Franak Viačorka: Zdalnie kieruje komitetem, który ma na celu tranzycję władzy, zabiega też o oficjalne uznanie krajów zachodu jej prezydentury. Koordynuje działania jej całego sztabu. Dołączyli do niej pozostali politycy opozycji, którym udało się uciec przed zatrzymaniami. Domyślam się tylko, że musiała wyjechać, bo była szantażowana.
Aleś Białacki: Ciechanowska została zatrzymana na 3-4 godziny, zmuszona do wydania apelu, po czym została wypuszczona. Dobrze, że nie trafiła do więzienia. Dobrze, że nie zgodziła się na oświadczenie, że Łukaszenka wygrał. Ale ewidentnie zrobiła to pod ogromną presją. Takie represje już miały miejsce, to są stare metody. Ale młode pokolenie nie pamięta, co było w 2010 roku. Dla nich to wszystko jest nowe.
Łukaszenka w tym roku znów wystawił podstawionych przez niego kandydatów, tym razem czterech. Po co aż tylu?
Aleś Zarembiuk: To nie jest pierwszy raz, kiedy to robi. To zwykła ustawka, którą stosuje od 2006 roku. Chce w ten sposób pokazać społeczeństwu, że alternatywni kandydaci są dopuszczeni, ale to on ma przeważające poparcie.
Pojawiła się aplikacja do liczenia głosów stworzona przez opozycję, czy jej istnienie coś zmieniło?
Aleś Białacki: Mimo dużej promocji tej aplikacji, skorzystał z niej tylko niespełna milion osób. Nie dało nam to więc realnego obrazu sytuacji. Uważam, że jest to i tak sukces, że skorzystał z niej milion spośród 7,5 mln osób. To kolejna zmiana.
Aleś Zarembiuk: Młodzi ludzie, którzy nie pamiętają poprzednich wyborów i represji, mieli nadzieję, że władza teraz zachowa się inaczej. Naiwnie myśleli, że policzą głosy używając nowoczesnej technologii, aplikacji, która liczy głosy, zrobią zdjęcia, upublicznią je i ogłoszą od razu zwycięstwo. Ale przecież mamy do czynienia z dyktaturą – ten reżim się nie zmienił. Czasem był łagodniejszy i pokazywał, że jest odwilż, a czasem był groźniejszy. Wszystko zależało do tego, co chciał i z kim osiągnąć. Zwykle, kiedy chciał coś od Zachodu, mogliśmy obserwować odwilż i pseudo-liberalizację. Każde wybory oprócz 2015 były takie same, jeżeli chodzi o represje wobec opozycji.
W 2015 nie było żadnego prawdziwego opozycyjnego kandydata, a tylko ci podstawieni przez Łukaszenkę, a społeczeństwo było zastraszone wydarzeniami na Ukrainie i aneksją Krymu. Bez aplikacji absolutnie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że Łukaszenka te wybory przegrał. Tak, jak w poprzednich latach nie było stuprocentowej pewności, ile kto miał głosów, tak wiemy, że definitywnie wygrała Ciechanowska. Wraz z Białoruskim Domem w Warszawie, przeprowadzaliśmy niezależny exit poll w Ambasadzie Białorusi. Zagłosowało tylko 244 osoby mimo tego, że było chętnych aż trzy tysiące osób. Według sondażu 97% procent poparcia dostała Ciechanowska.
Dlaczego aż tyle osób nie zdołała zagłosować?
Aleś Zarembiuk: Przez dwa tygodnie przed wyborami przed ambasadą stały kolejki. Rejestrowali 3-4 osoby na godzinę. Białoruski Dom zwrócił się z pismem do Ambasadora, żeby pozwolił wszystkim chętnym się zarejestrować, niestety bezskutecznie. Moim zdaniem, to było celowe działanie i dostali takie polecenie z Mińska.
KPD: Nieporównywalna do lat poprzednich, liczba osób ruszyła do urn. Czy udało się opozycji wziąć faktyczny udział w głosowaniu i obsewerować prace komisji wyborczych?
Aleś Białacki: 200 z okołu 600 niezależnych obserwatorów było aresztowanych i nie zostali dopuszczeni do komisji, a ci, którzy nie zostali aresztowani, stali pod budynkiem, ale nie zostali wpuszczeni. Tylko w jednej komisji pozwolono 1 osobie na obserwację wyborów. Nie jesteśmy w stanie poznać prawdziwego wyniku, bo we wszystkich komisjach wyborczych oprócz jednej, byli tylko urzędnicy Łukaszenki.
Władza robi wszystko, żeby się utrzymać. Znowu odłączyli internet, nie mogłam się kontaktować przez media społecznościowe z żadnym ze znajomych na Białorusi.
Aleś Zarembiuk: Zgadza się. Systematycznie wyłączają internet, żeby utrudnić organizację protestów, komunikację między sobą i ze światem zewnętrznym. Można to obejść stosując VPN, ale nie jest to zawsze skutecznie. Pozostają zwykłe SMSy i połączenia.
KPD: Komunikacja ze światem zewnętrznym jest potrzebna, żeby świat nie przeszedł wobec tych wydarzeń obojętnie. Co oprócz świadomości tego, co się dzieje, może zrobić Zachód dla Białorusi?
Aleś Zarembiuk: Potrzebujemy zachodnich wzorców, edukacji obywatelskiej i pomocy w szkoleniu liderów. Ciechanowska, która stała się główną kontrkandydatką, nie ma strategii ani planów, do czego się przyznaje. Póki co to walka o wolność, ale trzeba też mieć plan na to, co robić, kiedy tę wolność zdobędziemy. Wtedy od tego, jak będzie przygotowana kadra liderów, będzie zależało jak szybko i skutecznie będziemy mogli przeprowadzić reformy i zmienić Białoruś na lepsze.
Protesty
Zanim wspomniane reformy nastąpią, trzeba zmierzyć się z przejęciem władzy. Obserwujemy niesamowitą ilość ludzi biorącego udział w protestach w całym kraju. Jak przebiegają te protesty i gdzie?
Aleś Białacki: Nie zdarzyło się jeszcze, żeby akcje protestów miały miejsce wszędzie. W pierwszy dzień po wyborach 33 miasta protestowały łącznie z Mińskiem. Do strajków dołączają duże przedsiębiorstwa, którzy nie uznają wyborów. Ludzie zrobili barykady przeciwstawiając się władzom, OMON używał gazu łzawiącego i gumowych kul.
Łukaszenka nie ma zamiaru rozmawiać i pertraktować. Utrzymuje, że został wybrany i oczekuje, że naród się dostosuje. Pacyfikuje i terroryzuje ludzi, wtrąca do więzień i grozi wyrokami do 15 lat za wzięcie udziału w manifestacjach. Do wyborów udało mu się zatrzymać i osądzić 1500 ludzi. Myślał, że uda się ludzi spacyfikować i zastraszyć. Ale tym razem się nie udało.
Jak zachowują się służby porządkowe? Słyszałam, że niektórzy dołączają do protestów.
Franak Viačorka: Jest agresywny OMON, którzy są bardzo lojalni wobec dyktatora i ciężko przewidzieć, jak będą się zachowywali, ale w policji i w wojsku jest coraz więcej przypadków przejścia na stronę narodu. Rozumieją, że sytuacja się zmienia, że będzie trzeba znaleźć sposób, żeby żyć w nowej rzeczywistości i szukają sobie w niej miejsca. Niestety nie ma z kim prowadzić konkretnych negocjacji, bo wszyscy siedzą w więzieniach i to przejście nie jest proste.
Część siedzi w więzieniach, mnóstwo osób pobito, są też ofiary śmiertelne. Nigdy wcześniej nie było ofiar śmiertelnych podczas demonstracji towarzyszących wyborom.
Franak Viačorka: Szukają też 40 osób, które zniknęły i nikt nie wie, gdzie są i co się z nimi dzieje. Być może są w więzieniach i nie wiadomo w jakim są stanie. Ci, którzy wychodzą są półżywi. Nie wiemy też czy wszyscy zdołają z więzień wyjść żywi. OMON pałował ludzi, nie żeby spacyfikować, a żeby ich zatłuc na śmierć. Padały też strzały. Ci którzy przeżyli, są w stanie ciężkim, niektórzy zostaną inwalidami, inni będą mieć trwałe uszkodzenie organów. Tego nie można nazwać represjami, to jest czysty sadyzm. Ważne jest teraz, żeby ich identyfikować i dokumentować ich zbrodnie, bo pierwsze, co będą robili, kiedy dojdzie do zmiany, to niszczenie dowodów i tuszowanie swoich zbrodni.
Nie mają litości dla kobiet, widziałam video jak kilka OMON-owców pałuje i kopie jedną dziewczynę skuloną na ziemi.
Franak Viačorka: Nie mają litości nie tylko dla kobiet, ale i dla starszych i dzieci – biją wszystkich. Kobiety grają ważną rolę w tym zrywie społecznym i grają pierwsze skrzypce. Kobiety kierują protestami, są liderkami opozycji, organizują różne akcje społeczne. Jest to w jakimś stopniu rewolucja kobieca. Nigdy wcześniej tak aktywnie i tak śmiało nie brały tak czynnego udziału. Jest to naturalny proces tworzenia się społeczeństwa obywatelskiego i zmiany ról. Patriarchat Łukaszenki upada.
Czy wreszcie dożyliśmy momentu, w którym realna zmiana jest możliwa?
Aleś Białacki: Ciężko przewidzieć. Nie wiem, jak to się skończy. Już dawno nauczyłem się nie nastawiać bardzo optymistycznie, bo może wydarzyć się wszystko. Duży problem jest w tym, że struktury siłowe są mocne i oddane Łukaszence. Wiemy, że Łukaszenka jest nastawiony na walkę, bez względu na ofiary wśród ludzi, ale im więcej protestów i manifestacji, im więcej ludzi, tym większa jest szansa, że OMON zrezygnuje i ustąpi, bo ludzi będzie za dużo na ich możliwości. Duża liczba zatrzymanych i ofiar pobić, ofiar śmiertelnych sprawia zwiększa udział ludzi w protestach.
Andrei Sannikau: Nie bez powodu Łukaszenka jest nazywany Trzyprocentowym Sashą. Świetlana Ciechanowska miała w tych wyborach realne, zdecydowanie poparcie, które sięga 80%. To społeczeństwo jest prawdziwym kandydatem, a ona je reprezentuje. Dni Łukaszenki są policzone. Jeżeli w ciągu paru dni nie zniknie, to z pewnością wydarzy się to do końca roku.
Czyli jest szansa na to, że dyktatura zostanie obalona?
Aleś Zarembiuk: Sytuacja jest trudna. Wszystko zależy od tego od tego, jak duże będą protesty i w jak dużej skali będą tłumione, a Łukaszenka zapowiedział, że nie odda „swojego kraju” i, że jedyną opcją jest, żeby go zablil.
Franak Viačorka: W ciągu ostatniego tygodnia zmieniło się tak dużo, ile Białoruś nie doświadczyła w ciągu ostatnich 26 lat. Niedzielny protest był decydujący. Dołączyli do niego wszyscy – młodsi, starsi, ludzie, którzy poprzednio popierali Łukaszenkę, ludzie, którzy wcześniej bali się jawnie sprzeciwić, urzędnicy państwowi i siły wojskowe wraz z policją. Protesty odbywają się wszędzie – i w miastach i we wsiach ludzie masowo wychodzą na ulice. Niesamowite, kiedy przy populacji wsi w liczbie 100 osób, protestuje 60. Dołączają przedsiębiorcy, sieci handlowe, lotnisko i białoruskie linie lotnicze, także państwowe firmy.
Dla Łukaszenki jest sytuacja krytyczna, który burzy mit o tym, jakie bezwzględne ma poparcie, burzy jego scentralizowaną strukturę państwa. Dla milicji Łukaszenka jest ważny, bo oznacza pieniądze. Dzięki masowym protestom i ludziom przechodzącym na stronę narodu, ich organizacja jest zagrożona, dlatego będą go wspierać. Ale cała ta struktura dyktatury zaczyna się walić, jeden element po drugim, jak domino. Ewidentnie, Łukaszenka przestaje to kontrolować. Bunt narodowy, który obserwujemy jest niesamowity.
Aleś Białacki – białoruski działacz społeczny, polityk i obrońca praw człowieka, dyrektor Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiosna”, wiceprzewodniczący Międzynarodowej Federacji Praw Człowieka, dwukrotnie nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla.
Andrej Sannikau – białoruski działacz polityczny i społeczny, koordynator programu społecznego „Europejska Białoruś” i inicjatywy „Karta’97”; kandydat na urząd prezydenta Białorusi w wyborach w 2010 roku
Aleś Zarebiuk – białoruski działacz polityczny i społeczny, założyciel/Prezes Białoruskiego Domu w Warszawie, redaktor magazynu Eastbook
Franak Viačorka – białoruski lider młodzieżowy, dziennikarz Radia Wolna Europa, wiceprezydent Digital Communication Network, analityk medialny w U.S. Agency for Global Media, członek Rady Atlantyckiej
Zdjęcie: Homoatrox // CC 3.0
