Ignorancja jest potęgą, bo nie zna swoich ograniczeń. Przed jej wzbierającą falą znajdowałeś nieraz oparcie na fundamencie faktów i racjonalnej debaty. Dziś twardego gruntu dosięgasz ledwie czubkami palców.
To nawet nie tępa propaganda jest największym problemem. Znasz ją, nieraz odwracałeś ją twarzą do ściany idąc na spacer o 19:30. To ta narastająca niepewność czy w ciemnym pokoju w ogóle jest włącznik światła. Tańczymy w ciemnościach. Palcami wyczuwamy kształty, których pochodzenia wolelibyśmy nie znać.
Wszechobecny cudzysłów odbiera słowom znaczenie. Skoro wszyscy są ironiczni, to czy cokolwiek jest jeszcze serio? Ludzie zbiegają się wokół tego, który krzyczy najgłośniej. Co z tego, że bez sensu. Za to z pełnym przekonaniem. Skoro mówisz, że już nie wierzysz w prawdę jak możesz mu zaprzeczyć?
Pytasz jak się miewam po powrocie do kraju. Muszę Ci wyznać, że nieszczególnie. Dowiedziałem się, że w naszym florenckim przedszkolu, pamiętasz jak wspominałem Ci jak się cieszę, że nasz synek bawi się codziennie na schodach tej pięknej synagogi?, negocjują przyjęcie pięciorga dzieci afgańskich. My trzymamy ich za zasiekami na granicy.
Ten młodszy z braci, który zatruł się grzybami w ośrodku dla uchodźców, był w wieku naszego Stasia. Kiedy myślę o nich i o ich rodzicach chce mi się wyć. Ja rozumiem geopolitykę i nie twierdzę, że mamy nie pilnować granic. Ale czy nie została w nas choćby iskra humanitaryzmu? Przecież oni nie spalili za sobą mostów, nie porzucili całego swojego życia, żeby wyłudzić od polskiego państwa kilkaset złotych zasiłku i cienką zupę, ale dlatego, że desperacko chcieli przetrwać. Czy to nie są ludzie – tacy jak my?
Kiedy tak wpatruję się w satelitarne mapki szukając punktu gdzie może znajdować się ich obóz mam dziwne poczucie zakrzywienia, jakby Usnarz płynął. I widzę już dokąd i ogarnia mnie przerażenie.
Jedwabne.