Nie podzielam złudzeń nad rzekomo zmieniającą się sytuacją społeczną w Federacji Rosyjskiej. Nadzwyczajne jak na rosyjskie standardy demonstracje przeciw władzy nie przyniosły żadnej realnej zmiany. Putin bez problemu wygrał wybory w pierwszej turze, przetrwał jeden z największych kryzysów w swojej karierze i ugruntował pozycję głowy państwa. To fatalna wiadomość dla wszystkich, którzy kibicują demokracji w Rosji. Dlatego nie rozumiem, dlaczego Bronisław Komorowski tak ochoczo pośpieszył z gratulacjami dla Putina.
Pomimo nadzwyczajnej jak na warunki rosyjskie antyputinowskiej mobilizacji przedstawicieli klasy średniej z dużych miast Putin zrealizował wszystkie swoje cele. Po dwunastu latach rządów sprawowanych w Rosji wrócił na stanowisko prezydenta, wygrał wybory w I turze (to, że były one fałszowane to zupełnie inny temat) i nie ma zinstytucjonalizowanej, gotowej do przejęcia władzy, prawdziwej opozycji. Na place, na których gromadzili się protestujący obywatele po wyborach brutalnie wkroczyły służby. Klika FSB obroniła i umocniła swoją pozycję. System fabrykowania wyników wyborów w zakładach pracy i na uniwersytetach zadziałał po raz kolejny, o czym świetnie pisze Krystyna Kurczab-Redlich w artykule „Przebaczenia nie będzie” na łamach „Kultury Liberalnej”. Putin hamuje rozwój Rosji, to fakt. Pytanie jednak czy Putina nie rozliczy jedynie historia? Wydaje się, że niektóre polskie komentarze przed wyborami w Rosji były zbyt optymistyczne. Nieproporcjonalne nadzieje, jakie zostały rozbudzone przez antyputinowskie demonstracje, chyba przyćmiły nam prawdziwy ogląd sytuacji. Celem Putina było pokazanie, że drugiej tury, czyli symbolu zachwiania się jego władzy, nie będzie. Nieważne czy w sposób demokratyczny, czy poprzez fałszowanie lub naginanie wyników wyborów, Putin osiągnął cel, drugiej tury nie było. Niestety znów pokazał, że w Rosji ma dziś władzę absolutną.
Co to oznacza dla Rosji i dla Polski? Słowa Putina w dniu zwycięstwa mogą nieść nieobliczalne konsekwencje i pokazują, że rosyjska władza absolutnie nie akceptuje istnienia prawdziwej opozycji. „Dowiedliśmy, że nikt nam nie może niczego narzucić. Pokazaliśmy, że nasi ludzie bez trudu potrafią odróżnić dążenie do odnowy od prowokacji politycznych, których celem jest tylko jedno: zrujnowanie rosyjskiej państwowości. Naród rosyjski pokazał jednak, że takie warianty na ziemi rosyjskiej nie przejdą. One nie przejdą!”. Według Putina sprzeciw wobec jego władzy to „zrujnowanie państwowości rosyjskiej”. Czy po takim stwierdzeniu koegzystencja prawdziwej, lecz pozasystemowej opozycji z władzą będzie możliwa? Jak drastycznych kroków może podjąć się po zwycięstwie Putin? Doświadczenie pokazuje, że możemy oczekiwać najgorszego. Reakcja Zachodu wobec Moskwy w sytuacji ewentualnych represji będzie musiała być werbalna, lecz stanowczo negatywna. To może wzmagać intensywność sporu. Obawiam się jednak, że Putin do tego właśnie się przygotowuje. Jego oświadczenia o Rosji stanowiącej oblężoną twierdzę czy podejmowanie, zapewne na użytek wewnętrzny, tematu tarczy antyrakietowej zmierzają w kierunku wariantu eskalacji konfliktu Rosja – Zachód. Również sposób, w jaki Putin osiągnął zwycięstwo pozostawia wiele do życzenia; należy podkreślić istnienie wielu wątpliwości co do uczciwości przebiegu wyborów. Dlaczego więc prezydent Bronisław Komorowski demonstracyjnie zadzwonił do Putina z gratulacjami? Uważam, że było to całkowicie niepotrzebne.
Czy będą zmiany?
Łukasz Jasina w artykule: „Rosja Obecna – Rosja Przyszła” pisze o nieuchronnej sukcesji władzy przez Putina, o budzących się aspiracjach klasy średniej, o tym, że Internet to świetna broń przeciw autorytaryzmom, która gromadzi prawdziwą opozycję. Obawiam się, że może nie mieć racji. Putin ma lat sześćdziesiąt. To dla polityka raczej wiek średni niż schyłkowy. Przypomnę, że grubo ponad pół wieku temu Churchill, Roosevelt i Stalin decydując o losach świata podczas konferencji w Techeranie w 1943 roku (!) mieli odpowiednio: sześćdziesiąt dziewięć, sześćdziesiąt jeden i sześćdziesiąt cztery lata. Churchill wrócił do władzy jeszcze po wojnie w roku 1951. A ludzie żyją teraz dłużej. Jeśli Putin nie będzie chory, a o tym nic nie wiemy, z powodzeniem może rządzić do siedemdziesiątego szóstego roku życia, czyli jeszcze przez szesnaście lat. Co przez ten czas może zachwiać jego władzą i pozycją? Protesty klasy średniej? W skali całego kraju to zbyt mało. Do tego, niestety, ruchy internetowe ze swojej natury są nietrwałe i mają najczęściej charakter jednorazowych zrywów. Nie wiemy, czy na ich podstawie wykluje się prawdziwa opozycja z grupą silnych i niezależnych liderów. (Warto też dokładnie przeanalizować, jakość rodzącej się opozycji. Nie wszystkie sygnały wydają się jednoznacznie pozytywne. Portal EastBook.eu przytacza wypowiedzi lidera nowej opozycji Aleksieja Nawalnego dla ukraińskiej telewizji, które nacechowane są silnym sprzeciwem wobec niezależności Ukrainy.) A to jest klucz do sukcesu. Do tej pory Putin arcyskutecznie potrafił eliminować każdą opozycję, pozostawiając tylko partie od niego zależne bądź takie, które postrzegane są jako większe zagrożenie dla ładu światowego niż sam Putin (Żyrynowski, Ziuganow). Putina od władzy nie odsunie sama klasa średnia czy inteligencja. Aby powstał naprawdę niebezpieczny ruch dla państwa autorytarnego, trzeba stworzyć sojusz „robotników i inteligencji”. Wzór mamy przecież w Polsce – to Solidarność. Problem polega w Rosji na tym, że grupa społeczna, którą umownie nazwę „klasą robotniczą” wydaje się zupełnie bierna i popiera władzę. Dlaczego? Pani Kurczak – Redlich przywołuje statystyki: „Dziwi natomiast to, że 50-60 proc. rosyjskiego społeczeństwa żyje na lub poniżej granicy ubóstwa (dane za rok 2009), a 59,4 proc. ubogich Rosjan to ludzie pracujący. I że w Rosji Putina nie budowano mieszkań (tylko 2,7 proc. potrzebnej liczby) ani dróg (budowa jednego kilometra autostrady jest dziś, na skutek defraudacji, trzykrotnie droższa niż w Niemczech).” Sądzę, że kluczowe są trzy przyczyny. Po pierwsze, cały czas na ludności Rosji piętno odciska mentalność pełnego podporządkowania władzy. Pierwsze oznaki buntu widoczne są dopiero wśród młodej klasy średniej. Po drugie, Putin, pomimo skrajnie niesprawiedliwego systemu dystrybucji dochodów z surowcowego Eldorado, zdołał podnieść stopę życia „klasy robotniczej”. Jej sytuacja w kategoriach Zachodnich to balansowanie na granicy ubóstwa, jednak w odczuciu Rosjan, którzy z przerażeniem wspominają biedę czasów lat 90., sytuacja się polepszyła. Putin potrafi również skutecznie grać na rosyjskiej dumie narodowej i imperializmie. Niestety, wydaje się, że w Rosji jeszcze długo nie będzie sojuszu „robotników i inteligencji”. Przełom może spowodować tylko i wyłącznie spadek cen surowców naturalnych (w ramach eksportu), na których Rosja opiera swoje prosperity i zaspokajanie potrzeb „klasy robotniczej”.
Nie spodziewam się zatem zmian w dającym się przewidzieć okresie czasu w Rosji . Z Putinem trzeba nauczyć się żyć i koegzystować. Nie oznacza to jednak, że należy gratulować mu zwycięstwa w sfałszowanych wyborach. Nie oznacza to również, że Polska powinna zrezygnować ze wspierania aspiracji europejskich i dążenia do niezależności Ukrainy, Gruzji, Mołdawii czy, w dalekiej perspektywie, Białorusi. To wciąż Polska racja stanu. Warszawa nie powinna mieć też wątpliwości, co do kontynuowania przez ekipę Putina polityki rozszerzania moskiewskich stref wpływu. Trzeba tej polityce mądrze przeciwstawiać działania całej Unii Europejskiej w zakresie budowania wspólnej polityki energetycznej, poszukiwania i inwestowania w alternatywne źródła energii jak na przykład atom i gaz łupkowy. Należy również nie rezygnować ze wspierania prodemokratycznych i prozachodnich sił w we wszystkich krajach byłego ZSRR.
(foto. kremlin.ru/creativecommons.org/ licenses/by/3.0/deed.en)