Mało która ideologia tak zmieniła współczesny świat jak liberalizm. Liberalne postulaty państwa prawa, demokracji i gospodarki rynkowej w mniejszym lub większym stopniu zostały wcielone w życie w niemal wszystkich krajach wysoko rozwiniętych.
Nie oznacza to jednak, że nastąpił „koniec historii”, a liberalizm jako filozofia polityczna przestał być w życiu publicznym potrzebny. Wobec wzrostu znaczenia ideologii antywolnościowych i kolektywistycznych liberałowie stoją przed zadaniem obrony swoich ideałów.
Już Friedrich August von Hayek w swoim eseju „Intelektualiści a socjalizm” zauważył, iż główną przyczyną spadku popularności liberalizmu wśród intelektualistów wieku XX była niemożność jego zwolenników do przedstawienia idei liberalnych w sposób całościowy i przemawiający do wyobraźni.
Nie jest to oczywiście zadanie proste. Liberalizm w przeciwieństwie do ideologii kolektywistycznych takich jak socjalizm czy nacjonalizm nie oferuje utopijnych wizji powszechnej szczęśliwości. Co za tym idzie, liberalizm nie jest również doktryną jednorodną. Można jednak, a wręcz należy, ustalić pewne granice, w ramach których możemy mówić o liberalizmie i rozróżnić poglądy liberalne w aksjologicznym zamęcie pojęciowym.
Odnoszę wrażenie, iż jednym z głównych problemów współczesnego liberalizmu jest właśnie zatarcie tych granic. We współczesnym dyskursie publicznym liberałem może zostać niemal każdy, kto nie proponuje rozwiązań radykalnie kolektywistycznych. Co więcej, za liberalne potrafią uchodzić postulaty takie jak przymusowe parytety na listach wyborczych czy nawet formy redystrybucji dochodu. Oczywiście jest to klasyfikacja zwyczajnie błędna, jednak dobitnie obrazująca brak konkretnego sformułowania postulatów w środowiskach liberalnych.
Przede wszystkim powinniśmy ustalić, iż mówimy o liberalizmie jako o doktrynie politycznej (wbrew potocznej i w gruncie rzeczy szkodliwej definicji liberalizmu jako pobłażliwości). Doktrynie, która za punkt wyjścia uznaje i w swoim centrum stawia wolność jednostki w wymiarze społecznym, politycznym i gospodarczym.
Jeżeli chcemy mówić o liberalizmie, nie możemy żadnego z tych wymiarów sobie odpuścić. Jeżeli liberałowie chcą sformułować doktrynę kompletną i atrakcyjną, muszą wrócić do korzeni i do sprawy wolności podchodzić pryncypialnie.
Wbrew ostatnio popularnemu wśród publicystów i filozofów zdaniu, iż liberalizm nie powinien „doktrynalnie obstawać przy wolnym rynku” uważam, że obrona gospodarki kapitalistycznej jako jedynej formy gospodarowania majątkiem, zostawiającej jednostce szeroki zakres swobód i możliwość działania, musi być jednym z filarów programu liberalnego.
Szczególnie zabawne są próby łączenia liberalizmu z zupełnie arbitralnym i sztucznym pojęciem „sprawiedliwości społecznej”. Wspomniany już przeze mnie von Hayek w „Law, Legislation and Liberty” stwierdza, iż jest to pojęcie, którego jedynym celem jest uzasadnianie redystrybucyjnych roszczeń względem aparatu państwowego.
Nie uważam przy tym, że państwo nie powinno ingerować w rynek poza XIX-wieczną triadą obronność–sądy–administracja. Granice państwowej interwencji w mechanizmy kapitalistyczne winny stać się przedmiotem debaty w środowiskach liberalnych. Nie możemy jednak uciekać się do retoryki czysto socjaldemokratycznej i w centrum debaty stawiać kwestii zachowania wolności gospodarczej.
Wolność gospodarcza i swoboda wymiany towarów oczywiście nie powinna kończyć się wraz z granicą państwową. Nie powinno się jej ukracać przy pomocy blokad i taryf celnych. Wolny handel jest częścią liberalnego DNA. To swobodna wymiana między obywatelami poszczególnych państw pozwala na wytworzenie się międzynarodowego podziału pracy i w efekcie zapewnienie dostępności większej ilości dóbr po niższych cenach.
Wolność handlu była najskuteczniejszym w historii programem pomocy krajom zacofanym. Jej innym wymiarem jest umocnienie pokoju pomiędzy państwami i narodami. Nie mówiąc już o wynikających z faktu takiej współpracy relacjach między zwykłymi ludźmi. Wobec krytyki procesów globalizacji liberałowie powinni stanąć w obronie ideału swobody podróży, pracy i handlu.
Wielu liberałów zdaje się ulegać stwierdzeniom o przestarzałym modelu wolnego rynku, szkodliwej transformacji i rosnących nierównościach. Tymczasem bez wolności gospodarczych nie ma wolności politycznych i społecznych. Jak bowiem ma wspierać cenione przez siebie inicjatywy obywatelskie ktoś, komu aparat skarbowy odbiera 75 proc. wynagrodzenia i w ramach rządowych programów wspiera wyznaczone przez rządzących instytucje? Uleganie demagogii to pierwszy krok do utraty wolności. Parafrazując nieco oklepaną już sentencję Edmunda Burke’a, dla triumfu zniewolenia wystarczy, by przyjaciele wolności nic nie robili.
Fundamentem liberalizmu jako myśli politycznej jest przywiązanie do zasady rządów prawa i trójpodziału władz jako najlepszego systemu gwarancji wolności jednostki w ramach demokracji. W tym aspekcie liberalizm jest sprzeczny z ideologią populistyczną, gdyż postuluje ograniczenie woli większości. Przy wszystkich swoich wadach mechanizmy demokratyczne są najlepszymi metodami podejmowania decyzji jakie do tej pory ludzkość wymyśliła. Nie mogą one jednak stać się celem samym w sobie. Potrzebujemy instytucji, które będą bronić wolności jednostki przed wolą większości, gdyby ta zdecydowała się wolności te pogwałcić.
Często pominięta i niezauważona pozostaje kwestia retoryki, podczas gdy to ona kształtuje wyobrażenia wyborców i uczestników życia publicznego. Trzeba stwierdzić, iż w polskiej debacie publicznej brakuje retoryki wolnościowej i indywidualistycznej, co może stanowić jedną z przyczyn słabości nadwiślańskiego liberalizmu. Wyzwaniem dla polityków i publicystów reprezentujących pozycje liberalne jest przestawienie dyskursu publicznego z kolektywu w kierunku jednostki, tak by stworzyć atmosferę intelektualną, sprzyjającą wolnościowym reformom. Zmiana z dyskursu „my” na „ty” może zacząć się tylko od środowisk liberalnych.
Na koniec. Każda doktryna polityczna wymaga wyznaczenia celu. W przypadku liberalizmu jest to ideał wolnego społeczeństwa. Społeczeństwa, w którym arbitralny przymus sprowadzony jest do minimum, a poszczególni obywatele cieszą się jak najszerszymi wolnościami, dopóki tylko nie szkodzą pozostałym. Sukces liberalizmu zależy od tego, czy liberałowie będą w stanie nie tylko tego ideału bronić, ale i na szeroką skalę go rozpropagować.
Piotr Oliński – liberał, społecznik, popularyzator idei liberalnych, od maja 2016 r. koordynator regionu kujawsko-pomorskiego Młodych Nowoczesnych. Prywatnie miłośnik dobrej książki i historii średniowiecza, założyciel internetowego przewodnika po Twierdzy Toruń (fortytorun.pl) oraz Akademii Nowoczesnego Liberalizmu
Od redakcji: Cykl pt. „Jakiego liberalizmu jestem w stanie bronić” powstał z okazji 9. urodzin „Liberté”. Do zabrania głosu zachęcamy nie tylko zdeklarowanych liberałów.
