I Stacja: Pan Przedsiębiorca na śmierć skazany
Kiedy piszę te słowa, mija 46. dzień odkąd rząd zamroził istotną część gospodarki. Mija też 46. dzień od kiedy przedsiębiorcy, którym rząd zamroził przychody (koszty pozostały), oczekują rządowej pomocy. Ocenia się, że około 30-40% przedsiębiorstw, z powodu administracyjnych zakazów wprowadzonych przez rząd, odczuwa mniejsze lub większe turbulencje zagrażające ich dalszemu funkcjonowaniu. Branże, które przyjęły najmocniejsze uderzenie to gastronomia, turystyka, hotelarstwo, cukiernictwo, szeroko pojęta rozrywka (sport, kina, teatry), branża ochroniarska, transport. Administracyjny zakaz prowadzenia działalności przypadł na wyjątkowo trudny dla niektórych okres. Tuż przed sezonem. W branży turystycznej, gastronomicznej nie każdy ma szczęście mieszkać w Zakopanym, gdzie sezon trwa cały rok. Dla większości branży sezon zaczyna się wraz z początkiem kwietnia. Kto dotrwa to tego czasu, może liczyć na pierwsze przychody, balansujące stałe przez cały rok koszty. Kto da radę, może liczyć na pierwsze związane z majówką żniwa. Zazwyczaj to w kwietniu rezerwujemy hotele, bukujemy loty, planujemy urlopy.
II Stacja: Pan Premier bierze krzyż na swoje ramiona
Wprowadzenie odpowiednich administracyjnych zakazów działalności zostało powiązane – tak jak w Europie Zachodniej – z obietnicą pomocy przedsiębiorcom. Na konferencji premiera Morawieckiego w sprawie tarczy 1.0 była mowa o 220 mld. złotych. Jak wyliczył parę godzin później nieoceniony w takich sytuacjach Maciej Samcik, realnej gotówki było w tym maksymalnie trzydzieści kilka miliardów złotych. Pierwsza tarcza była skierowana nie bezpośrednio do przedsiębiorców, a do ich pracowników. Dotyczyła samozatrudnionych, którzy dzięki idiotycznym daninom nakładanym na płacę udają w Polsce przedsiębiorców, a tak naprawdę są pracownikami. Praktycznie dla zdecydowanej większości przedsiębiorców bariera dezaktywująca pomoc w „wakacjach” od ZUS-u, czyli trochę ponad 15 tys. złotych miesięcznego przychodu, oznacza, że prawdziwi przedsiębiorcy z tej pomocy nie skorzystają, chyba, że sprzedają watę cukrową lub oranżadę na ulicy. Z takiego przychodu nikt się realnie nie utrzyma, bo gdzie tutaj koszty, zakup towaru, podatki, koszty zatrudnienia, wynajmu lokalu, biura rachunkowego, prądu, itp.? To samo dotyczy pomocy w wysokości jednorazowego zastrzyku gotówki w kwocie 5 tys. złotych. Taka pomoc jest istotna dla pracownika, ale nie dla przedsiębiorcy. Reszta środków w ramach tarczy 1.0 dotyczyła – w pewnym uproszczeniu – głównie zachęcenia przedsiębiorców do utrzymania miejsc pracy przez częściową partycypację w kosztach przez państwo i pracownika.
III Stacja: Pan Przedsiębiorca upada pod krzyżem po raz pierwszy.
Szybko okazało się, że tarcza 1.0 to bubel. „Piarowa” wydmuszka. Nie rozwiązuje podstawowego problemu. Co nam bowiem po pomocy w pokryciu części wynagrodzenia dla pracownika jeżeli nasz hotel, cukiernia, kawiarnia stoi i nie ma przychodów, a koszt pracownika to tylko część naszych zobowiązań i to wcale nie najważniejsza? Główny problem dużej części przedsiębiorstw to zachowanie płynności. Na to wyzwanie powinna odpowiedzieć rządowa tarcza. Jeżeli hotel jest zamknięty, to nie zapłaci za towar hurtowni. Jeżeli hurtownia nie dostanie należności, to nie zapłaci producentowi, a producent rolnikowi. Nic tu nie zmieni dopłata rządu na wypłatę dla pracownika lub zwolnienie z ZUS-u. Te rządowe pieniądze dostanie pracownik, a nie przedsiębiorca. To działa jak koronawirus. Jeden chory zaraża kolejnych dwóch, czterech. Ci zarażają następnych i za chwilę wszyscy albo mamy kwarantannę, albo leżymy na OIOM-ie. Identycznie jest z gospodarką. Rząd sprzedał 30-40% przedsiębiorstwom koronawirusa i każde z tych zarażonych zaraża tych, którzy są zdrowi. Poprzez brak regulowania należności ten przysłowiowy OIOM zaczyna grozić nam wszystkim. Niestety w Polsce, jak spojrzymy w statystyki, z kulturą terminowego regulowania płatności zawsze był problem. Też z winy kretyńskiego systemu podatkowego, który w odróżnieniu np. od Niemiec premiuje oszustów, gdyż nie ważne czy klient mi zapłacił, czy nie, to VAT i CIT z wystawionej faktury muszę rozliczyć z państwem. W Niemczech zaś sytuacja wygląda tak (w pewnym uproszczeniu), że należności płaci się państwu od zapłaconej faktury, więc jeżeli klient mi nie zapłaci, to państwo zaczyna się nim interesować, bo – jak każdy – chce dostać swoje pieniądze i windykuje go. Przy okazji oczyszcza gospodarczy ekosystem z oszustów, którzy nie chcą płacić. U nas zaczyna robić się dramatycznie, ponieważ – po pierwsze – rzeczywiście część przedsiębiorstw z powodu koronawirusa ma realne problemy z płaceniem, ale – po drugie – część przedsiębiorstw, która nie ma takich problemów, perfidnie wykorzystuje sytuację i przestaje płacić. Koronawirus okazuje się być świetną wymówką.
IV Stacja: Pan Przedsiębiorca spotyka swą Matkę
Rząd, by w zarodku spacyfikować protesty przedsiębiorców, którzy poprzez Zrzeszenia Pracodawców oraz oddolną fejsbukowa inicjatywę Strajk Przedsiębiorców wyrazili jasno co sądzą o propozycji rządu, szybko przygotował update pierwotnej propozycji. Druga tarcza, czyli suplement pani minister Emilewicz, zwany tarczą 1.1 niewiele jednak zmieniła. Poza korporacyjnym bełkotem nie został naprawiony podstawowy mankament niewystarczającej tarczy 1.0. Błędnie zostały w niej (i w następnych) określone ogólne kryteria uprawniające do pomocy. Skąd ten pomysł z przychodem? Przecież prawie cały system podatkowy jest oparty na podatkach dochodowych. Dlaczego parametrem ma być przychód? Ja nie płacę podatku od przychodu, a od dochodu, a pomoc uzależnia się od przychodu? Czy w dobie jednolitego pliku kontrolnego nie da się wymyślić czegoś innego? W końcu po to wszyscy raportujemy za pomocą JPK do skarbówki, by rząd mógł sprawdzić, czy nie oszukuję fiskusa. Na takiej samej zasadzie może sprawdzić czy nie wyłudziłem pomocy. Czemu więc nie można pomocy oprzeć na oświadczeniach i dochodzie zamiast bezsensownym przychodzie, który nic nie oznacza? Warto też nadmienić, że (wynika to z mojej rozmowy z Pracodawcami Pomorza, powiązanymi z najsilniejszą chyba obecnie organizacją pracodawców, czyli Lewiatanem) to nikt z nimi czy z Lewiatanem tarczy 2.0 nie konsultował. Dowiedzieli się o niej w tym samym momencie, co posłowie w Sejmie. Na około godzinę przed głosowaniem.
V Stacja: Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Przedsiębiorcy
Po fiasku tarczy suplementu 1.1 Ministerstwo Rozwoju i pani Emilewicz musiały w końcu zejść ze sceny. W towarzystwie premiera pojawił się za to Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. Została zaprezentowana i przyjęta przez Sejm tarcza 2.0, przez wcześniejszy suplement pani Emilewicz nazywana omyłkowo tarczą 3.0., zwana też Tarczą Finansową. Program o wartości 100 mld. zł (co oczywiście znowu jest kwotą niemającą wiele wspólnego z realiami) skierowany został dla przedsiębiorstw zatrudniających od 1 do 249 pracowników i generujących obrót do 50 mln. euro. W wielkim uproszczeniu pierwsza część została skierowana dla mikroprzedsiębiorców i oparta znów na dofinansowaniu w zależności od stopnia spadku przychodu w stosunku do miejsc pracy. Różnica w stosunku do tarczy 1.0 jest istotna, a polega na skali samej pomocy, która w przeliczeniu może sięgać kilkunastu tysięcy złotych na jedną zatrudnioną na pełen etat osobę. Druga część została skierowana do małych i średnich firm. Dla firm wykazujących największe, ponad 75-procentowe spadki dotacja może sięgnąć nawet 8% obrotu. Ważne też, że w zależności od utrzymania na koniec roku miejsc pracy dotacja ta byłaby częściowo (nawet do 75%) bezzwrotna.
VI Stacja: Święta Weronika ociera twarz Pana Przedsiębiorcy
Gdy prezes Polskiego Funduszu Rozwoju składał deklaracje dotyczące tarczy, wydawało się, że późno, bo późno, ale duża część sektora MŚP zostanie uratowana. Różnica tej tarczy w stosunku do poprzedniczek polega na tym, że było w niej 75 mld. żywej gotówki, która błyskawicznie – poprzez system stworzony na oświadczeniach i za pośrednictwem banków – miała popłynąć do przedsiębiorstw. 75 mld. to już konkretna suma. To o kilka miliardów więcej niż dostaliśmy z Unii Europejskiej w całym 2018 roku. To kwota imponująca, jeśli weźmie się pod uwagę, jaka zwykle jest rentowność firm, które ubiegają się o pomoc. Szczególnie, że system tej dotacji jest tak skonstruowany, że około 50% pieniędzy nigdy bezpośrednio nie wróci do państwa. Nic dziwnego, że rozentuzjazmowany prezes Konfederacji Lewiatan Maciej Witucki określił tą tarczę mianem „gamechangera”, a 100 mld. złotych prostego wsparcia dla firm jest niczym bazooka, na którą czekał biznes.
VII Stacja: Pan Przedsiębiorca upada pod krzyżem po raz drugi
Kolejnym problemem związanym z rządowym lockdown-em jest fakt, że koronawirus zainfekował większość państwowych instytucji, bez których nie jesteśmy w stanie funkcjonować. Nie działa Sanepid i znowu wróciły problemy przy odprawach. Sparaliżowana jest też poczta, ta poczta, która to niby ma zorganizować wybory. Przestała działać np. procedura przeksięgowania z kont split payments, od momentu zamknięcia Urzędu Skarbowego dla petentów z powodu koronawirusa. Metoda pocztowa oznacza około miesiąc opóźnienia, bo w związku z możliwością zarażenia koronawirusem i w efekcie sparaliżowania całego urzędu, które miałoby katastrofalne skutki, w Urzędzie Skarbowym panie obsługujące VAT pracują w systemie „dwa dni pracujemy, dwa dni siedzimy w domu”. Oczywiście praca zdalna jest niemożliwa w ich przypadku, bo urząd pracuje na sprzęcie z czasów „króla ćwieczka”. Pracuje na telefonach i komputerach stacjonarnych, co wyklucza pracę zdalną. Dodatkowo poczta wychodzi z urzędu raz w tygodniu. Odbierana jest też raz w tygodniu, na dodatek nie bezpośrednio, ale przez kancelarię, która również pracuje w ograniczonym zakresie. Urzędnicy nie mają kontaktu z naczelnikiem, bo się mijają, a to on musi wydać na wszystko zgodę. Poczta nie dostarcza pisma z wydaną zgodą do rąk, a musi być podpis odbiorcy, by US przelał pieniądze między kontami. W porozumieniu z US robić to przez ePUAP próbujemy, ale jest on tak obciążony, że udaje nam się np. po 4 dniach o 4:00 nad ranem. Urzędowi nie idzie tak dobrze, bo o 4:00 w nocy nikt tam nie pracuje. I naprawdę trudno winić za cokolwiek sympatyczne panie z US, które robią co mogą. To system jest przewlekle chory, on ma koronawirusa, a nie one. Dlatego ciężko mi spokojnie słuchać pani Emilewicz czy pana Morawieckiego, którzy w sprawie postulatów zgłaszanych przez organizacje przedsiębiorców, by zwolnić pieniądze z kont split payments, odpowiadają, że nie widzą takiej potrzeby, bo już wydali polecenie administracji skarbowej, żeby te wnioski rozpatrywała pozytywnie i … według nich to wystarczy. Słowo nie stało się jednak ciałem.
VIII Stacja: Pan Premier pociesza płaczące niewiasty
Z liniami kredytowymi w bankach, mimo gwarancji rządowych zaszytych w tarczy, nie jest różowo. Gwarancja to jedno, ale każdy bank obowiązują ścisłe procedury przyznawania kredytów, a tych rząd nie poluzował. Obawiam się, że większość przedsiębiorców z tego powodu odejdzie z banku z kwitkiem… zamiast z kredytem. Obawiam się też, że jeśli rząd czegoś z tym nie zrobi, to polskie firmy wykończą nie koronawirus i nie rząd swoimi zakazami, a banki i ubezpieczalnie. Jest to o tyle kuriozalne, że przecież przed chwilą zrepolonizowaliśmy jedno PKO i Aliora. Sektor bankowy jest w znacznej mierze w polskich rękach. Właścicielem mocno rozpychającego się na rynku ubezpieczeniowym KUKE również jest Skarb Państwa. Najgorsze jednak, że rząd w żadnej tarczy nie pomyślał o daniu gwarancji firmom faktoringowym i ubezpieczalniom. Gwarancje rządowe dostało oczko w głowie naszego premiera, czyli jego były pracodawca, sektor bankowy. Tymczasem sprzedaż hurtowa w handlu, w którym siedzę od około 15 lat, opiera się oczywiście na bankowych liniach kredytowych, ale też, a może przede wszystkim, na faktoringu i ubezpieczeniach. Faktoring w 2019 roku to 281,7 mld. złotych, a rząd o tym zapomina, nie wie? Bez faktoringu i bez ubezpieczonych należności hurt zamiera, bo nikt nie chce, lub jak w korporacjach nawet nie może, ryzykować transakcji.
IX Stacja: Pan Przedsiębiorca upada pod krzyżem po raz trzeci
W tej chwili w ubezpieczalniach nastąpiła zmiana w ocenianiu scoringów. Do tej pory firma mając scoring 6 (w skali 1-10, gdzie 1 to ocena najgorsza) była łakomym kąskiem dla banków i ubezpieczycieli. Jeszcze w lutym, przy odnawianiu linii kredytowej dostawałem propozycje jej zwiększenia, a główny ubezpieczyciel, mający około 40% rynku przedsiębiorstw w Polsce, chciał bym ubezpieczał u niego wszystkie moje należności, zaś w drugą stronę limity kupieckie u moich dostawców ubezpieczał na 300-500 tys. złotych, dzięki czemu nie musiałem płacić za towar gotówką, tylko miałem termin. Od wprowadzenia rządowych restrykcji wszystko się zmieniło. Mimo że mam ten sam scoring co wcześniej, to wszystko muszę kupować za gotówkę. Wsparcie jest od ratingu 7, ale umówmy się, że taki rating ma garstka przedsiębiorstw w Polsce, a w przypadku spółek z.o.o, dominujących w hurtowym obrocie, to jest właściwie niemożliwe.
X Stacja: Pan Przedsiębiorca z szat obnażony
27 kwietnia tarcza finansowa dostała zielone światło od Komisji Europejskiej i od 28 kwietnia wydawało się, że strumień pieniędzy ruszy do 670 tysięcy firm, do których skierowana jest ta pomoc. Według zapowiedzi program miał być rewolucją w myśleniu o relacjach państwo-przedsiębiorca w naszym kraju. Tarcza Antykryzysowa 1.0 oraz 2.0 to jednak przykłady skąpstwa, nieufności do przedsiębiorców i biurokracji państwa, będące co najwyżej namiastką tego, co przygotowały rządy wcale nie dużo bogatszych krajów (nie szukając daleko nasi sąsiedzi Czesi). Zatwierdzona przez rząd Tarcza Antykryzysowa 3.0 i opracowywana 4.0 mają znaczenie tylko uzupełniające. Wszystko miało być wypełnione poprzez formularze bankowe na zasadzie oświadczeń. My przedsiębiorcy marzyliśmy, że wypełnimy oświadczenie, które będzie brzmiało:
„Proszę o przyznanie subwencji w pełnej przysługującej mi kwocie. Potwierdzam, że spełniam wszystkie kryteria i reguły ubiegania się o subwencję. Zezwalam PFR na dostęp do informacji o mojej firmie znajdujących się w ZUS, US i GUS” (cytuje za biurem rachunkowym Smolarek – cytat z blogu subiektywnie o finansach).
Niestety obiecanki, cacanki. Okazuje się, że tak łatwo nie będzie. Po wysłaniu, przed akceptacją, wniosek jest weryfikowany przez skrypty napisane przez raczej mających niewiele wspólnego z przedsiębiorczością informatyków z PFR.
XI Stacja: Pan Przedsiębiorca przybity do krzyża
Trzy historie wniosków złożonych do PFR znalezione na fejsbuku:
Wbijam pierwszy gwóźdź:
,,No to szybko poszło. Złożyłem wniosek Tarczy Antykryzysowej. Już mam odrzucenie. W szczególności PFR ustalił, że wskazane niżej dane zamieszczone w odpowiednich polach formularza przygotowanego w tym celu przez Bank nie są zgodne z danymi pozyskanymi przez PFR z odpowiednich źródeł zewnętrznych, w tym, między innymi, z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i Ministerstwa Finansów, w ten sposób, że: «W związku z powyższym PFR informuje, że z uwagi na brak spełnienia wskazanych wyżej warunków nie jest zobowiązany do wypłaty subwencji finansowej w jakiejkolwiek wysokości». Tak – dobrze widzicie, w taki sposób, że – a potem pusto”.
Wbijam drugi gwóźdź:
„Uprzejmie informujemy, że PFR dokonał negatywnej weryfikacji spełnienia przez Przedsiębiorcę odpowiednich warunków otrzymania subwencji finansowej określonych w treści Umowy PFR w oparciu o oświadczenia złożone przez Przedsiębiorcę w treści Umowy.
W związku z powyższym PFR informuje, że z uwagi na brak spełnienia wskazanych wyżej warunków:
1) zgodnie z Umową jest zobowiązany wypłacić subwencję wyłącznie w kwocie xxx PLN;
2) dokona przelewu powyższej kwoty subwencji finansowej na wskazany w Umowie rachunek bankowy Przedsiębiorcy prowadzony przez Bank numer xxxxx; oraz
3) Umowa zachowuje między PFR i Przedsiębiorcą pełną moc obowiązującą z uwzględnieniem określonej w pkt 1) powyżej wysokości kwoty subwencji udzielonej Przedsiębiorcy przez PFR na podstawie Umowy.
Moje pytanie brzmi. Czy ja dostałem tą dotację, czy też nie?”
Wbijam trzeci gwóźdź:
,,Uprzejmie informujemy, że PFR dokonał negatywnej weryfikacji spełnienia przez Przedsiębiorcę odpowiednich warunków otrzymania subwencji finansowej określonych w treści Umowy PFR w oparciu o oświadczenia złożone przez Przedsiębiorcę w treści Umowy.
W szczególności PFR ustalił, że wskazane niżej dane zamieszczone w odpowiednich polach formularza przygotowanego w tym celu przez Bank nie są zgodne z danymi pozyskanymi przez PFR z odpowiednich źródeł zewnętrznych, w tym, między innymi, Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i Ministerstwa Finansów, w ten sposób, że:
– w odniesieniu od pola dotyczącego Pracowników zatrudnianych przez Przedsiębiorcę na koniec miesiąca odpowiadającego nazwie miesiąca złożenia wniosku w roku poprzednim, Przedsiębiorca oświadczył, że zatrudniał 2 Pracowników, podczas gdy PFR ustalił, na podstawie danych pozyskanych przez PFR ze wspomnianych wyżej źródeł, że Przedsiębiorca zatrudniał w tej dacie 2 Pracowników”.
XII Stacja: Pan Przedsiębiorca umiera na krzyżu
W tarczy 3.0 jest zaszyty kolejny problem. Nie wiadomo dlaczego definicja podatkowa, która obowiązuje nas przedsiębiorców nie obowiązuje rządu przy tworzeniu przepisów. Według deklaracji podatkowej mikroprzedsiębiorca to ktoś, kto zatrudnia maksymalnie 9 pracowników, może nie zatrudniać nikogo, a jego przychód nie przekracza 2 mln. euro rocznie. Ten wynik trzeba powtórzyć na przestrzeni ostatnich dwóch lat.
Tymczasem część firm wylądowała poza systemem, bo według funduszu nie są przedsiębiorstwami, bo nie zatrudniają pracowników. Mimo że właściciel czy jego rodzina np. żona w tej firmie pracuje jako współwłaściciele. Znam przykład firmy-spółki w której przychód roczny przekracza 2 mln euro. Nie ma jednak pracowników. Według polskiego systemu podatkowego jest małym przedsiębiorcą, zaś według Funduszu jest nikim. Ani samozatrudnionym, ani przedsiębiorcą, ani małym. Po prostu nie istnieje, ale podatki i ZUS musi płacić.
XIII Stacja: Pan Przedsiębiorca zdjęty z krzyża
Można tą absurdalną wyliczankę ciągnąć dalej, ale fakty są takie, że większość przedsiębiorców w ramach tarczy finansowej dostaje pomoc. Na chwilę, kiedy piszę te słowa, czyli 4 maja około 70% wniosków jest rozpatrywanych pozytywnie. Do niedzieli 3 maja subwencje finansowe otrzymało już 15.700 przedsiębiorstw na łączną kwotę 3,5 miliarda złotych. Firmy wielu moich znajomych dotkniętych koronawirusem przetrwają. Wielu innych nie przetrwa, bo przez idiotyczną biurokrację nie dostaną pomocy. Są i tacy, którzy pomocy nie potrzebowali, ale i tak ją dostaną.
XIV Stacja: Państwo złożone do grobu
Docieramy do końca tej historii. Skala pomocy założonej we wszystkich czterech tarczach plus tarczy finansowej z pewnością przekroczy 120 miliardów złotych. A przecież czeka nas jeszcze druga tarcza finansowa skierowana do dużych przedsiębiorstw, które niecierpliwie czekają na swoją kolej. Ponad 100 miliardów złotych kosztował nas w ostatnich latach program 500 plus. Program, o którym wiele się mówiło, który rozgrzewał głowy przeciwnikom i zwolennikom „dobrej zmiany”. Program, który – jak dziś widzimy – się nie sprawdził. Nie spowodował zwiększenia dzietności, pogłębił ubóstwo. Wypchnął część kobiet z rynku pracy. Nie zadziałał, bo był nieprecyzyjnie zaadresowany. Jak pokazują ostatnie wyliczenia FOR jego beneficjentami zostali głównie ludzie zamożni, do których te 500 złotych miesięcznie nie musiało trafić. Tu będzie podobnie. Tylko kwoty są dużo większe. Realnie pomocy potrzebuje 30-40% przedsiębiorstw. Tymczasem pomagamy wszystkim, a przy okazji nie pomagamy realnie pokrzywdzonym, bo mimo kolejnych aktualizacji tarcz, części przedsiębiorstw cierpiących z powodu pandemii ta pomoc się nie należy. Czeka nas góra długów i rekordowa inflacja. Za działania pana Morawieckiego, pani Emilewicz, pana Borysa zapłacimy wszyscy. Wszyscy będziemy musieli dźwigać ten krzyż. Na razie rządy pompują pieniądze do firm, żeby jakoś przeczołgały się przez okres zamrożenia gospodarki, utrzymały miejsca pracy, jednak na kolejnym etapie, po odmrożeniu, wszystkie gospodarki będą miały duży problem z popytem. Jesteśmy świadkami zaledwie preludium tragedii. Popyt będzie malał i wtedy nasz rząd przygotuje najpewniej kolejne, tym razem 1000 plus stymulujące popyt. To się nie może udać w okresie dłuższym niż kilka lat, bo pieniądze biorą się z pracy, a nie z drukarni. Bez pracy nie mają pokrycia. A rząd w panice przed koronawirusem od 50 dni zakazuje nam pracować.
XV Stacja: Zmartwychwstanie
Czytałem dziś taką statystykę: ,,Zachorowania na wybrane choroby zakaźne w Polsce od 1 stycznia do 15 kwietnia 2020 r. oraz w porównywalnym okresie 2019 r. Liczba zachorowań i zapadalność na 100 tys. ludności”. Liczba zachorowań w Polsce na grypę w 2020 roku – 2 038 475 osób. Liczba zachorowań na grypę w 2019 roku – 2 273 042. Koronawirus – 7 588 przypadków. Tak, wiem. Covid-19 to nie grypa. Tylko, czy ceną tej wiedzy nie będzie zanegowanie wszystkiego, czego dokonaliśmy jako społeczeństwo od 1989 roku?