To niesamowite, jak wszyscy bez wyjątku, od krytyków, filmowców po zwykłych widzów, spragnieni jesteśmy dobrych, rodzimych produkcji filmowych. Marzymy o kinie, o którym moglibyśmy mówić i pisać z dumą i bez kompleksów, bez konieczności usprawiedliwiania twórczych niedoróbek nieśmiertelnym komentarzem „ale i tak jest nieźle, jak na polskie warunki”. W naszym kraju na produkcje filmowe być może nie przeznacza się zbyt wiele pieniędzy, ale nie wierzymy, że w Polsce brakuje zdolnych scenarzystów i reżyserów z wizją. A jednak coś jest na rzeczy, skoro od lat rodzima kinematografia, z nielicznymi wyjątkami, jest synonimem rozrywkowego banału, amatorstwa, nudy i straty czasu. Właśnie trafił na kinowe ekrany debiut reżyserski Borysa Lankosza. Do tej pory miała go okazję oglądać jedynie garstka bywalców różnych, zamkniętych imprez filmowych, teraz mogą zobaczyć go już wszyscy. „Rewers” jest filmem, który rozpalił w widzach nadzieję na zupełnie nową jakość w polskim kinie – to jest pewne. Natomiast odpowiedź, czy owe nadzieje spełnia, taka oczywista już nie jest.
Z pozoru „Rewers” ma wszystko, z czego nowoczesne kino powinno się składać. Młodego, zdolnego reżysera, który do spółki z Andrzejem Bartem, autorem scenariusza, potrafił stworzyć fabułę, jakiej w naszej rodzimej kinematografii na próżno szukać. Ta dwójka potrafiła pokazać bez sztywnej powagi, zbiorowej martyrologii, przesadnej nabożności jeden z najtrudniejszych i najmroczniejszych okresów w powojennej historii Polski. Najważniejsza w „Rewersie” jest postać Sabiny i jej otoczenie, przedstawione przez Lankosza i Barta na tragikomiczną nutę, z lekkością i szczyptą ironii. Film ma też świetną obsadę aktorską. Rola zakompleksionej, nieśmiałej panny z inteligenckiego domu zdaje się być uszyta na miarę zewnętrznych walorów i aktorskich umiejętności Agaty Buzek. Na drugim planie doskonale wypadają też znakomite damy polskiego kina – Anna Polony i Krystyna Janda. Przez moment trzech kobietom show kradnie Marcin Dobrociński, ubek-amant, który w prochowcu i z papierosem w ustach niczym Humphrey Bogart uwiedzie prostoduszną Sabinę. Mocną stroną „Rewersu” są także czarno-białe zdjęcia Marcina Koszałka, oddające klimat epoki z niezwykłą pieczołowitością. Co więc jest z tym filmem nie tak?
Borys Lankosz, mówiąc kolokwialnie, zrobił naprawdę kawał solidnego, inteligentnego kina, które pozwala mnożyć gatunkowe teorie. O tym, że w „Rewersie” czuć oddech klasyków nurtu „kina noir”, że z jednej strony jest to doskonała komedia na almodovarowską modłę, z drugiej – trzymający w napięciu thriller w stylu braci Coen, a nawet horror. Niemniej „Rewers” to tylko tragikomedia jednostkowej bohaterki osadzona w specyficznych, trudnych czasach z zaledwie naszkicowaną, szerszą problematyką. Film Lankosza w swojej prostocie i delikatności, także z winy śmieszno-smutnej konwencji, nie może zmierzyć się ze złem komunistycznych czasów, jak znakomite „Życie na podsłuchu”. Nie miał też raczej takich aspiracji. Niemiecki dramat to zupełnie inny, poważniejszy ciężar gatunkowy. „Rewers” trudno też zestawiać z „Goodbye Lenin”. Polska produkcja, choćby ze względu na czarno-białą tonację i swój minimalizm, jest filmem zdecydowanie bardziej ascetycznym, mrocznym i tragicznym, patrząc przez pryzmat losów głównej bohaterki.
Krzywdę „Rewersowi” zrobili nieco krytycy, którzy od kilku tygodni prześcigają się w spektakularnych peanach na jego cześć. Idąc na seans z ogromnymi oczekiwaniami, wyposzczony widz dostaje dobry, ale niewybitny film, co, zdaje się, wielu sugerowało. Siłą rzeczy zatem musi wyjść z kina trochę rozczarowany. Ponadto w tym dziesięcioleciu w naszym kraju powstały ze trzy ciekawsze/ ambitniejsze/ bardziej wciągające filmy, choć traktujące o zupełnie innych sprawach. Jednakże polskiej kinematografii życzyć należy więcej takich debiutantów jak Borys Lankosz i takich produkcji jak „Rewers”. Wówczas wyjście do kina na rodzimy film nie będzie marnowaniem czasu i wyrzucaniem pieniędzy w błoto, a raczej inteligentną rozrywką na przyzwoitym, europejskim poziomie. Na arcydzieło z prawdziwego zdarzenia musimy jeszcze poczekać.