Następująca bardzo krótko po odwiedzinach sekretarza stanu Anthony’ego Blinkena, sekretarza obrony Lloyda Austina i wiceprezydent Kamali Harris wizyta prezydenta USA Joego Bidena w Polsce jest znakiem rewolucyjnej zmiany położenia naszego kraju w strukturze sojuszy zachodniego świata. Po ponad 6 latach, w znacznej mierze zawinionego przez rząd w Warszawie, dryfu Polski na margines struktur zachodnich, pojawiły się zupełnie nowe okoliczności i odmienne realia, które – oprócz wszystkich tragedii i ludzkich dramatów spowodowanych putinowskim złem – otwierają Polsce potencjalnie drogę z powrotem do centrum europejskiej i północnoatlantyckiej wspólnoty interesów, a być może także wartości.
Rząd PiS ma teraz wybór: albo brnąć dalej w ślepy zaułek wielopoziomowego konfliktu z naszymi zachodnimi partnerami, z których spór o ustrojową kondycję Rzeczpospolitej po „reformach” wymiaru sprawiedliwości był tylko jedną z wielu odsłon (acz naturalnie najważniejszą); albo zrobić błyskawiczny reset i ochoczo pochwycić leżącą teraz na stole, niewypowiedzianą ale dorozumianą, waszyngtońsko-brukselską ofertę, aby tamten rozdział zamknąć i iść dalej razem. Wraz z wyborem drugiego scenariusza Polska byłaby w stanie za jednym w sumie zamachem zakończyć dyskusję o zasadności jej przynależności do świata Zachodu i rozwiać wszelkie wątpliwości, czy jest w stanie realizować polityczną wizję w zgodzie z demokratycznymi wartościami.
Coś się gruntownie bowiem zmieniło. Od 6 lat wobec Polski narastała niechęć ze strony w zasadzie wszystkich krajów unijnej i północnoatlantyckiej wspólnoty. Konfliktowaliśmy się z każdym, odrzucaliśmy prawo i ład europejski, reagowaliśmy emocjonalnie na najmniejszą krytykę, równocześnie brutalnie ją prowokując, a w każdym sporze stawialiśmy wyłącznie własne interesy, ignorując wszystkie inne czynniki, takie jak trwałość europejskiej wspólnoty czy cele klimatyczne. Traciliśmy sympatię i grzebaliśmy przyjaźnie. Gdy jednak na naszego wschodniego sąsiada najechał agresywny bandyta Putin, Polska pokazała światu oblicze od jakiegoś czasu nieznane, zapomniane.
Polacy, zarówno zwykli ludzie, jak i organizacje, samorządy, a nawet ministrowie rządu, otworzyli swoje serca i zakasali rękawy. Polska odzyskała w zasadzie z dnia na dzień sympatię cywilizowanego i demokratycznego świata oraz wzbudziła podziw, który porównać w naszej najnowszej historii można tylko z „gwiezdnym czasem” pierwszej Solidarności 1980-81 i jej glorii 1989 r. Oto, zderzeni ze śmiertelnym wrogiem, w obliczu tragedii milionów skrzywdzonych ludzi, stanęliśmy znów po właściwej stronie historii. I to razem, jako cały naród polski i jako całe państwo. Dokonaliśmy tego, pomimo naszych, słynnych na cały świat ze względu na ich głębię i emocjonalność, podziałów politycznych. Polska przeżywa swój drugi „moment Solidarności”.
Innymi słowy, znaczenie Polski i jej pozycja w strukturach Zachodu wzmocniły się, gdy porzuciła ona filozofię stawiania wyłącznie swoich egoistycznych interesów na pierwszym miejscu oraz ślepotę na wszystko inne. Gdy przestała się nadymać i puszyć, podkreślać swoją wyjątkowość oraz niezachwianą pozycję najbardziej skrzywdzonego państwa i narodu w dziejach. Polska odbudowała swoją pozycję stawiając potrzeby innych na pierwszym miejscu, niosąc bezprecedensową pomoc i broniąc – uwaga – zachodnich wartości przed wschodnim agresorem.
Gdy warszawskie przemówienie Bidena jest teraz porównywane do berlińskich wystąpień Kennedy’ego i Regana, gdy jego „For God’s sake, this man cannot stay in power!” staje obok tamtych „Ich bin ein Berliner!” i „Mister Gorbatchev, tear down this wall!”, to wszyscy wiemy, że jest tak, bo żyjemy znowu w realiach zimnej wojny. Dla nas to nie pierwszyzna, acz tym razem jesteśmy po szczęśliwej stronie „żelaznej kurtyny”. To doświadczenie jest głęboko, politycznie dyskwalifikujące dla wszystkich tych, którzy będąc polskimi politykami, publicystami czy analitykami w ostatnich 30 latach poddawali w wątpliwość prozachodni kurs naszej polityki zagranicznej lub – co jeszcze głupsze – sugerowali wypisanie się z zachodnich struktur w ostatnich latach.
A my „potrafimy w zimną wojnę”. Putin powinien baczyć na to, że poprzednią zimną wojnę wygrał polski elektryk ze stoczni w prowincjonalnym wtedy mieście.
Biden nie krył podziwu dla Polski. Po latach mieszanych uczuć, znów można z dumą i z podniesioną głową mówić w Londynie, Berlinie czy Paryżu, że jest się Polakiem. Teraz to inni, zupełnie słusznie, posypują głowy popiołem za głupotę i naiwność swojej polityki energetycznej ostatnich dwóch dekad, gdy za realistyczne uznali to, że dobrze skończy się wielomiliardowy handel newralgicznymi surowcami energetycznymi z byłym oficerem sowieckiego KGB.
Nie zmarnujmy tego. Nie rozmieńmy tego na drobne. Nie pogrzebmy w bagnie małych i głupich sporów, niczym gadające warzywa w wierszu Brzechwy. Skorzystajmy z tego, że jedni teraz dostrzegli, że śladami Victora Orbana być może podążać jednak nie warto, zaś drudzy zauważyli, że rząd potrafi zachować się przyzwoicie w obliczu kryzysu uchodźczego. Ucywilizujmy nasz spór. Ale przede wszystkim budujmy na zachodzie markę „Polska”. Razem! To jest ten moment.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
