Andrzeja Dudę opozycja będzie musiała albo pokonać albo dopieścić – twierdzi politolog Marek Migalski.
L! – Jeśli Platforma Obywatelska nieprzerwanie trąbi, że któreś już z rzędu wybory na jakie się wybieramy to kolejna bitwa o demokrację, to jak w tym świetle oceniać rezygnację Tuska z wyścigu o fotel prezydencki?
Marek Migalski: Z tej perspektywy można by powiedzieć, że to jest pozostawienie Polski w objęciach postępującej autoryzacji. Jednak Tusk w uzasadnieniu decyzji wytłumaczył, że on po prostu by nie wygrał. Tusk przeczytał badania opinii publicznej i wie, że on tę wojnę z Dudą by przegrał ze względu na bardzo duży elektorat negatywny, który będzie miał kluczowe znaczenie w drugiej turze wyborów. Jeśli na to popatrzeć w kontekście tego pytania, to nie jest to ucieczka z placu boju, na którym rozgrywa się najważniejsza walka o demokrację, ale właśnie świadome oddanie pola komuś, kto miałby większą szansę na pokonanie tego pisowskiego smoka.
L! – Ale czy taki kandydat opozycji jest realny, przecież musiałby się zbudować od zera?
Marek Migalski: Kluczowe w twoim pytaniu jest „budowanie od zera”, bo ja dokładnie tak myślę o tym kandydacie. Ja w tekście dla „Polityki” wskazałam jakie cechy powinien posiadać taki kandydat, żeby zwyciężyć z Dudą. Po pierwsze, nie powinien być specjalnie znany. Ci, którzy mówią, że nie ma czasu na zbudowanie kogoś mylą się. Pamiętajmy, że Andrzej Duda przed 11 listopada 2014 był znany tylko hobbistom polityki, a paradoks tej sytuacji polega na tym, że im mniej ktoś jest znany tym jego szanse są większe. Jeśli ktoś jest nieznany, to nie może być nielubiany. Tu znowu powtarza się poruszony wcześniej problem elektoratu negatywnego.
Po drugie, taki kandydat powinien być raczej centro-prawicowy niż centro-lewicowy zgodnie z nastrojami społecznym w naszym kraju gdzie większość wyborców jest raczej centro-prawicowa. Raz jeszcze potwierdziły to ostatnie wybory w wyniku, których centro-lewica dostała łącznie 12%, prawicowe PiS 43%, skrajnie prawicowa konfederacja dostała trochę powyżej 6%, raczej centro-prawicowe PSL dostało 8% i Koalicja Obywatelska sytuująca się raczej w centrum uzyskała drugi najlepszy wynik. To pokazuje czarno na białym, że większość polskich wyborców jest centro-prawicowa.
Po trzecie, taka osoba dzięki centro-prawicowemu światopoglądowi oraz niekontrowersyjnemu sposobowi bycia miałaby szansę na uszczknięcie jakieś części elektoratu PiS-u czy Andrzeja Dudy, minimalnie, ale jednak.
Po czwarte, to musiałaby być osoba nie wzbudzająca furii w wyborcach Konfederacji, którzy w drugiej turze mogliby dzięki temu po prostu zostać w domu.
Przy połączeniu tych czterech cech, to jeśli chodzi o polityków Koalicji Obywatelskiej ja nie widzę obecnie kandydata, który by te wymagania spełniał. Niemniej jednak taki kandydat istnieje i jest nim Kosiniak – Kamysz, który absolutnie odpowiada wszystkim tym cechom. Jest tylko jeden problem, jest liderem PSL-u i zgodnie z powyższym dostanie w tych wyborach około 5%. Do drugiej tury wejdzie kandydat Platformy z tej dwójki kandydatów, których my znamy na dzisiaj. Nie sądzę, żeby Jaśkowiak czy Kidawa Błońska mieli jakieś bardzo duże szanse na pokonanie Dudy, chociaż większą szanse, wydaje się posiadać Kidawa Błońska, ale to jest bardziej moja intuicja.
L! – Cała ta sprawa z Jaśkowiakiem zdziwiła mnie, bo przecież mamy stosunkowo nową Kidawę, która została nam zaprezentowana przed wyborami, żebyśmy się z nią zaznajomili i ją pokochali i ja myślałam, że będziemy grali tą kartą Kidawy i nagle mamy Jaśkowiaka, jego kandydatura w mojej ocenie tylko i wyłącznie prowadzi do osłabienia Platformy i do pojedynku, na którym skoncentruje się teraz ta formacja.
Marek Migalski: Sama idea prawyborów nie byłaby zła, ponieważ ona absorbuje uwagę opinii publicznej i daje punkty procentowe takiej formacji i kandydatowi wybranemu w ten sposób. To przećwiczyła Platforma w 2010 roku kiedy w prawyborach wystartowali Komorowski i Sikorski i to dało szansę Komorowskiemu, żeby zwyciężył później w wyścigu prezydenckim.
Jednak w tym przypadku podzielam Twój sceptycyzm. Obecnie to osłabiło formację, ponieważ najpierw się okazało, że bardzo trudno było znaleźć takiego kontrkandydata dla Kidawy Błońskiej. Później on został schowany do koperty na dwa dodatkowe dni, a na koniec się okazało, że to jest Jaśkowiak, który jest prawdopodobnie bardzo dobrym prezydentem miasta, ale ma po prostu bardzo wyraźnie lewicową agendę. I to jest osoba, i ma do tego święte prawo, raczej przypisywana do strony centrolewicowej, jest związana z lewym skrzydłem w Platformie, a lepszym kandydatem byłby ktoś o centroprawicowej agendzie. Stąd uważam, że z tego pojedynku wygrana wyjdzie Kidawa Błońska, ale sam proces jej nie buduje.
Ale wiem dlaczego tak się dzieje i skąd bierze się ta idea prawyborów. Jest to wynik kalkulacji wewnątrzpartyjnych Grzegorza Schetyny, który chce odwlec jak najdalej moment rozliczenia go za przegraną Koalicji Obywatelskiej 13 października i po to wymyślił tą ideę prawyborów. Chce zając czymś innym partię, żeby w styczniu mieć lepsze asy w rękawie w boju o przywództwo w formacji. To pokazuje, że w Platformie nie myśli się w kategoriach wyłonienia najlepszego kandydata, który może pokonać Andrzeja Dudę, tylko górę bierze interes wewnątrzpartyjny, co źle rokuje na wybory prezydenckie. Kandydata na konkurenta Andrzeja Dudy będzie wybierać 1200 delegatów, którzy będą przede wszystkim kierować się względami koteryjnymi i wewnątrzpartyjnymi a nie badaniami socjologicznymi czy marketingowymi wskazującymi najlepszą, najsilniejszą i najbardziej niezręczną dla Andrzeja Dudy opcję.
L!- Korzystając z tego, że PiS poznałeś od środka, chciałabym zadać Ci pytanie odnoszące się do Andrzeja Dudy. Wydaje się, że świetne przedwyborcze prognozy powinny znacznie wzmocnić jego pozycję w ugrupowaniu Kaczyńskiego. Stąd pytanie czy jego druga kadencja na fotelu prezydenckim może być inna i czy Duda jest w stanie prowadzić niezależną politykę od dyrektyw z Nowogrodzkiej?
Marek Migalski: Dotychczasowe pięć lat jego prezydentury wskazywałyby na odpowiedź negatywną na to pytanie. Znaczy, że nie. On został połamany, zniszczony, że jemu właściwie wystarcza ta rola uśmiechającego się faceta, który robi sobie selfie z koniem w tle. Jestem złośliwy, ale te pięć lat trochę uzasadnia tą złośliwość i można sądzić, że przez te kolejne 5 lat będzie „Adrianem”.
Ale może stać się inaczej. W skomplikowanej, połamanej, pękniętej i wielokrotnie upokorzonej przez Kaczyńskiego postaci jaką jest Andrzej Duda, może tam gdzieś na dole jest jakaś zadra, która spowoduje, że jeśli zdołałby uzyskać reelekcję to w nim odezwie się mężczyzna, polityk, człowiek, który upomina się o szacunek dla siebie. Wtedy Kaczyński nie będzie już w stanie niczego mu zaoferować. Nie jest mu w stanie przyobiecać trzeciej kadencji, bo ma za mało szabel w sejmie, żeby wprowadzać takie zmiany w zapisach konstytucyjnych. To może spowodować, że oderwie się jakiś polityk samodzielny. Tym bardziej, że on po ewentualnej reelekcji będzie miał 48 lat, a Jarosław Kaczyński będzie miał 71 lat. To znaczy, że duża część polityków prawicowych może zacząć orientować się na Dudę i go budować.
Jednocześnie, to będzie prawie, że obowiązkiem opozycji, która chcąc zachować rudymenty demokracji i liberalnego systemu w Polsce będzie zmuszona dopieścić Andrzeja Dudę, odnowić z nim kontakty, nawiązać nowe i w nim ulokować swoje nadzieje na to, że władza Jarosława Kaczyńskiego nie będzie totalna. To jest perspektywa ze wszech miar odstręczająca dla polityków opozycji i stanowić może rodzaj dodatkowej zachęty do poszukiwania silnego kontrkandydata, który mógłby Dudę pokonać. Bo jak to się nie uda, to jedyną szansą na zachowanie rudymentów systemu liberalno-demokratycznego w Polsce będzie dopieszczanie psychologiczne i polityczne Andrzeja Dudy, co jak mówię nie wygląda specjalnie atrakcyjnie.
Rozmawiała Magda Melnyk
