Można zaryzykować twierdzenie, że więcej warszawiaków było w Londynie albo w Berlinie niż w Łodzi.
Propozycja tzw. Duopolis, czyli związku Łodzi i Warszawy od lat wraca jak bumerang. Ostatnio wskrzesił ją Błażej Lenkowski w XII numerze „Liberté!”. Koncepcja ta polega na funkcjonalnym powiązaniu tych dwóch dość blisko położonych, dużych miast, najpierw pod względem komunikacyjnym (autostrada i szybkie pociągi), z czego następnie miałby się wytworzyć wspólny rynek pracy, handlu, usług itd. Pomysł w oczywisty sposób słuszny, bo chyba nikogo w naszych czasach nie trzeba przekonywać o korzyściach z efektu synergii.
Pojawia się jeden problem – w Warszawie o takiej idei nikt nie myśli. W ogóle o Łodzi nikt w Warszawie nie myśli.
Wiadoma rzecz – stolica
W Warszawie świadomość istnienia jakichkolwiek innych miast w Polsce jest niewielka. Czasem słyszy się o Krakowie, rzadziej o Wrocławiu – i to chyba wszystko. W rozmowach, w mediach nie pojawiają się wiadomości o wydarzeniach z innych miast, nie słyszy się aby ktoś planował wypad na weekend do któregoś z nich. Nawet w szkołach dzieci jeżdżą na wycieczki w góry albo do Wenecji, ale przecież nie do Łodzi. Można zaryzykować twierdzenie, że więcej warszawiaków było w Londynie albo w Berlinie niż w Łodzi.
Londyn, Berlin, Paryż – te miasta pojawiają się, kiedy dochodzi do typowania celu wyjazdu na weekend majowy, albo w opowieściach o tym, co kto widział w czasie wyjazdu służbowego. Istnieje nawet w Warszawie stowarzyszenie o nazwie Duopolis, ale nie chodzi mu bynajmniej o Warszawę i Łodź tyko o Warszawę i Berlin. W dyskusjach publicznych również padają przykłady tych zachodnioeuropejskich miast, zresztą często w mediach i w rozmowach stanowią wzorzec, albo przynajmniej słyszy się porównania jakiejś sytuacji z Warszawy do podobnej w którymś z tych miast. To one są punktem odniesienia dla warszawiaków, a o przeobrażeniach w innych polskich miastach większość nigdy nie słyszała i nawet takich informacji nie szuka.
Ignorancja? Pewnie tak. Ale tak już po prostu jest i jeśli ktoś chce dobić targu w Warszawą to musi brać to pod uwagę. Najpierw trzeba przebić się do świadomości, a następnie przekonać Warszawę, że się jest atrakcyjnym partnerem, z którym warto robić interesy z obopólnym zyskiem, a nie w ramach jakiejś formy udzielania pomocy.
Zły to ptak
Tymczasem odgłosy dochodzące z Łodzi – jeżeli już się pojawiają – mogą prowadzić do trwałej depresji. Kiedy słucha się wypowiedzi łodzian o swoim mieście to można dojść do wniosku, że w środku Polski wyłonił się jakiś nowy Trójkąt Bermudzki, w którym kłębią się bezrobocie, marazm, chaos, brak wykształcenia, brak perspektyw i pewnie jeszcze wiele innych nieszczęść. Konia z rzędem temu, kto słyszał coś dobrego o Łodzi od łodzianina.
Ciekawe, że będąc w Łodzi wcale się tak wielu tych plag nie widzi. Manufaktura – wielkie i piękne centrum handlowo – hotelowo – muzealno – rozrywkowe ze świetną przestrzenią publiczną jest na pewno najlepszym w Polsce miejskim miejscem do spędzania wolnego czasu i powinno być dumą tego miasta. Ale jeśli się o nim słyszy od miejscowych to zazwyczaj jako o zabójcy ulicy Piotrkowskiej. Zresztą powtarzane jak mantra zaklęcie o upadku Piotrkowskiej też dziwi – ulica żyje, jest czysta, coraz bardziej zadbana, jest na niej wiele lokali kawiarnianych. Oczywiście w Łodzi widać też problemy – sporo zaniedbań i chaotycznej zabudowy, problemy społeczne, ale są to dokładnie te same problemy, które występują we wszystkich miastach w Polsce.
Skąd zatem to czarnowidztwo wśród łodzian? Jest ono widoczne jeszcze bardziej na tle wiecznie zadowolonych z siebie krakowian i wrocławian, którzy swoje miasta wychwalają niezależnie od tego czy mają powód czy nie. Wydaje się, że jeżeli mieszkańcy Łodzi chcą przekonać Warszawę do podjęcia współpracy, to najpierw muszą samych siebie przekonać o atrakcyjności swojego miasta. To jest kolejna przeszkoda do pokonania.
Urzędniczy styl vs. realne życie
W listopadzie 2012 ogłoszono, że w warszawskim Zarządzie Transportu Miejskiego trwają prace nad stworzeniem systemu rozliczeń wzajemnych, który umożliwiłby korzystanie z transportu publicznego przy użyciu warszawskiej karty miejskiej w Łodzi i łódzkiej w Warszawie. Takie rozwiązanie zapowiadały wcześniej w Warszawie i Berlin. Na zapowiedziach się skończyło, ale zostało to przyjęte jako sympatyczny symbol dobrej woli.
Projekt ten zastosowany w Łodzi może być pożyteczny dla tych, którzy już jeżdżą do sąsiedniego miasta i też nie dla wszystkich, bo chyba biznesmeni jadący w swoich sprawach nie skorzystają z tramwaju. Jeśli tak ma wyglądać Duopolis, albo przynajmniej jego początek, to projekt jest raczej skromny i pokazuje, że nie ma pomysłu na realne wykorzystanie potencjału, a władze nie widzą siebie w roli inicjatora rzeczywistych przemian.
Coś niby dzieje się też wśród samorządowych władz wojewódzkich – marszałkowie podpisali umowę o współpracy i jak dotąd cisza. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w taki sposób tylko pozoruje się działanie. Urzędnicze projekty są na razie tylko projektami, a nawet jeśli kiedyś dojdą do skutku, to pozostaną puste tak długo, jak długo mieszkańcy nie wypełnią ich treścią. Przecież żeby skorzystać z warszawskiej karty w Łodzi, to najpierw trzeba tam pojechać. A właśnie w tym problem, że prawie nikt nie czuje takiej potrzeby. Widoków na rzeczywiste zintegrowanie tych dwóch miast jak nie było tak nie ma.
Dialog czy dwa monologi?
Na stronie „Liberté!” zapowiedź spotkania na temat Duopolis zawierała stwierdzenie obrazujące stereotyp myślenia przeciętnego łodzianina: Warszawa zawsze postrzegała Łódź jako konkurencję i hamowała jej rozwój. To zdanie jest z pewnością nieprawdziwe, ale niestety nie jest to wiadomość dla łodzian pocieszająca, gdyż prawda jest jeszcze bardziej okrutna: Warszawa Łodzi w ogóle nie postrzegała. A gdyby komuś w Warszawie zaproponować żeby się w jakikolwiek sposób zainteresował Łodzią, to odpowiedzią byłoby pewnie wielkie zdziwienie.
Ostatnio na ulicach Warszawy pojawiły się bilbordy z jakimś dużym napisem o Łodzi. Dokładnie nie wiadomo co to za napis, bo jest nieczytelny. Pewnie ktoś w łódzkim Urzędzie Miasta w ten sposób zadbał o promocję w Warszawie. Jeżeli ta promocja nadal będzie tak wyglądała, to za dziesięć lat „Liberté!” będzie miało gotowy temat na artykuł: „Duopolis – dlaczego nie powstało?”