Można opiewać dalekowzroczność tych polityków w krajach Europy Środkowej, którzy natychmiast po przełomie 1989 r. obrali kurs na maksymalną integrację naszych krajów z zachodnimi strukturami bezpieczeństwa i współpracy gospodarczo-politycznej. Można kreślić awaryjne plany polityki energetycznej wobec nadchodzącego zerwania handlowych relacji z Rosją. Jednego jednakowoż twierdzić nie należy. Nie należy mówić, że ta agresja była zaskoczeniem, że nie można jej było się spodziewać, że nie zostały popełnione karygodne grzechy zaniechania i chciwości.
Wraz z bandycką agresją Rosji na Ukrainę doszło w naszej części świata do geopolitycznego przełomu porównywalnego z latami 1989-90. Można mówić o rozpoczęciu II Zimnej Wojny w Europie i w obszarze północnoatlantyckim. Można mówić, że ostatecznie skończył się czas odprężenia i „beztroskiego życia w słońcu”, którego symbolem pozostają dla państw Zachodu piękne lata 90-te XX w., kiedy największym kryzysem dla polityki w Stanach Zjednoczonych był skandal seksualny z udziałem prezydenta i jego stażystki. Można opiewać dalekowzroczność tych polityków w krajach Europy środkowej, którzy natychmiast po przełomie 1989 r. obrali kurs na maksymalną integrację naszych krajów z zachodnimi strukturami bezpieczeństwa i współpracy gospodarczo-politycznej – to dzięki tym działaniom położenie m.in. Polski różni się od położenia Ukrainy. Można kreślić awaryjne plany polityki energetycznej wobec nadchodzącego zerwania handlowych relacji z Rosją. Jednego jednakowoż twierdzić nie należy. Nie należy mówić, że ta agresja była zaskoczeniem, że nie można jej było się spodziewać, że nie zostały popełnione karygodne grzechy zaniechania i chciwości.
Ukraina płaci dzisiaj rachunek krwi za naiwność Zachodu. Naiwność, aby nie powiedzieć głupotę. Państwa zachodniej Europy – jedne mniej, a jednie bardziej – faszerowały przez dobre dwie dekady rosyjski reżim miliardami euro, kupując tam tanią energię. Wygodnie układały sobie życie. Korzystając z szerokiego strumienia ekologicznie znośnego gazu, mogły rezygnować powoli ze spalania trującego ludzkie płuca węgla czy z używania energetyki jądrowej, przed którą w wielu miejscach Europy rozlał się irracjonalny w znacznej mierze strach (jak się okazało, nawet awarię we własnej elektrowni w Czarnobylu Rosjanie byli w stanie przekuć w zyski ze sprzedaży innych typów energii w nieodległej przyszłości). Tymczasem Kreml za te pieniądze mógł zapychać dziury i gasić pożary w sypiącej się rosyjskiej gospodarce, ratować na bieżąco przed zapaścią swój system państwowo-administracyjny, podtrzymywać socjalnymi prezentami depresyjny naród na duchu, no i oczywiście finansować armię i budowę nowoczesnej broni, która teraz zabija Ukraińców.
Struktura makroekonomiczna Rosji pozwala dość łatwo oszacować, jakie byłoby położenie materialne tego kraju, gdyby usunąć z jego bilansu zyski sektora surowców energetycznych. Gdyby nie te zyski, kraj pogrążałby się w nędzy i marazmie, które zresztą raz po raz wyzierały, gdy na światowych rynkach ceny surowców zaliczały większe spadki. Jakie poszłyby za tym konsekwencje polityczne dla ludzi usiłujących rządzić zapadającym się w siebie okrętem – nie trudno przewidzieć. Dosięgnąłby ich gniew własnego narodu. Nie byłoby reżimu, nie byłoby potęgi militarnej, nie byłoby apetytów na ekspansję strefy wpływów. Byłoby skupienie się na pracy, na wyjściu z kryzysu, na reformach, na unowocześnianiu państwa, na celu wyjścia z biedy. Sąsiedzi Rosji byliby bezpieczni.
Rządy i narody z Europy środkowej, które mogły w toku swojej historii nieco lepiej zapoznać się z naturą i celami działań Rosji aniżeli mieszkańcy atlantyckich rubieży kontynentu, były świadome zagrożenia i przestrzegały przed nieuchronnymi skutkami krótkowzroczności, jaką była otwartość na szeroko zakrojoną współpracę handlową z Kremlem. Oczywiście, także i tutaj pojawiali się zwolennicy powiązania gospodarek w newralgicznych obszarach z Rosją. Nie brakowało nam Klausów, Zemanów, Ficów czy Orbanów. Byli to z reguły politycy ogarnięci rosyjską mentalnością i wizją państwa, gdzie oligarchizacja relacji władzy i dbałość o prywatne interesy swoje i kliki powiązanych z władzą bogaczy przesłaniają postawy propaństwowe, a przede wszystkim prowadzą do zignorowania potrzeb obywateli. Jednak pomimo istnienia tych polityków, świadomość geopolitycznej ofensywności i gotowości do agresywnych zachowań, jako elementów wkodowanych w kremlowskie DNA, była w Europie środkowo-wschodniej nieustannie rozpowszechniona.
Przez wiele lat liderom z naszej części kontynentu nie udawało się zaszczepić tej ostrożności politykom z tzw. starej Unii. Musieliśmy po wielokroć wysłuchiwać, że jesteśmy „chorobliwie i nieuleczalnie rusofobiczni”, czyli do szpiku kości uprzedzeni, tak że nie potrafimy racjonalnie myśleć o ułożeniu relacji europejsko-rosyjskich. Musieliśmy słuchać, jak bezwstydni i pazerni szefowie rządów nazywają Putina „kryształowym demokratą”, przyjmują w swoich willach, fotografują się z nim w saunach czy jacuzzi i zapewniają, że wszystko będzie dobrze. Że zawarcie wielomiliardowych kontraktów na dostawy ropy czy gazu nie stanowi żadnego zagrożenia geopolitycznego, ponieważ nie jest jednostronnym uzależnieniem. Rosja miała być od europejskiego pieniądza równie zależna, co Europa od rosyjskiego gazu. Sama groźba zerwania umów i zakręcenia kurka z pieniędzmi miały stawiać Kreml do pionu i uczynić wszelkie jego działania, które mogłyby pogorszyć relacje z Zachodem, niemożliwymi (tak jakby Rosja nie tworzyła zaskórników finansowych, podczas gdy Europa zaskórników gazowych tworzyć z podobnym rozmachem nie mogła). Ułożenie na dnie Bałtyku gazociągów Nord Stream 1 i Nord Stream 2 miało być „projektem czysto biznesowym”, a fakt że Rosja te większe moce przesyłowe chciała stworzyć drogą morską, prowadzącą przez wody międzynarodowe, a nie lądową przez Ukrainę czy Polskę, nie budził żadnych refleksji.
Zachodniej naiwności nie pogrzebała agresja Rosji na Gruzję w 2008 r. Ówczesny prezydent Francji pojechał na rozmowy rozejmowe i ogłosił sukces, bo Rosja powstrzymała ofensywę. Elementami tego „sukcesu” było jednak zachowanie pod kontrolą Moskwy dwóch regionów Gruzji, de facto od niej brutalnie odłączonych, o wejściu francuskiego państwowego GdF do projektu Nord Stream 1 i lukratywnej posadzie dla premiera Fillona nie wspominając. W tym samym czasie niektóre kraje Zachodu jednoznacznie zablokowały wszelkie inicjatywy zmierzające do wejścia Ukrainy i Gruzji na drogą ku członkostwu w NATO. Uruchomił się tutaj syndrom „nieumierania za Gdańsk”, a tymczasem przegapiono przecież idealny timing, aby objąć te kraje parasolem odstraszania NATO, co zapobiegłoby ofiarom wojen w Ukrainie, w 2014 r. i obecnie.
Ani kolejna agresja na Ukrainie, nielegalna aneksja Krymu i powtórzenie abchasko-osetyjskiego manewru w Doniecku i Ługańsku, ani zamachy podejmowane na terytorium Wielkiej Brytanii i w innych miejscach Europy, ani gehenna Chodorkowskiego, ani zabicie Niemcowa, ani otrucie Nawalnego – żadne z tych wydarzeń nie stanowiło impulsu dla ograniczenia rozmachu transferów gotówkowych na Rosję. Nic nie zmieniło się nawet wtedy, gdy rosyjskie ingerencje doprowadziły do wyjścia Brytyjczyków z UE i do wyboru szaleńca na prezydenta USA, który do zniszczenia NATO nie dał rady doprowadzić wyłącznie dzięki nadludzkiemu wysiłkowi urzędników państwa amerykańskiego, którzy głowę swoje państwa dyskretnie pacyfikowali i kanalizowali jego inicjatywy. Nic nie zmieniło jasne zadeklarowanie przez rosyjską doktrynę międzynarodową dezintegracji UE jako celu polityki i podjęcie się jego realizacji poprzez wspieranie wywrotowych i ekstremistycznych sił politycznych w niemal wszystkich krajach członkowskich UE, co doprowadziło do wejścia takich polityków do rządów w co najmniej trzech państwach Unii (Węgry, Włochy i Austria). Zachód nadal trwał w swojej naiwności i zabierał do hucznego otwarcia Nord Stream 2.
Gdy w minionym tygodniu wojska rosyjskie ponownie wkroczyły na Ukrainę, przed pierwsze dwie doby wydawało się, że i ten kolejny wstrząs nie wpłynie na odejście części Zachodu od postawy naiwności. Niektórzy usiłowali wyłączyć spod sankcji transakcje energetyczne. Inni blokowali odłączenie rosyjskich banków od systemu SWIFT, sugerując że to zbyt duży kaliber kar jak na taką małą, drobną wojnę. Choć rosyjskie czołgi stały kilkadziesiąt kilometrów od Kijowa, szykowały się na szturm miasta, na którego ulicach grasowały już grupy komandosów z zadaniem zgładzenia ukraińskiego prezydenta, nie zabrakło europejskich głosów nawołujących do odczekania dalszego rozwoju sytuacji. W tym momencie portal pornograficzny Pornhub, który zablokował internautom z Rosji całkowicie dostęp do swojej oferty, wydawał się bardziej zdeterminowany do stosowania antyrosyjskich sankcji na poważną skalę aniżeli niektóre rządy UE. Do teraz pozostaje wrażenie, że gdyby Kijów padł w drugim/trzecim dniu inwazji i zakończyłaby się ona już wtedy, to ta część Zachodu poszłaby drogą zaaranżowania się z tą sytuacją i ograniczenia sankcji do wymiaru symbolicznego. Ale może się mylę, oby.
Tak się w każdym razie nie stało. Prezydent, armia i naród ukraiński wykazały się nadludzkim bohaterstwem i po dzień dzisiejszy skutecznie bronią swojej stolicy przed bandyckim agresorem. Dla wszystkich stało się jasne, że uniknięcie jednoznacznej postawy wobec tego konfliktu jest niemożliwe. A że jest to, w czystej postaci, konflikt ukraińskiego dobra z rosyjskim złem, to stanowisko można zająć tylko jedno. W tym samym czasie więc, w ciągu jednego tygodnia, Zachód pokazał inne oblicze. Oblicze pozbawione ślepoty, oblicze człowieka, który dokonał wiekopomnego odkrycia. Niektórzy politycy zachodniej Europy powinni do dziś w zasadzie biegać w euforii i niekompletnym stroju po ulicach swoich miast i wrzeszczeć „Eureka!”.
W trzeciej dobie ukraińskiej walki z najeźdźcą każda z sankcji przestała wydawać się zbyt surowa. Na rosyjskie banki, przedsiębiorstwa i agendy spadły radykalne sankcje, które od poniedziałku po ataku obracają rosyjską gospodarkę w perzynę. Rubel stracił prawie połowę wartości, stopy procentowe powędrowały do poziomu 20%, giełda przestała funkcjonować, a od 3 marca można mówić o co najmniej technicznej niewypłacalności państwa. UE w ogóle, a Szwecja po raz pierwszy od 1945 r. zdecydowały się na dostawy broni ofensywnej krajowi toczącemu wojnę, Ukrainie. Cała Europa zamknęła przestrzeń powietrzną dla rosyjskich samolotów, faktycznie odcinając ten kraj od świata. UE zdecydowała o wyłączeniu sygnału mediów szerzących kłamliwą propagandę Kremla. Niemcy – wskutek fatalnej polityki Gerharda Schrödera i zainfekowania nią jego, współtworzącej rządy Angeli Merkel, partii SPD, najbardziej uzależniony od rosyjskiej energii kraj Europy – wdrożyły strategię redukcji i w końcu rezygnacji z kupowania gazu w Rosji, rozbudowują gazoporty, inwestują w jeszcze szybszy rozwój zielonych energii, nawet rozważają przedłużenie żywota swoich elektrowni atomowych. Dodatkowo zmieniają o 180 st. swoją politykę obronną i planują kolosalne inwestycje w wojsko. NATO w dalszym ciągu wzmacnia wschodnią flankę, robiąc dokładną odwrotność tego, co Rosja żądała w swoim grudniowym ultimatum. Nawet neutralna Szwajcaria przyłączyła się do finansowych sankcji przeciwko rosyjskim oligarchom. Międzynarodowa sieć prywatnych hakerów Anonymous pokazuje swoją przewagę nad rosyjskimi farmami w stylu „Fancy Bear” i wyłącza raz to strony internetowe rosyjskich mediów, raz systemy białoruskich banków, raz agencję prasową TASS, raz rosyjskie satelity szpiegowskie. Jako ostatnia, nawet FIFA – złożona z przyjaciół Putina quasi-mafia trzęsąca światową piłką nożną – wyklucza Rosjan ze wszystkich rozgrywek.
Putin przez blisko 20 lat inwestował w rosyjskie wpływy na Zachodzie. Przez pierwszych kilka lat – do roku 2007-08 – pokazywał głównie udawaną, przyjazną twarz. Od ataku na Gruzję zaczął stopniowo testować, na ile działań agresywnych może sobie pozwolić. Uzależnił kraje Europy od swojej energii i bawiąc się kurkami na rurach podnosił lub obniżał Europejczykom ceny, nieco ich sobie „wychowując”. Inwestował w „miękką dyplomację”, finansował Ligę Mistrzów, Schalke 04 czy Chelsea, a od czasu do czasu dopuszczał się na terenie państw UE zamachów terrorystycznych. Kupował polityków dwutorowo: zarówno ekstremistów – jako długofalową inwestycję w potencjalny chaos i rozpad zachodnich struktur politycznych; jak i byłych ale nadal wpływowych, bezbarwnych polityków z mainstreamu, którzy ułatwiali zakulisowe negocjacje nowych dealów biznesowych. Za każdym razem Europa liczyła euro i rachowała, jak bardzo się jej opłaca zawierać nowe umowy od strony ekonomicznej, a Kreml przeliczał te umowy wyłącznie od strony politycznej.
To był wyścig. Putinowi chodziło o to, aby uzyskać na tyle rozległe wpływy w Europie, aby ta pozwoliła mu na przywrócenie Ukrainy do rosyjskiej strefy wpływów. Putin chce bowiem przejść do historii jako ten, który naprawił „największą tragedię XX w.”, za którą uznał rozpad ZSRR. Ale to był wyścig, bo Putin ma prawie 70 lat i jego czas może się jeszcze nie kończył, ale jednak kres zaczynał na horyzoncie majaczyć. To dlatego w zeszłym roku uznał, że choć bezpieczniej byłoby jeszcze nieco bardziej Europę spacyfikować, to jednak już czas nagli. Wobec wyników sondaży musiał stracić nadzieję na zdobycie przez jego protegowaną prezydentury Francji, zaś Nord Stream 2 uznał pochopnie za bezpieczny ze względu na stopień ukończenia kolosalnej przecież inwestycji. Więc zaatakował.
Przeszarżował. Niezależnie od tego, jak militarnie zakończy się jego agresja na Ukrainę, to – tak czy inaczej – Putin w ciągu 5 dni zaprzepaścił całość zbudowanego na przestrzeni 20 lat na Zachodzie potencjału rosyjskiego. Tyle się mówiło w ostatnich latach o „przebudzeniu niedźwiedzia” i ono rzeczywiście jest faktem. Jednak w tej chwili większe wrażenie robi już przebudzenie Zachodu z letargu. Doszliśmy do momentu, w którym Marine Le Pen zleca skierowanie na przemiał milionów ulotek wyborczych, na których pozuje do zdjęcia z Putinem. Rosja stała się wrogiem całego Zachodu. Dzisiaj już nikt nie zastanawia się, jak i na ile można się z Putinem układać i robić z nim interesy. Dzisiaj bardziej Zachód interesuje dylemat, czy udałoby się i w jaki sposób najlepiej byłoby wpakować Putinowi kulę w łeb.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl