Nie będziemy porównywać USA i Chin, czy Niemiec i Francji, czy jakichkolwiek innych dwóch krajowych gospodarek. Zajmiemy się natomiast gospodarkami, które rosną w k a ż d y m kraju świata zachodniego w zastraszającym tempie. W jednych szybciej, w drugich wolniej ale – jeśli utopijnym zwolennikom sielskiej gospodarki z XIIw. udałoby się zrealizować ich cele – wszystkich nas czekałby ten sam los, to znaczy bankructwo ekonomiczne zachodniego świata. Dodam osobiście: świata, który i bez groźnych harców energetycznych na tle ociepleniowym i tak zmierza ku stagnacji. Jest jednak różnica między stagnacją, a bankructwem i załamaniem.
Ludowe porzekadło mówi, że najgorszym kłamstwem jest powiedzenie niecałej prawdy. Tak wygląda właśnie sprawa z utopią „zielonej energii”, czyli energii z tzw. odnawialnych źródeł. Piszę „tak zwanych”, gdyż o tym, co jest odnawialne decydują zachwyty lub fobie „politycznie poprawnych” postępowców. Jej zwolennicy – w Polsce ciągle, na szczęście mniej liczni niż w Zachodniej Europie i USA – opowiadają i piszą o zaletach energii odnawialnej, jako o utopijnym wspaniałym świecie bez emisji CO2, w którym powstają nowe miejsca pracy w energetyce wiatrowej, słonecznej i biopaliwowej.
To jest właśnie owa gorsza od kłamstwa niecała prawda. Absolutnie w s z y s t k i e – nie znam żadnych badań porównawczych twierdzących coś odwrotnego – wskazują, że jedno miejsce pracy powstałe w branżach związanych z wytwarzaniem i stosowaniem energii odnawialnej powoduje zmniejszenie zatrudnienia w innych branżach gospodarki. Według badań z różnych krajów Europy spadek liczby miejsc pracy wynosi od 2 do 1 do 5-6 do 1. Czyli energia odnawialna p o ż e r a miejsca pracy w nie subsydiowanej gospodarce i to na wielką skalę.
W dodatku większość miejsc pracy w energetyce odnawialnej, to miejsca pracy nietrwałe, np. przy stawianiu wiatraków, podczas gdy miejsca stracone, to te w produkcji wyrobów energochłonnych i w samej energetyce, a więc trwałe. To właśnie ciągły wzrost kosztów energii w związku z rosnącym udziałem silnie subsydiowanej energii odnawialnej powoduje zamykanie lub przenoszenie tej produkcji do krajów, które nie uległy ociepleniowej politycznej poprawności.
Warto podkreślić konsekwencje postępujących zmian proporcji między dwiema gospodarkami: normalną (niesubsydiowaną) i subsydiowaną. Z tym jest jak ze zdrowym drzewem i rosnąca na nim jemiołą. Póki tej jemioły jest niewiele, drzewo dalej rośnie, a w każdym razie żyje. Im więcej jemioły, tym mniej żywotne drzewo, aż wreszcie usycha. Taka jest perspektywa zachodnich gospodarek (i tak przytłoczonych garbem „socjalu”), gdyby wzrost gospodarki subsydiowanej miał postępować nadal.
Politycy świata zachodniego, którzy za żadne skarby nie chcą okazać się niepoprawni politycznie, nie akceptujący idee fixe globalnego ocieplenia, robią rozmaite polityczne łamańce. W Niemczech w wyniku wzrostu udziału obowiązkowo wykorzystywanych paliw odnawialnych ceny energii są dwa razy wyższe niż gdzie indziej w Europie. Więc przed wyborami wycisza się wszelkie dyskusje o subsydiach, o wysokich i rosnących – w związku ze wzrostem udziału energii odnawialnej – cenach energii. Ale ludzie to widzą, bo płacą o tyle wyższe rachunki.
W innych krajach Zachodu Europy jest dość podobnie. Do „postępowców” w tej dziedzinie dołączył prezydent Obama. Jest on wprawdzie ograniczony w swoich działaniach przez silny opór Republikanów i sporej części Demokratów, ale zapowiedział, że będzie starał się wzmacniać tę drugą (subsydiowaną) „zieloną” gospodarkę. Również i Amerykanom szykują się mało atrakcyjne perspektywy…