Najpierw impresja potoczna:
Muszę się przyznać do strasznego braku wrażliwości. Kiedy zobaczyłem Panią Marylę na wózku z pielęgniarką pchającą ją do przodu, przywitałem się pięknie z nimi, ale głównie z Panią Marylą i z głupia frant zapytałem: „A gdzie mąż?”. Pani Maryla najpierw spytała: „Słucham?”, a potem, kiedy powtórzyłem pytanie, wydobyła z siebie półokrzyk pomieszany z westchnieniem zdziwienia: „Nie żyje!”. I odjechały. Nie miałem czasu od razu przemyśleć tego, bo witałem się z innymi ludźmi, jednak nie mogłem sobie tego zachowania darować, bo byłem przecież na pogrzebie Pana Andrzeja, męża Pani Maryli, sam go jakoś przecież żegnałem na cmentarzu w czerwcu i taka gafa… taka niestosowność… takie okrutne zachowanie… Cisnęło mnie w dołku…, moje ciało nieprzyjemnie mnie uwierało. Zadzwoniłem do Pani Maryli po kilku godzinach i jej wyjaśniałem, że ja przecież byłem na pogrzebie Pana Andrzeja, że ja wiem…, ale odszedł tak nagle, niespodziewanie, zaledwie po czterech dniach choroby, a jej obraz, Pani Maryli na wózku, z osobą Pana Andrzeja zlał mi się w całość, że kiedy zobaczyłem ją, to mi Jego brakowało… No i zapytałem głupio jak mechanizm. Bo to taka nieobecność bardziej namacalna od pamięci o dawniej obecnym, ale minionym.
Przez telefon Pani Maryla opowiedziała mi jeszcze o tym, że ją kilka dni temu okradziono. Bo wpuściła niewłaściwą osobę do mieszkania, myśląc, że to nowa pielęgniarka z przychodni. Ta nieznajoma okradła ją na 1000 zł, udając kogoś, kto ma zrobić badanie kręgosłupa. Dobrze, że jej nie poturbowali, nie zabili… Bo przecież, gdyby inaczej się zachowała…
No i jeszcze, że straciła tysiąc złotych emerytury męża. To będzie ubytek szczególny, bo comiesięczny. Jej sytuacja na pewno nie jest teraz do pozazdroszczenia. Kilku przyjaciół jej pomaga, ale dzieci żyją w odległej Chorwacji już długie, długie lata. Samotna wdowa. Po służącym kiedyś w wojskowej marynarce mężu. Nie rozstawali się przez lata. Zawsze razem.
Czasami są ludzie, którzy nam się jakoś zapisują w cielesnej pamięci w otoczeniu spraw, krajobrazów i innych osób. Tworzą całość nierozerwalną. Bo życie jest złożoną strukturą. Wyjąć jeden element i cała konstrukcja żywotna się wali. Nie chcę się tłumaczyć ze swojego głupiego zachowania, ale tak mi jakoś dziwnie, chciałbym to doświadczenie jakoś zrozumieć i uogólnić.
Impresja publicystyczna, kiedy polityka wkracza w życie prostego człowieka:
Czuję się trochę jakbym stąpał po grząskim gruncie, kiedy w Polsce od dziś sędziowie sądów powszechnych zależą od woli jednego, zaciekłego człowieka, który ma osobiste resentymenty. Wyjęto z całej konstytucyjnie gwarantowanej konstrukcji niezwykle ważny element: domniemanie bezstronności sędziego. Tak to rozumiem jako obywatel. I teraz pytanie: czy ta wdowa, Pani Maryla, będzie mogła liczyć na bezstronny sąd, kiedy spróbuje odwoływać się od decyzji o cofnięciu emerytury jej męża?
A gdzie Pani mąż? A gdzie bezstronność sędziów? A gdzie poczucie bezpieczeństwa obywatela? A gdzie Polska?
Łódź, 14 sierpnia 2017