Głód wolności znajdował swój muzyczny akord zarówno u Jacka Kaczmarskiego, który wzywał: „Wyrwij murom zęby krat, zerwij kajdany, połam bat, a mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat!”, jak też w polskich kościołach, w których niejednokrotnie pobrzmiewał modlitewny ton: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!”
Kiedy w 1989 r. obradami okrągłego stołu i wyborami czerwcowymi rozpoczynano w Polsce proces demontażu ustroju komunistycznego, społeczeństwo polskie cierpiało na gigantyczny głód wolności. Głód wolności, którą niemalże dokładnie sześćdziesiąt lat temu zagarnęły sąsiadujące z II Rzeczpospolitą totalitaryzmy: nazistowski i sowiecki. Ten głód wolności prowadził Polaków przez powojenną historię ścieżkami bohaterskich zrywów: od czerwca 1956 roku, aż po falę wiosenno-letnich strajków roku 1988. Ów głód wolności werbalizowany był w okresie Polski Ludowej przez różnorodne grupy polskiego społeczeństwa: od robotników wszelkich branż, aż po intelektualistów. Głód ten znajdował swój muzyczny akord zarówno u Jacka Kaczmarskiego, który wzywał: „Wyrwij murom zęby krat, zerwij kajdany, połam bat, a mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat!”, jak też w polskich kościołach, w których niejednokrotnie pobrzmiewał modlitewny ton: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!”
Dyskurs o wolności
W okresie Polski Ludowej oraz w pierwszych miesiącach przemian systemowych dyskurs liberalny miał albo charakter marginalny, albo w ogóle nie był obecny w dyskursie publicznym. W większym stopniu można mówić o obecności dyskursu wolnościowego, czyli wszelkich form refleksji i werbalizacji potrzeby wolności oraz debat na temat jej wartości oraz zakresu. Już w czerwcu 1956 r. obok postulatów dotyczących sfery socjalnej, bytowej i zarobkowej pojawiały się również hasła ze spektrum wolnościowego, jak chociażby: „My chcemy wolności”, „Żądamy wolnych wyborów pod kontrolą ONZ”, „Precz z Ruskami, żądamy prawdziwie wolnej Polski”” „Precz z bolszewizmem”, „Precz z komunistami”[1]. Taka wolnościowa retoryka bynajmniej nie dominowała w przebiegu polskich przełomów antykomunistycznych w okresie PRL, jednakże hasła takie się pojawiały. Obawy klasyfikowania tego typu haseł jako prób zamachu na konstytucyjne organy władzy komunistycznej skutecznie sprawiały, że kanalizacja niezadowolenia społecznego dokonywała się poprzez żądania płacowe oraz socjalne.
Wyraźnie zarysowane żądania wolnościowe znalazły się wśród tzw. postulatów sierpniowych. Już w pierwszym punkcie znalazło się żądanie akceptacji przez władze „niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych”, czyli żądanie pluralizmu społecznego i związkowego. Punkt drugi zawierał żądanie prawa do strajku, zaś punkt trzeci – żądanie przestrzegania wolności słowa, druku i publikacji. W punkcie szóstym natomiast domagano się umożliwienia „wszystkim środowiskom i warstwom społecznym uczestniczenie w dyskusji nad programem reform”. Niewątpliwie to te 21 postulatów i zapoczątkowany nimi okres karnawału „Solidarności” przyczyniły się w pewnym stopniu do tego, co miało się wydarzyć w Polsce w 1989 r. Wszystko to zaś działo się właśnie pod hasłami realizacji zasady wolności właśnie. Na ten niemalże metafizyczny pęd do wolności zwracał uwagę Timothy Garton Ash w Polskiej rewolucji, kiedy sugerował, że nijak się on ma do realiów sowieckiego komunizmu. Przywoływał wręcz słowa Stalina, który miał stwierdzić, że „wprowadzać komunizm w Polsce to tak jak siodłać krowę”[2].
Dyskurs liberalny
Dyskurs o wolności zostawał systematycznie zastępowany przez dyskurs liberalny po tym, jak rozpoczęto w Polsce intensywny proces przekształceń ustrojowych, zarówno na poziomie politycznym, jak i ekonomicznym. W pierwszych kilku latach transformacji systemowej hasła modernizacji, liberalizacji i prywatyzacji stanowiły niewątpliwie dowód rozwoju cywilizacyjnego i swoistej gospodarczo-społecznej westernizacji Polski. Początkowo postulaty liberalizacyjne nie niosły z sobą negatywnych konotacji, a wręcz stanowiły obietnicę dobrobytu i dobrostanu, które rychło miały stać się udziałem wszystkich Polaków. W swoim exposé Tadeusz Mazowiecki wspominał, że „długofalowym strategicznym celem poczynań rządu będzie przywrócenie Polsce instytucji gospodarczych od dawna znanych i sprawdzonych. Rozumiem przez to powrót do gospodarki rynkowej oraz roli państwa zbliżonej do rozwiniętych gospodarczo krajów. Polski nie stać już na ideologiczne eksperymenty”. Słowa Mazowieckiego wskazywały, iż będzie on chciał zerwać z dysfunkcyjną gospodarką centralnie planowaną i pójść w kierunku wolności gospodarczej.
Dyskurs liberalny po okrągłym stole miał charakter idealistyczny i zarazem optymistyczny. Przekonywano, że budowa demokracji musi być sprzężona z wejściem na ścieżkę gospodarki kapitalistycznej. Bronisław Geremek wykazywał, jak „nierozdzielny jest to związek” oraz że „próby budowy gospodarki rynkowej bez demokracji prowadziły do klęski”[3]. Był on przekonany, że „polska Solidarność zbudowała pewien układ nadziei”, bo „właśnie nadzieja ludzi wytwarza cierpliwość, wytwarza akceptację poświęceń i wyrzeczeń. A te są niezbędne w procesie przechodzenia do demokracji”[4]. Dyskurs liberalny – zarówno na politycznym, jak i ekonomicznym poziomie – przyjął się w świecie nowych polskich elit politycznych, jak również wśród publicystów. Był to niewątpliwie efekt panującej jeszcze w Stanach Zjednoczonych reaganomiki oraz ciągle przynoszącego Brytyjczykom pozytywne rezultaty thatcheryzmu.
Idealistyczno-optymistyczna wizja liberalnej demokracji zyskała jednak również instytucjonalne wsparcie ze strony międzynarodowych organizacji i instytucji finansowych, jak chociażby Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy czy Europejska Wspólnota Gospodarcza. Ireneusz Krzemiński w 1990 r. wskazywał, że „pojawia się palący problem wizji przyszłego ładu gospodarczego” i choć – jak dowodził – nie chodzi o „utopijny obraz raju na ziemi, który konstruowali komuniści. Jednakże potrzeba wizji, która skonkretyzuje zasady wolnego rynku i dobrego życia ogółu społeczeństwa”[5]. Wizja lepszej przyszłości, jaka wyłaniała się z wypowiedzi polityków i publicystów, którzy przekonywali do wolnorynkowej demokratycznej przyszłości Polski, budowała wśród Polaków wiarę w lepszą przyszłość i systematyczne zbliżanie się polskiego stylu życia i jego jakości do standardów zachodnioeuropejskich. Jeszcze w 1989 r. zdawało się, że wobec beznadziei komunistycznych lat osiemdziesiątych nowa Polska z pewności nie będzie w stanie postawić Polaków przed jeszcze większymi wyzwaniami. Tymczasem narastające bezrobocie, będące efektem masowego upadku przedsiębiorstw, postępujące ubożenie społeczeństwa i nieobecny dotychczas problem ubóstwa, hiperinflacja, która stała się nie tylko symbolem legalnej grabieży, ale również niepewności – te właśnie demony przywitały Polaków w nowej Polsce, tej liberalno-demokratycznej.
Socjaldemokratyczny dyskurs antyliberalny
Dyskurs antyliberalny wyłonił się niczym Heglowska antyteza względem zakorzeniającego się w pierwszych latach III Rzeczypospolitej dyskursu liberalnego. Pierwsze jego symptomy pojawiły się wraz z pierwszymi negatywnymi społecznie konsekwencjami wdrażanego planu Balcerowicza. Józef Kaleta pisał 13 października 1991 r. o „polskim harakiri”, wskazując, iż „stan polskiej gospodarki jest dramatyczny”. Przekonywał jednocześnie, że „we współczesnej historii nie ma państwa, w którym szokowa terapia doprowadziła do ożywienia gospodarki”[6]. Włodzimierz Bojarski i Stefan Kurowski pisali o „fiasku liberalizmu”, dowodząc, że „liberalna koncepcja kolejnych rządów odpowiada prymitywnemu, skompromitowanemu kapitalizmowi z początku minionego wieku, zachowanemu do dziś w nadal eksploatowanych krajach postkolonialnych”[7]. Bp Tadeusz Pieronek wskazywał na wzrost negatywnych skutków przemian gospodarczych, które w największym stopniu ponosili najsłabsi i najbiedniejsi. Podkreślał, że „bogactwa tej ziemi powinny być dostępne każdej istocie ludzkiej. Każdy, kto przyszedł na świat, ma prawo do jego dóbr, a rzeczą zapobiegliwości ludzkiej jest takie urządzenie ziemskiego porządku, by tych dóbr starczyło dla wszystkich”[8].
Problemy, które dotknęły Polskę i Polaków w trakcie pierwszych lat transformacji systemowej sprawiły, że osłabło poparcie społeczne do przemian gospodarczych, zachwianiu uległo społeczne zaufanie do wyznaczanych przez elity polityczne kierunków przemian, zaś postsolidarnościowe elity zostały obciążone odpowiedzialnością za wszelkie niepowodzenia dobry transformacji. Również dyskurs liberalny zaczął być utożsamiany ze środowiskami, które niejako stały się przyczyną tych wszystkich problemów. Dyskurs antyliberalny musiał stać się swoistym remedium na dyskurs liberalny. Pierwszym symptomem triumfu antyliberalnej retoryki było zwycięstwo Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Polskiego Stronnictwa Ludowego w 1993 r. oraz Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 r. Jeden z głośniejszych postulatów, które znalazły się w Deklaracji Wyborczej SLD w 1993 r., brzmiał następująco: „Tak dalej być nie musi: niech reformy służą ludziom”. Jak najbardziej oddawał on klimat antyliberalnej retoryki szerzącej się w społeczeństwie i coraz bardziej obecnej w mediach. Antoni Dudek w Historii politycznej Polski 1989-2005 podaje, iż w latach 1991-1993 aż o 13 punktów procentowych wzrósł odsetek ankietowanych przekonanych, że „rządy solidarnościowe wpędziły Polskę w stan chaosu i ubóstwa. Jednocześnie prawie o 20 punktów procentowych zmniejszył się odsetek respondentów mających analogiczną opinię o rządach PZPR[9].
Wczesna forma kształtowania się dyskursu antyliberalnego miała jednakże charakter stosunkowo umiarkowany i w pewnym sensie konstruktywny. Przede wszystkim wskazywano na niedostatki w zabezpieczeniu socjalnym gospodarczych przemian, które przecież – z perspektywy trzydziestolecia – wydają się dziś ewidentne. W ciągu tych pierwszych kilku lat kształtowania się dyskursu antyliberalnego w zasadzie nie podważano sensu całego procesu transformacji systemowej, zaczęto jednak dostrzegać w tym procesie człowieka. Edmund Wnuk-Lipiński wskazywał, że „pewna część społeczeństwa czuje się zagubiona i cierpi na coś, co można by nazwać – z pewną przesadą – sieroctwem społecznym. Życie w wolności okazało się trudne, trudniejsze niż wyidealizowane marzenia o wolności sprzed sześciu lat, oraz mało przewidywalne”[10]. Dyskurs antyliberalny zdawał się być przejawem werbalizacji niezadowolenia z negatywnych dla społeczeństwa skutków ubocznych przekształceń gospodarczych, jakie dokonywały się w Polsce. Ten wyłaniający się dyskurs liberalny miał jednakże jeszcze – nazwijmy to umownie – twarz socjaldemokratyczną.
Populistyczny dyskurs antyliberalny
Do podważenia samego sensu liberalnych reform doszło pod koniec dwudziestego wieku, kiedy to do wyobraźni społecznej coraz skuteczniej zaczął się przebijać dyskurs antyliberalny w jego populistycznej formie. W latach 1998-2001 w Polsce systematycznie wzrastało bezrobocie, a społeczeństwo polskie zaczynało odczuwać negatywne konsekwencje czterech wielkich reform systemowych wdrożonych przez rząd Jerzego Buzka. Reformy te wiązały się z kosztami finansowymi, a szereg niedoróbek w ustawach wprowadzających te reformy przynosił kolejne fale niezadowolenia społecznego. Jednakże dopiero niekorzystna sytuacja w branży rolnej wywindowała w rankingach popularności obecnego w życiu publicznym od początku lat dziewięćdziesiątych Andrzeja Leppera. Ten przywódca rolniczego związku zawodowego a później również partii politycznej kreował się na trybuna ludowego, obrońcę społeczeństwa i przywódcę antyestablishmentowego ruchu domagającego się odejścia z polityki ojców polskiej transformacji systemowej. Tak właśnie ukształtował się populistyczny dyskurs antyliberalny.
Lepper i działacze Samoobrony nie przebierali w słowach. Nie mieli wątpliwości, że to właśnie „liberały-aferały” odpowiadają za fatalną sytuację społeczeństwa polskiego i ruinę polskiej gospodarki. Symbolem polskiej transformacji i zarazem symbolem błędów tejże transformacji Lepper uczynił Leszka Balcerowicza. W Liście Leppera przeczytać można wspomnienie pierwszego spotkania tego działacza rolniczego z ojcem polskiej transformacji gospodarczej. Lepper wspomina, jak „do mrocznego gabinetu Balcerowicza” wprowadził go „jeden z jego licznych asystentów”, jak to „minister finansów nie odzywał się (…), zapadał w rodzaj krótkotrwałego letargu, po czym wychodził z odrętwienia, wracał do świadomości, próbował słuchać, ale zaraz jakieś słowo go irytowało, więc znów popadał w rodzaj psychicznej zaciętości”[11]. „Balcerowicz musi odejść” – tak wykrzykiwał z poselskiej mównicy przyszły poseł, wicemarszałek, minister i wicepremier Lepper. Zapowiadał również, że postawi Balcerowicza przed sądem, trybunałami międzynarodowymi oraz że doprowadzi do jego skazania na obóz pracy za zbrodnie, jakich dokonał na narodzie polskim.
To była niewątpliwie nowa jakość, jeśli chodzi o specyfikę dyskursu antyliberalnego w Polsce. Z jednej bowiem strony podważone zostały właściwie wszystkie „świętości” polskiej transformacji, z drugiej zaś – rzeczywiście otwarto pole do bardziej krytycznej i może istotnie bardziej obiektywnej refleksji historycznej na temat polskiej transformacji. Populistyczna wersja antyliberalnego dyskursu, jaką wypromował Lepper, stała się na pewno kamieniem węgielnym tego ostrego i niestety kompletnie niemerytorycznego sporu, jakiemu przyglądamy się od kilku lat w polskiej polityce. Uruchomiona w 2005 r. retoryczna wojna między Polską solidarną a Polską liberalną byłaby na pewno możliwa bez Leppera, jednakże bez jego wątpliwej jakości spuścizny na pewno nie byłaby wojną tak zaciętą, dehumanizującą przeciwnika, dewaluującą jego jakiekolwiek zasługi i niemalże domagającą się jego ewaporacji. Paradoksalnie obie strony tego wyniszczającego dziś Polskę i Polaków sporu są „godnymi” kontynuatorkami dyskursu politycznego, którego ojcem był Andrzej Lepper.
[1] J. Eisler, Poznański Czerwiec’56. Uwarunkowania – Przebieg – Konsekwencje, Poznań 2007, s. 37.
[2] T. G. Ash, Polska rewolucja. Solidarność 1980-1981, Warszawa 1987, s. 4.
[3] B. Geremek, Polski układ nadziei, „Tygodnik Powszechny”, 17.06.1990.
[4] Tamże.
[5] I. Krzemiński, Szybko i powoli. Polski tygiel przemian, „Odra” 1990, nr 9.
[6] J. Kaleta, Harakiri?, „Wprost”, 13.10.1991.
[7] W. Bojarski, S. Kurowski, Fiasko liberalizmu, „Ład”, 4.07.1993.
[8] T. Pieronek, Kościół i gospodarka, „Ład”, 30.10.1994.
[9] A. Dudek, Historia polityczna Polskie 1989-2005, Kraków 2007, s. 257.
[10] E. Wnuk-Lipiński, Wyuczone bezradność, „Nowe Życie Gospodarcze”, 23.11.1995.
[11] A. Lepper, Lista Leppera, Warszawa 2002, s. 24-25.
„Postcards from Salem” / „Pocztówki z Salem”
Niewinność czarownic. Celebracja „dziewczyństwa” („siostrzeństwa”). Bycie razem.
Fotografie, scenografia: Magdalena Franczuk
Modelki: Orina Krajewska, Anna Jarosik-Tomala, Maria Dębska, Elżbieta Mielnik, Monika Kaleńska, Joanna Zagórska, Sabina Karwala, Zuzanna Rabiega, Anna Paliga, Małgorzata Twardowska, Magdalena Żak, Justyna Bugajczyk
Make-up, fryzury: Aga Zajdel